poniedziałek, 15 grudnia 2025

JAK WYCHOWAĆ ZAJĄCA

CHLOE DALTON

"Cień i słońce, tak też nasze życie się tworzy.
Ale pomyśl, jak wielkie jest słońce, a jak mały cień.”
motto na zegarze słonecznym

Zupełnie nie dziwi, że książka odnosi ogromny sukces. Natychmiast poddaję się jej urokowi. Zabiera w świat na wyciągnięcie ręki do dzikiej natury, jakże odmienny od miejskiej egzystencji. Chloe Dalton swobodnie przyciąga czytelnika, nie tylko pięknym stylem narracji, cudowną opowieścią, odwołaniami do literatury, ale także cennym przypomnieniem o fascynującym świecie przyrody i mieszkańcach. Szczegółowość opisów wywołuje zachwyt i radość poznawania, uświadomienie esencji i znaczenia detali stworzonych przez planetę. Przygarnięcie dzikiego zająca i spędzanie z nim kilku lat, stwarza możliwości uważnych obserwacji, wywołuje impuls dowiedzenia się jak najwięcej o naturze, umiejętnościach i zwyczajach zwierzęcia, a nawet stosunku człowieka do niego na przestrzeni wieków, w tym obecności w legendach, folklorze i polowaniach. Rodzi się poczucie odpowiedzialności i akceptowania niepewności o życie szaraka. Szacunek okazywany małemu stworzeniu, dostosowanie rytmu własnej codzienności do jego potrzeb, to zaledwie pierwszy krok na drodze wzajemnego poznania. Ale co zadziwiające, także dowiedzenia się o sobie czegoś, co wcześniej nie miało okazji ujrzeć światła dziennego.

Dzikie zwierzątko, znane z wyjątkowej szybkości poruszania się, potrafi wprowadzić spokój w życie kobiety, dotąd rozgorączkowane, nieprzewidywalne i obarczone stresem, narzucić nowy łagodny rozkład dnia, zainicjować spokojny rytm wykorzystania doby, zachęcić do spacerów, zwiększyć areał osobniczy, wyczulić na cudowność natury, poddać się pięknu okolicy, rozbudzić uśpioną wrażliwość, zachęcić do zdobywania wiedzy o królestwie roślin i zwierząt, podnieść świadomość zagrożeń dla przyrody ze strony jej samej i działalności człowieka. Dokonują się również zmiany w osobowości kobiety, wyrażaniu emocji, budowaniu cierpliwości, docenianiu milczenia, poczucia wolność, ulgi uwolnienia się od zawodowej maski doradczyni politycznej. Zajączek łagodzi nerwowe napięcie i niecierpliwość. A każda chwila spędzona z nim, chociaż ulotna, wydaje się cenna, bo prowadzi ku przewartościowaniu życia i poszukiwaniu odpowiedzi wyjaśniającej, na czym polega dobre życie. I bynajmniej nie są to zmiany chwilowe. Wszyscy mamy dostęp do natury, być może jest to nasze jedyne prawdziwie wspólne dziedzictwo i źródło nadziei na odnowę w naszym pełnym stresów życia. Teraz, kiedy większość ludzkości mieszka w miastach, powoli zatracamy więź z naturą, pięknem przyrody, możliwością bezpośredniego kontaktu z szeroko rozumianą zielenią i jej mieszkańcami. Potrzeba nam takich książek, "Jak wychować zająca" bardzo pomysłowo przypomina, skąd się nasz gatunek wywodzi i jakimi wartościami powinien kierować się w odniesieniu do środowiska naturalnego.

4.5/6 - warto przeczytać
literatura współczesna, 266 stron, premiera 15.10.2025 (2024)
tłumaczenie Tomasz Bieroń, ilustracje Denise Nestor, Jamie Whyte
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

niedziela, 14 grudnia 2025

KOŚCI PROROKA

AŁBENA GRABOWSKA

„Natura ludzka jest zawsze i wszędzie mniej więcej jednakowa.” 
Agatha Christie

Dotychczas wysoko oceniałam książki autorki, chętnie po nie sięgałam ze względu na ciekawie odmalowane klimaty i nasączenie emocjami, pomagał również historyczny rys i magiczne nuty („Lady M”; seria „Alicja w Krainie Czasów” – „Czas zaklęty”, „Czas opowiedziany”; seria „Stulecie winnych” – „Ci, którzy przeżyli”, „Ci, którzy walczyli”, „Ci, którzy wierzyli”). „Kości proroka” nie przekonały mnie, nie tego oczekiwałam, nie tak wyobrażałam sobie przygodę czytelniczą. 

Szalenie drażniła główna bohaterka, nie dało się z nią wytrzymać, totalny chaos w głowie, emocjonalna huśtawka, nieprzystosowanie do życia w rzeczywistości. Margarita Nowak nie wiedziała czego chce, jak się zachować, co mówić, jak patrzeć perspektywicznie, a nawet, co to znaczy miłość. Wątek romantyczny właśnie z jej winy stracił na blasku i cieple, prawdziwości i szczerości, żal było Dimityra. Miałam wrażenie, że świat kluczowych postaci kręcił się bardziej wokół jedzenia niż śledztwa. Rozumiałam, że autorka chciała jak najwięcej przemycić do powieści akcentów z kuchni bułgarskiej, ale wprowadzanie ich do scen, które nie na tym miały polegać, raziło nadmiarem. Ogólne i pobieżne śledztwo zasługiwało na większą oprawę i profesjonalizm. Przydałoby się mniej debatowania w oparach amatorstwa. Jak na thriller, mało było napięcia i niecierpliwości poznawania. Co do biblijnych opowieści, trochę zanudzały, lecz to subiektywne odczucie, inni czytelnicy mogli być w większym stopniu zainteresowani tematyką.

A co mi się podobało? Złożoność fabuły pod względem ścieżek czasowych. Ałbena Grabowska prowadziła czytelnika po scenariuszu zdarzeń z pierwszego wieku, dwunastego wieku i czasów współczesnych. Intrygująco przeplatała rozgrywające się wątki, zgrabnie łączyła nici wspólnych zależności i interpretacji. Do scenariusza zdarzeń włączyła kilka zaskakujących obrotów spraw, choć całość łatwa było wydedukować. Podobał mi się bułgarski rys nadany powieści, skierowanie w miejsca ciekawe lub szczególne, oprowadzanie po kulturze codzienności i mentalności narodu, sięgnięcie po historyczne akcenty. Z entuzjazmem, jakkolwiek to zabrzmi, przyjęłam szczególną brutalność morderstwa, oprawę wizualną złożenia zwłok i tajemnicę skrywaną za dziwaczną mieszanką języków i symboli wyrytych na skórze ofiary. Miejsce złożenia zwłok nietypowe.

Współczesność, czerwcowy dzień, teatr antyczny w Płowdiwie. Znaleziono sprofanowane nagie zwłoki mężczyzny, biznesmena z Warszawy, dawnego posła i działacza społecznego. Na zaproszenie bułgarskiej policji z Polski przyjechała Margarita, aby pomóc w śledztwie. Pierwszy wiek naszej ery, pojawienie się Nauczyciela, chrześcijańskiego proroka, prowadzącego uczniów do Jerozolimy. Dwunasty wiek naszej ery, wędrówka bogomiłów do Konstantynopola ze skarbami bractwa. Trzeba nadmienić, że Ałbena Grabowska przygotowała szeroką bazę, aby na jej podstawie przygotować przygodę dla czytelników, wyobrażam sobie, że zajęło to sporo czasu i trudu. Szkoda, że nie przełożyło się na ekscytację i entuzjazm wobec prezentacji złożonej intrygi. 

3/6 – w wolnym czasie
thriller, 488 stron, premiera 09.09.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

sobota, 13 grudnia 2025

TAJEMNICZY KLUCZ

LOUISA MAY ALCOTT

"Jak na razie, idzie nieźle; nie dopuszczę, by współczucie zmiękczyło mi serce, ani żeby mój cel się zmienił, póki nie dotrzymam obietnicy.”

Książka do przeczytania w krótszy wieczór czytelniczy, kiedy ma się chęć na opowieść z dreszczykiem. Zgrabnie zaprojektowana, długo nie pozwala łączyć tajemniczych wątków, co podkręca atmosferę niepewności i tajemniczości. Powstała dwa wieki temu i odbiega od oczekiwań odbiorcy, jednakże potrafi zaintrygować scenariuszem zdarzeń, dotarciem do sekretnej zawartości księgi pisanej przez wieki, poznaniem historii rodziny z niepokojącą przepowiednią i szalonym dziedzictwem. Postaci, jak na swoją epokę, zachowują się adekwatnie, egzaltowanie i melodramatycznie, jak na romantyczne dusze przystało. Pojawiają się nie tylko ufność, niewinność i ciepło, ale również ukryte intencje, złowieszcze znaki i nienaturalne siły. 

Louisa May Alcott atrakcyjnie tworzy mroczny klimat złowieszczych odwiedzin, długich cieni rodowych sekretów, dramatycznych zniknięć, sekretnych listów i tajemniczej miłości. Dobre wrażenia z przygody czytelniczej w dużej części odbiera zakończenie. Rozczarowuje pod względem formy i treści, ale mieści się w schematach klasyki połowy dziewiętnastego wieku. Kiedy lorda Richarda Trevlyna dosięga nagła śmierć, a jego młoda żona rodzi córeczkę, w posiadłości nastaje smutek straty zmieszany z radością nowego życia. Po jakimś czasie pojawia się szesnastoletni Paul i zdobywa serce domowników, zwłaszcza dziedziczki Lillian, służy dziewczynce jako partner do jazdy konnej. Jednak z dnia na dzień chłopak znika i nikt nie wie, gdzie i dlaczego. Zerknij też na świąteczną przygodę czytelniczą Louisy May Alcott "Gwiazdka. Opowieści ilustrowane", w sam raz na grudniowe wprowadzenie się w ciepły rodzinny klimat.

3.5/6 – w wolnym czasie
klasyka, wydanie ilustrowane, 116 stron, premiera 09.04.2025 (1867)
tłumaczenie Dorota Tukaj
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

piątek, 12 grudnia 2025

PIĄTE SŁOŃCE

NOWA HISTORIA AZTEKÓW

CAMILLA TOWNSEND

"Piąte Słońce opowiada o traumie podboju, ale także o przetrwaniu i ciągłości… Tutaj hiszpański podbój nie jest ani wstępem, ani punktem kulminacyjnym – jest punktem zwrotnym.”

Po „Ordzie” Marie Favereau i „Imperiach Normanów” Levi Roach, kolejna bardzo ciekawa i dobrze przygotowana publikacja oferująca odświeżoną wiedzę, tym razem o potężnej cywilizacji indiańskiej z Mezoameryki. „Piąte Słońce” uwzględnia dotąd mało znane źródła, utrwalane przez Azteków w języku nahuatl, azteckiej historii i literatury ustnej. Camilla Townsend kreśli wciągającą wielowarstwową opowieść, wychodzącą poza utrwalone stereotypy o przerażającym skrajnym barbarzyństwie i przejaskrawienia czynione przez szesnastowiecznych Hiszpanów na temat autochtonicznego ludu, i jego sojuszników. Ludu dominującego w środkowym Meksyku, czyli Mexica, oraz innych ludów również zamieszkujących środkowy Meksyk, z własnym językiem i kulturą, w większości podbitych przez Mexica, czyli Nahua. Autorka sięga po szeroki zakres źródeł badawczych i naukowych, rozmów z azteckimi nauczycielami i wykładowcami, pisarzami i wydawcami, a nawet filmowcami. Uwzględniając meksykański intelektualny dorobek, w tym roczniki nahuatlańskie, znacznie wzbogaca publikację.

Camilla Townsend przeprowadza czytelnika przez dokonywane odkrycia na temat egzystencji i osiągnięć Azteków, jak naprawdę wyglądała historia, czym charakteryzowała się kultura i na czym polegała religia. Bohaterowie książki zdawali sobie sprawę z tego, że politykę stanowią zmieniające się układy władzy, a nie religijne składanie ofiar. Postrzegali wymienność funkcji społecznych poza kategoriami dobra i zła. Znakomicie umieli oszacować własne szanse i techniczną przewagę wroga, nie wpadali w fatalizm i irracjonalność. Wykazywali gotowość do eksperymentowania z nowościami, pod warunkiem zachowania swojego poglądu na świat, oraz pragmatyzm, nie użalali się nad sobą. Zostali podbici, ale uratowali się przed zagładą, przeżyli, bo nie stracili równowagi. Niesamowita historia przezorności i przetrwania, zmiany wierzeń i praktyk, zachowania świadectw biegu zdarzeń i dziedzictwa kulturowego w opowiadaniach. "Piąte Słońce" czyta się pierwszorzędnie, z dużym entuzjazmem i zaciekawieniem, w przyjaznym i przystępnym stylu narracji. Początek każdego rozdziału urozmaica ilustracja i fabularne tło życia jednostki, tak aby poprzez przekonania i odczucia odbiorca głębiej wkroczył w świat Azteków. Oprócz licznych przypisów, wygodnego indeksu, tradycyjnej bibliografii, autorka dołączyła bibliografię roczników w nahualtl z komentarzami, dodatek o badaniu historii Azteków, zasady przybliżonej wymowy słów w języku azteckim, drzewo rodowe władców Tenocha, mapę Doliny Meksyku z 1519 roku i pomocny słowniczek.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, historia, 392 strony, premiera 09.09.2025 (2019)
tłumaczenie Andrzej Jankowski
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

czwartek, 11 grudnia 2025

IMPERIA NORMANÓW

JAK NORMANOWIE ZMIENILI EUROPĘ I ROZWINĘLI CYWILIZACJĘ ZACHODU

LEVI ROACH

"Dwie armie stanęły naprzeciwko siebie po obu stronach rzeki Epte w północnej Francji. Na jednym brzegu rozłożył się dwór króla francuskiego Karola III Prostaka...na drugim zaś świta Rollona, wikińskiego grabieżcy, który od kilku już lat grasował wzdłuż brzegów Sekwany.”

Wcześniej prezentowałam wrażenia po spotkaniu z książką „Orda” Marie Favereau, poświęconą mongolskiemu globalnemu zmienianiu świata, a teraz przybliżam równie wciągającą historię ludu z imponującą ekspansją i ogromnym wpływem na rozwinięcie cywilizacji. Tytuł „Imperia Normanów” okazał się atrakcyjną i wciągającą przygodą czytelniczą, co bardzo cenne, uwzględniającą najnowsze odkrycia i interpretacje historyków. Przystępnie i przyjaźnie przekazywał wiedzę, często łączoną z fragmentarycznych źródeł. Dopełnieniem okazały się poglądowe mapy, przydatny indeks, zestawienie przypisów i klimatyczna wkładka z kolorowymi zdjęciami. Ciekawą bazą prezentowanego materiału stały się istotne szczegóły i pomocne wyjaśnienia, przybliżające zrozumienie wkładu i rozmachu roli Normanów, jaką odegrali we wszechobecnych wpływach i kreśleniu mapy świata, zwłaszcza zachodniej Europy. Zadziwiające, jak wielkie pozostawili po sobie dziedzictwo w ramach osiedlania się i zapuszczania korzeni w nowych miejscach, oraz jak ewaluowała ich tożsamość, jak stopniowo zanikali dostosowując, integrując i wtapiając się w regionalne społeczności.

Potomkowie garstki wikingów, ludzi Północy, skandynawskich intruzów, piratów Rollana, którzy około dziewięćset jedenastego roku przypłynęli na ledwie kilku okrętach i osiedlili się w ujściu do Sekwany. Dokonali tego dzięki śmiałości, zaciekłości, szczęściu i pobożności. Niezaprzeczalnie, osiągnęli coś mega imponującego. Połączyli i zintegrowali duże połaci Europy Zachodniej i basenu Morza Śródziemnego. Ich wpływy sięgnęły także do Hiszpanii, Egiptu, Maroka, a nawet Azji Mniejszej. Wzmacniali ekspansje terytorialne, unie i zjednoczenia, zakładali potężne księstwa i rody arystokratyczne, nawiązywali bliskie powiązania z papieżem i Rzymem, uruchamiali ciąg wydarzeń osłabiających rządy. Wprowadzali kamienne zamki, rycerską służbę i kulturę rycerską, zaszczepiali nowe podejście do prawa i sprawiedliwości. Wraz z koronacją Fryderyka II na króla niemieckiego potęga i wpływy Normanów osiągnęły apogeum. Ostatecznie, Normanowie padli ofiarą własnego sukcesu. Do połowy trzynastego wieku trudno było już znaleźć jakichkolwiek Normanów poza Normandią. Jednocześnie byli wszędzie i nigdzie, ludem o sławnej przeszłości, lecz krótkiej przyszłości. Rozpłynęli się w otoczeniu i popadli w zapomnienie, ale ich spuścizna wciąż kształtuje oblicze świata.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, historia, 368 stron, premiera 28.10.2025 (2022)
tłumaczenie Tomasz Fiedorek
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

środa, 10 grudnia 2025

ORDA

JAK MONGOŁOWIE ZMIENILI ŚWIAT

MARIE FAVEREAU

"Opowieść zaczyna się na wschodnioazjatyckim stepie, gdzie na początku XIII wieku Czyngis-chan zjednoczył koczowniczych Mongołów i inne ludy stepowe, kładąc podwaliny pod największe lądowe imperium na świecie.”

Wiele skorzystałam na spotkaniu z książką. Przypuszczałam, że mnie zaciekawi, gdyż stosunkowo mało wiedziałam o Mongołach, ogólne informacje, ale nie spodziewałam się, że będę miała okazję wejść w tematykę z innej niż powszechnie przyjmowanej opinii. Już podtytuł naprowadził, że kierunek analiz i przemyśleń autorki pójdzie w stronę przywołania dziedzictwa i docenienia osiągnięć, lecz otrzymałam również mocny wydźwięk globalnego wpływu Ordy na historię świata. Zdominowanie kontynentalnego handlu euroazjatyckiego, wymiany dóbr i kultury na ogromne odległości, przerzucenie mostu między starożytnym Jedwabnym Szlakiem a nowożytną erą wielkich odkryć geograficznych, pomoc w stworzeniu największego jednolitego rynku w czasach przednowożytnych, wypełnienie luk dzielących rynki czterech stron świata i zaprowadzenie kontynentalnego ładu gospodarczego.

Marie Favereau ukazała fascynującą złożoną społeczną, polityczną i gospodarczą naturę ogromnej koczowniczej federacji zrodzonej z ekspansji Mongołów, konnych wojowników, w trzynastym wieku. Przywołała zapomnianą i tajemniczą historię Ordy, powstanie, rozwój na przestrzeni wieków, rozkwit Pax Mongolica, przekształcenia bez tracenia koczowniczego charakteru i historycznie zakorzenionej tożsamości. Prowadzenia szczególnej imperialnej polityki integracji, opartej na swobodzie tożsamości, pochodzenia, religii, stylu życia, praktyk, tradycji, własnej waluty podbitych ludów, w zamian za podpisywanie umów, obłożenie podatkami, często nawet zaniechanymi w intencji pobudzenia gospodarczego. Autorka wyjaśniała jak udało się połączyć koczowniczy lud i mieszkańców stepów z prowadzącymi osiadły tryb życia.

Pomogła w zrozumieniu zależności i niezależności od mongolskiego ośrodka władzy, stabilności wspartej jednocześnie ciągłością i zmianą, wyjątkową elastycznością i umiejętnością adaptacji. Kształtowania przez Odrę otaczającej rzeczywistości i wpływu zewnętrznego świata na Ordę. Monumentalnych zmian ułatwiających rozkwit sztuki, rękodzieła, rzemiosła i wiedzy. Wpisania mobilności, ekspansji, asymilacji, dyplomacji i handlu w strategię rządzenia. Pozornej politycznej i religijnej niekonsekwencji jako starannie obliczonej strategii i praktycznego podejścia. Fenomenalne utrzymanie odrębnego, a jednak globalnego, porządku społecznego i politycznego. Bardzo ciekawym aspektem okazało się spojrzenie na to, jak Złota Orda pomogła stworzyć współczesne państwo rosyjskie, włożyła wkład w rozwój Rosji, zwłaszcza Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, carstwa rosyjskiego, poprzez wspieranie interesów i umożliwianie niezwykłej witalności gospodarczej, a zatem obdarzając władzą i zasadniczo zmieniając bieg dziejów.

Publikacja nie sprawiła kłopotów w kwestii słownictwa odmiennego językowo i kulturowo, tym bardziej, że pojawiające się nazwy i terminy autorka szczegółowo wyjaśniała, a na końcu zamieściła słowniczek. Udało mi się zrozumieć różnice między ułusem i ordą. Przypomniałam sobie znaczenie słów chan i bej. Dostrzegłam dominację kryjącą się za sarajem i sporym niedopowiedzeniem w użyciu słowa stolica dla Karakorum. Odpowiadał mi styl narracji, przyjazny i przystępny, bez zbędnej naukowej terminologii, za to z entuzjastycznym i szczegółowym podejściem do historii Ordy. Jak na literaturę popularnonaukową, nie zabrakło przydatnego indeksu i rozbudowanych przypisów. Śledzenie terytorialnych ruchów ułatwiały liczne mapki, ilustracje i zdjęcia, znakomicie wprowadzały w klimat mongolskiej epoki, zaś komentarz do wydania polskiego wiele wyjaśniał w kwestii nazewnictwa.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, historia, 432 strony, premiera 14.10.2025 (2021)
tłumaczenie Adam Bukowski
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

wtorek, 9 grudnia 2025

KARMINOWY SZAL

JOANNA M. CHMIELEWSKA

"Kiedy Magda rzuciła tę zwariowaną propozycję, one ją podchwyciły. Bawiły się planowaniem i wyobrażaniem sobie, co mogłoby się zdarzyć.”

Książka zapewnia przyjemne czytanie, sympatyczne spędzanie czasu, wciąganie treścią i przesłaniami. Co prawda, trzy kluczowe bohaterki są młodsze ode mnie o ponad dwadzieścia lat, jednak nawiązuję z kobietami nić zrozumienia i sympatii. Targające nimi życiowe wątpliwości i obawy dawno już za mną, lecz wciąż potrafię przypomnieć sobie ich barwę i znaczenie. Pierwsze poważniejsze stanięcie na rozdrożu życia, w wieku niemal czterdziestu lat, potrafi wprowadzić wiele znaków zapytania, wybić z rutyny codzienności, zasiać ziarna niepewności. Nie ma znaczenia, czy dotyczy małżeństwa, rodzicielstwa, niedopasowania, utraconej miłości lub braku życiowego partnera. Jednakowo wyczerpuje emocjonalnie. Wówczas człowiek oddaje się refleksjom, zastanawia się, co by było, gdyby dokonał innych wyborów, czy uzyskałby coś więcej niż ma teraz. Często pokazuje nowe możliwości, dochodzi do bolesnych rozpadów i rozstań, kiedy indziej, wręcz odwrotnie, naprawia i cementuje to, co pozornie utracone. Fantastycznie, kiedy w procesie dowiadywania się czegoś więcej o sobie, własnych pragnieniach i marzeniach, można z kimś o tym szczerze porozmawiać, zdać się na obserwację niejako z zewnątrz, dotrzeć na przyjacielskiej stopie do źródeł wątpliwości i zahamowań.

Marta, Maria i Magda, po wielu latach milczenia, chętnie odświeżają bliskie relacje z dzieciństwa spędzonego w ośrodku leczniczo-rehabilitacyjnym. W ramach cyklicznych spotkań w kawiarni pogłębiają więź istniejącą między nimi, stają się powierniczkami, ale i też współdzielą tajemnicę z przeszłości. Joanna M. Chmielewska pozostawia młodym kobietom dużo swobody w rozmowach, stopniowo wprowadza w arkana ich osobistego życia, podkręca pragnienie odkrycia, jakim sekretem dzielą się przyjaciółki. Ciekawie portretuje kluczowe postaci, w wielu aspektach bardzo różne, z kontrastowymi osobowościami, z odmiennymi scenariuszami życia, ale ze wspólną nicią porozumienia i wzajemnej empatii pozwalającej na szczerą spontaniczność i prawdziwą troskę. Każda atrakcyjnie ubarwia powieść, pragnie symbolicznego karminowego szalu, odnaleźć siebie. Wspólnie nadają sympatyczny ton fabule. Narracja lekko niesie, czasem robi się za słodko, albo do głosu dochodzi małe osadzenie w prawdopodobieństwie zdarzeń i relacjach, jednakże przy pozytywnym nastawieniu do historii kobiet w niczym to nie przeszkadza. Książka w sam raz na jesienne i zimowe spotkanie, kiedy chętniej poszukuję ciepłych kolorów melodii życia na łamach stron i atrakcyjnie wybrzmiewających refleksyjnych nut. Inne poznane książki autorki przybliżone na Bookendorfinie: "Mąż zastępczy", "Poduszka w różowe słonie" i "Pod Wędrownym Aniołem".

4.5/6 – warto przeczytać
literatura obyczajowa, 224 strony, premiera 04.06.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

poniedziałek, 8 grudnia 2025

DOMEK DLA LALEK

PIETER VOS tom 1

DAVID HEWSON

"Czasami człowiek podejmuje decyzje. Czasami życie podejmuje je za niego.”

Bardzo lubię powieści kryminalne i sensacyjne, znakomicie relaksuję się przy nich po naukowej literaturze. Dużo ich czytam, naprawdę dużo, i wciąż nie mogę nadziwić się, że co jakiś czas trafiam na wyjątkową lekturę w tych gatunkach literackich, o której nie mam pojęcia, chociaż staram się uważnie śledzić nowości wydawnicze. I tak właśnie jest z „Domkiem dla lalek”. Książka przypadkowo wypożyczona z biblioteki, wydana przeszło dziesięć lat temu, znakomicie wpisuje się w moje gusta czytelnicze, lecz nie wiem dlaczego minęłyśmy się. Najważniejsze, że w końcu na nią trafiłam, gdyż niesamowicie wciągnęłam się. Odczułam potrzebę poszukania innych tytułów z twórczości Davida Hewsona.

„Domek dla lalek” wydał się intrygującą przygodą czytelniczą. Nie tylko ze względu na barwną i złożoną fabułę, ciekawą i nieschematyczną postać kluczową, frapująco rozwijane wątki i zagadki kryminalne, elementy starej i dobrej sensacji, ale też indywidualny klimat Amsterdamu. Miałam wrażenie poznawania ciekawej esencji egzystencji miasta, a nie tylko turystycznej perspektywy. Przemieszczałam się po ulicach, zaglądałam w mroczne strefy, przyglądałam się życiu zwykłych mieszkańców, w otoczeniu kanałów, kamienic, muzeów, kawiarni, czerwonych latarni, tulipanów i rowerów. W takim otoczeniu pojawił się słynny eks policjant, czterdziestoletni Pieter Vos, złamany niewyjaśnieniem sprawy zaginięcia córki. Kiedy w podobnych okolicznościach inscenizacyjnych zniknęła nastoletnia córka zastępcy burmistrza, komisarz policji nakłonił dawnego podwładnego do zajęcia się sprawą. W śledztwie, u boku Vosa, pierwsze szlify zawodu w wielkim mieście zbierała dwudziestoczteroletnia Laura Bakker. Bohaterka drugiego planu podkręcała powieść. 

Przyglądałam się czterem dniom splątanym brudnymi politycznymi sekretami, biznesowymi pułapkami podziemnego świata i policją postawioną w trudnej sytuacji. Hewson znakomicie rozlewał zło w mieście, podtrzymywał niedopowiedzenia w scenariuszu zdarzeń, rozmywał zbliżenia do prawdy, skracał czas na rozliczenia między postaciami. Nie potrafiłam wczuć się w relację Pietera z dawną życiową partnerką, matką zaginionej szesnastolatki Anneliese. Również rola w intrydze zdetronizowanego bandziora Theo Jansena wydawała się mało prawdopodobna, chociaż w zgodzie z duchem bossa kierującego się własnym kodeksem etycznym. Zaskoczyło mnie odkrycie tożsamości czarnego charakteru. Popieram stwierdzenie, które pojawiło się w książce, zdrowi psychicznie ludzie trzymają się od polityki z daleka.

5/6 - koniecznie przeczytaj
kryminał, 446 stron, premiera 18.02.2015 (2014), tłumaczenie Ewa Penksyk-Kluczkowska
Książka wypożyczona z biblioteki.

niedziela, 7 grudnia 2025

DUCHY I BOGINIE

KOBIETY W KOREAŃSKICH WIERZENIACH

JEON HEYJIN

"Mimo ewentualnych zmian i niedomówień w swojej obecnej formie obrazują one (podania o żeńskich zjawach) szczegółowo to, czego bały się w przeszłości mieszkanki koreańskich ziem. A są to kwestie być może znane z doświadczenia również współczesnym kobietom.”

Pierwsze spotkanie z mitologią koreańską, zatem każdą legendę, historię, opowieść, podanie i zeznanie śledzę z zainteresowaniem. Dla mnie coś zupełnie nowego i atrakcyjnego w odbiorze. Ponadto, liczę, że pomoże mi w lepszym zrozumieniu koreańskiej literatury, którą cenię ze względu na prosty, nieprzekombinowany, ale sugestywny styl pisania, wyjątkową wrażliwość w postrzeganiu świata i ludzi, ale także obecność czegoś z pogranicza rzeczywistości i metafizyczności. Jeon Heyjin wychodzi do czytelnika z ciekawym pomysłem na przedstawienie nadprzyrodzonych bytów, demonów, duchów przodków, bogini, zjaw i innych przeobrażonych. Wszyscy oni wpływają na ludzkie losy. Proponuje rozważania o sytuacji kobiet jako źródle i tle do opowieści o duchach. Mieszanka zabójstw, samobójstw, sprowadzania chorób, wyrażania żalu, urazy i żądzy zemsty, ma wynikać ze społecznej nierówności w traktowaniu kobiet i mężczyzn, głęboko zakorzenionego patriarchatu, niesprawiedliwości w rodzinnym życiu, pozbawiania praw i zasług, fałszywych oskarżeń i dotkliwych krzywd. 

Autorce zręcznie udaje się połączyć przeszłość, sięgającą prastarych ustnych przekazów, poprzez spisane od piętnastego wieku historie, aż do współczesnych rzeczywistych zbrodni i opowieści z dreszczykiem, z aktualną sytuacją kobiet, w wielu miejscach na świecie, wciąż istniejącym okrutnym traktowaniem, przemocą, dyskryminacją i lekceważeniem. Podoba mi się, że Heyjin stawia nie tylko na rzucające długie cienie teksty, ale również na odnajdywanie opiekuńczych istot, humorystycznych akcentów i żartobliwych uwag. Dostrzegam różnice między poszczególnymi gatunkami literackimi zwracającymi się w stronę koreańskiej mitologii. Dowiaduję się, czym jest „pokrewieństwo łona”. Zerkam w okno szamańskiej kultury. Rozszyfrowuję chilgeojiak. W „Dialogach mistrza Zhu” pojawia się wzmianka, jakoby bóstwa należały do niebios, a duchy – do świata ludzi. Te pierwsze są dzięki silnej energii wszechobecne, energia tych drugich zaś po śmierci słabnie i się rozprasza. 

Zerknij na wrażenia po zapoznaniu się z innymi książkami z serii bo.wiem (w odsłonie Mundus) przybliżonymi na Bookendorfinie: "Miasto Meksyk", "25 milionów iskier", "Córki samurajów", "O czasie", „Notre Dame”, "Sprzedam dinozaura", "Lizbona: Królowa Mórz", "Na zawsze w lodzie", "Biblioteka w oblężonym mieście", "Kolekcjoner porzuconych dusz", "Farmaceuta z Auschwitz", "Ziemia dyktatorów", "Śmierć w lesie deszczowym", "Koń doskonały", "Za milion lat od dzisiaj. O śladach, jakie zostawimy".

4.5/6 - warto przeczytać
mitologia, 302 strony, premiera 16.05.2025 (2021)
tłumaczenie Dominika Chybowska-Jang
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

sobota, 6 grudnia 2025

W KSIĘŻYCOWYM LESIE

MICHIKO AOYAMA

"A czyż już samo to, że człowiek ma marzenia, nie dodaje mu przypadkiem blasku?”

Fantastycznie, że tytuł został wybrany na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki, szalenie przyjemny utwór z przesłaniami. Przytula się do serca czytelnika, rozlewa w nim ciepło, wzbudza pokłady głębokiej wrażliwości, wprowadza wielobarwne emocje. „W księżycowym lesie” ujmuje wyjątkową delikatnością i sugestywnością, emanuje blaskiem ludzkiego życia, różnorodnością scenariuszy losów, zmianami wynikającymi z upływu czasu, cyklami narodzin w przyrodzie i naszych umysłach. Wydarzenia, na których Michiko Aoyama snuje miniaturowe opowieści, złączone naturalnymi splotami okoliczności, wzajemną obecnością i oddziaływaniem postaci, nie należą do łatwych, wcześniej czy później spotykają nas, niekiedy wielokrotnie. Pojawia się syndrom wypalenia na płaszczyźnie osobistej lub zawodowej, czasem z obu stron, i wówczas człowiek stoi na rozdrożu, wątpi w podjęte decyzje, czuje się osaczony, nie jest wzbudzić w sobie pewności co do kierunku, w jakim chciałby podążać.

Czterdziestoletnia Reika rezygnuje z pracy pielęgniarki w szpitalu i zastanawia się, co dalej począć ze swoim obszytym nicią nudy wzorem pozornego spełniania się. Wciąż mieszka z rodzicami i nie zanosi się, aby założyła własne ognisko domowe. Trzydziestoletni Honda przenosi się z prowincji do stolicy, aby spełnić marzenie o byciu komikiem. Pomimo braku sukcesu podejmuje wiele prób, nie brakuje mu determinacji, ale czy wystarcza talentu. Na razie pracuje w firmie kurierskiej. Pięćdziesięcioletniego właściciela warsztatu pojazdów dwukołowych zaskakuje decyzja córki o zamążpójściu, wyprowadzce z domu i urodzeniu dziecka. Nie potrafi poradzić sobie z zastrzeżeniami wobec zięcia. Zazdrości żonie bliskiego kontaktu z przyszłą matką. Zaledwie osiemnastoletnia Nachi za wszelką cenę dąży do usamodzielnienia, zarabiania własnych pieniądze i rządzenia swoim życiem. Licealistka w tajemnicy przed szkołą i matką, dorabia w firmie cateringowej. Dwudziestopięcioletnia Matsuko zaledwie trzy lata wcześniej wyszła za mąż a już małżeństwo rozczarowuje ją. Jako artystyczna dusza, pod pozorem potrzeby spokoju w procesie tworzenia, wynajmuje malutkie mieszkanie służące jako gabinet.

Zadziwiające, jak zgrabnie udaje się autorce zaplatać wspólne nici ludzkich losów. Nie dyryguje nimi, ale swobodnie nakłania do przenikania się i wywierania wzajemnego wpływu. Pozornie nieistotne słowa, dotyk i gest stają się impulsem do wyczekiwanych zmian, wyzwalaczem energii koniecznej do ich przeprowadzenia, źródłem pozytywnego nastawienia i wiary w siebie, pomocną dłonią niczym opatrznościowa opieka. I to właśnie człowiek człowiekowi staje się podporą, zamierzenie lub niezamierzenie, na większą lub mniejszą skalę, poważnie lub z humorem. Stopniowo zanikają dysproporcje postrzegania siebie i kogoś innego, na to miejsce wkraczają zrozumienie i szacunek. Patrzenie na innych przez pryzmat własnych wad i zalet, osobowości i temperamentu, ambicji lub rezygnacji, sukcesów lub klęsk, znacząco ogranicza punkt widzenia i odniesienia, wypacza formę relacji, skazuje na wewnętrzną samotność, wbija w stereotypy, wzbudza skłonność do uginania się pod presją społeczną. Ale i perspektywa spojrzenia na siebie oczami innych potrafi przygnieść, jakże ciężko pozbyć się tego toksycznego ciężaru, znaleźć w sobie siły na decyzje zmierzania pod wiatr, sprawdzić własne możliwości, odnaleźć prawdziwego siebie, wzmocnić walutę własnej wartości. Żyjemy w różnych indywidualnych światach, jednak nieustannie przekraczamy ich granice, a to że zbaczamy z kierunku i idziemy inną niż zwykle ścieżką, sprawia, że mamy okazję zyskać szerszą perspektywę i być bliższym prawdy o sobie.

Michiko Aoyama uświadamia, że liczy się nie tylko światło wydobywające się z nas samych, bliskich nam osób, znajomych i nieznajomych, ale również ujrzenie siebie w świetle innych, niczym odbijanie przez Księżyc słonecznego światła, prowadzącego ku szczęściu, miłości i spełnieniu. Krzywdzące potrafią być osądy za szybko wyrażane wobec drugiego człowieka, kiedy niedostatecznie uważnie przyglądamy się rzucanemu przez niego blaskowi. Nie doceniamy promieni aktywności innych wzbogacających nasz świat. Próbujemy zasłonić własne świecenie, gdyż wydaje się nam, że jest niewystarczająco silne, aby oświetlić drogę innym. I jak to w azjatyckiej literaturze, przyjazna narracja, niby prosta a na wskroś przenika duszę czytelnika, pojawiają się odniesienia do przyrody, obecny jest kot pełniący symboliczną rolę, spotykamy postaci sportretowane z głęboką wnikliwością. W "Księżycowym lesie" relacje międzyludzkie wpasowują się w zachowanie Księżyca, tworzą oryginalny klimat zależności i egzystencji.

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura współczesna, 222 strony, premiera 15.01.2025 (2022)
tłumaczenie Barbara Słomka
Książka wypożyczona z biblioteki w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki.

piątek, 5 grudnia 2025

KUBUŚ I JEGO PAN

MILAN KUNDERA

"Pod pewnymi względami mój pan może i jest głupi. Ale ja w jego głupocie znalazłem uroczą mądrość, której na próżno szukałbym w pańskiej inteligencji.”

Kiedy zachwycałam się „Kubusiem Fatalistą i jego panem” Denisa Diderota, nie przypuszczałam, że przyjdzie mi do niej powrócić w formie wariacji napisanej przez innego autora. Milan Kundera dla własnej przyjemności i ucieczce od dramatu na arenie historycznej oddał się procesowi tworzenia sztuki inspirowanej opowieścią o gadatliwym i wypełnionym werwą Kubusiem oraz jego znudzonym i ponurym panu. Powstały trzy akty, rodzaj hołdu dla Diderota. 

Pozytywnie odebrałam niewielki objętościowo utwór, dobrze się przy nim bawiłam, humor nie tak znakomity jak u Diderota, ale z pewnym urokiem, jednak przygody czytelniczej nie zaliczyłam porywającej. Doceniłam, że autor znakomicie bawił się podczas pisania, dał jakby odświeżoną dwoma stuleciami, ale własną wersję, zachował wiele punktów zaczepienia z oryginałem, lecz postawił na własne rozwinięcie, klimat i tempo akcji. Tylko pozornie mogłam powiedzieć, że to już było, bo nie miało to znaczenia, kiedy uwzględniłam źródła i okoliczności powstania utworu. Nie nastawiałam się na szukanie podobieństw i różnic, kroczyłam ścieżką pokonywaną przez dwóch różnych pisarzy, powieść i teatr, fantazję i inteligencję, fikcję i życie. Entuzjastycznie podeszłam do wprowadzenia napisanego przez Kunderę, wiele wyjaśniało i dopełniało. Wytyczne do sztuki budowały wizualny i ruchowy trzon, pomyślałam, że chętnie poszłabym na spektakl.

Wszystko, co nas spotyka na ziemi dobrego i złego, zapisane jest na górze. Nie jestem fanką deterministycznego spojrzenia na świat, ...człek nigdy nie wie, dokąd idzie…, przypisywania boskiej woli lub losowi tego, co dzieje się w życiu człowieka, jednakże wywołuję wynikające z tej perspektywy natychmiastowe pragnienie zaprzeczenia, przekory i przewrotności. Wyjawię panu wielki sekret. Odwieczny podstęp ludzkości. Naprzód znaczy byle gdzie. Z trudem, ale godzę się z nieuchronnością przemijania, nieustannego cyklu egzystencji, ciągłości w powtarzaniu historii w wymiarze ludzkości i scenariuszy jednostek, niekoniecznie współpracuję z determinantami ludzkiej natury i wypadam z fali sarkazmu nad rzeczywistością. Dzieje ludzkie pisane są na nowo tak często, że ludzie nie wiedzą już, kim są. Nie zgadzam się, że poza wyobraźnią i inteligencją niewiele mamy do dyspozycji, nawet jeśli zmieniają się czasy i postrzegania, od nas samych zależy to, co włożymy w codzienność składającą się na całość życia i społecznych relacji, w tym miłości, przyjaźni, oddania i szacunku, i do kompletu, nienawiści, zdrady, drwiny i oszustwa. Nie wyciągamy lekcji historii, nie uczymy się na przeszłości, ale ...czy ten, kto napisał w górze to wszystko, również sam się strasznie nie powtarzał, i czy nie wziął nas zatem za durniów...

3.5/6 – w wolnym czasie
literatura współczesna, sztuka teatr, 126 stron, premiera 10.04.2025 (1971, 1981)
tłumaczenie Marek Bieńczyk
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

środa, 3 grudnia 2025

LEKCJE CHEMII

BONNIE GARMUS

"Często najlepszy sposób, żeby poradzić sobie z czymś złym, to odwrócić to coś o sto osiemdziesiąt stopni, wykorzystać jako siłę, nie zgodzić się, żeby to coś złego cię definiowało.”

Po ostatnich niezbyt podchodzących mi książkach, omawianych w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki, wreszcie propozycja, która sprawiła wiele frajdy i radości, nie zapomniała poruszać ważnych zagadnień i skłonić do luźnych refleksji. „Lekcje chemii” ujęły nietuzinkowością, pozornie lekkim podejściem do fabuły, znakomitym wbiciem się w klimat komedii z wkładem dramatyzmu. Wywołały bardzo dobre wrażenie, co więcej, długo gościć będą w pamięci. 

Bonnie Garmus znakomicie poradziła sobie z powiązaniem ścisłego umysłu z romantyczną odsłoną duszy głównej bohaterki. Zaproponowała czytelnikowi wyjątkową podróż w świat chemii zaklęty we wzorach życia. Akcja toczyła się w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku, w południowej Kalifornii, w naukowym środowisku i w zaciszu domowych gospodarstw. Błyszczała również w telewizyjnym paśmie programu rozrywkowo-kulinarnego, przynajmniej takie były założenia wobec niego, ale jak dokładnie, sami musicie chwycić za książkę i przekonać się. Nie zawiodłam się, dynamicznie przewracałam strony, dostosowałam rytm do rytmu powieści.

Kluczową postacią była Elizabeth Zott, marząca o naukowej pracy, chemiczka koncentrująca się na badaniach i alienująca się społecznie. Jako wyjątkowo zdolna osoba wywoływała zazdrość wśród mniej bystrych i inteligentnych. Połowa dwudziestego wieku nie sprzyjała kobietom w realizacji pragnień, spełniania marzeń, a już z pewnością nie karierze na uczelni lub w instytucie. Męska dominacja wykluczała równouprawnienie i utrwalała dyskryminację płciową. Standardami męskich naukowców były paskudne kumoterstwo i kolesiostwo. Jednakże i kobiety potrafiły zachowywać się wrednie i złośliwie wobec innych kobiet, czując, że są dla nich zagrożeniem. 

Czy nieprzyjazne, krzywdzące i nietolerancyjne ze względu na płeć postawy nie są wciąż obecne w naszym społeczeństwie? Czy udało się je przez kilka dziesięcioleci wyeliminować, a może jedynie nadkruszyć i zmniejszyć intensywność? Czy nie mamy wrażenia, że mniejsze zarobki dla żeńskiej części społeczeństwa, podważanie kompetencji z tytułu urody, narzucanie roli opiekunki domowego ogniska, stygmatyzowanie samotnych niezamężnych matek, odbieranie własnej tożsamości żony poprzez zależność od męża, psychiczne i fizyczne molestowanie w pracy, niestety nadal są obecne, tylko zeszły z oficjalnej sceny i ukryły się zza kulisami poprawności?

Autorka podkręcała fabułę wyważonymi zdarzeniami i zgrabną konstrukcją portretów bohaterów, pierwszoplanowych i drugoplanowych. Każdy otrzymał konkretną funkcję i ciekawą interpretację. Ojciec samotnie wychowujący córkę, pomocna sąsiadka, plotkarska sekretarka, ginekolog zakochamy w wioślarstwie, ksiądz z cieniem padającym na moralność, listowy przyjaciel, wierny pies, i oczywiście, druga połówka uczuciowa Elizabeth, uznany naukowiec introwertyk. Kulturowe uproszczenia, sztuczne granice, krzywdzące stereotypy, seksistowskie uproszczenia, efektownie zderzały się z brawurą, determinacją i wiedzą. Sukcesy i porażki następowały po obu stronach barykady, każda odnotowała uszczerbek na pewności siebie, ambicji i godności, ale tylko jedna trwała w moralnym autorytecie, szacunku do siebie samej i prawdziwym poczuciu wartości. 

„Lekcje chemii” okazał się udanym debiutem, dostarczył rozrywki na wysokim poziomie, dobry humor wpleciony w treść, materiał do refleksji. Jak wiele może znaczyć zmiana i jak wbrew pozorom łatwo nadać impuls do jej rozpoczęcia, skoncentrować się na procesie a nie wymogu natychmiastowego zaistnienia? Tylko zmiana realizowana w dłuższym czasie będzie cechować się trwałością. Narracja przyjemna i zachęcająca, dbająca o równowagę emocjonalną i dawkę szczegółów. Książkę odebrałam w kategoriach utworu z cechami bajki dla dorosłych, to nie zarzut, ale uznanie dla Bonnie Garmus za pomysł na formę przedstawienia mnóstwa cennych przekazów, inspirujących spostrzeżeń i uświadamiających wskazówek. Czy zawsze musimy przystosować się do otoczenia, a może to właśnie ono powinno uwzględnić potrzebę zmian? Czy tak naprawdę można pogodzić macierzyństwo z karierą zawodową? Na ile silna jest nasza wola i determinacja, aby samemu projektować własne życie, teraźniejszość i przyszłość?

(zdjęcie: Biblioteka przy Zielonej)

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura współczesna, 458 stron, premiera 07.09.2022 (2022)
tłumaczenie Marek Cieślik
Książka wypożyczona z biblioteki w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki.

wtorek, 2 grudnia 2025

NIE PRZYZNAM SIĘ NIE JA ZABIŁAM

BEATA PASIK I ZBRODNIA W BUTIKU ULTIMO

GRZEGORZ GŁUSZAK

„Choć nie ma stuprocentowych danych, to niektóre badania wskazują, że w polskich więzieniach nie swoje wyroki odsiaduje od jednego do trzech procent osadzonych… od ośmiuset do dwóch tysięcy czterystu osób.”

Mieszane odczucia wobec książki, jak również wobec sprawy kryminalnej. Grzegorz Głuszak dołożył wszelkich starań, aby przedstawić zbrodnię, śledztwo, rozprawy i wyroki. Dał wgląd w różnorodne dokumenty, aby czytelnik szczegółowo zapoznał się i dokonał własnych interpretacji. Prowadził linię przewodnią narracji, ale też, co bardzo cenne, oddał głos kobiecie oskarżonej o morderstwo sprzed ćwierć wieku. 

Z zainteresowaniem wsłuchiwałam się w materiał i próbowałam wyrobić własną opinię. Przywoływałam z pamięci klimat towarzyszący nagłośnieniu w mediach wydarzeń z grudnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku, w warszawskim butiku Ultimo. Gorący temat długo nie schodził z nagłówków, ale nie było czemu dziwić się, centrum miasta, zbrodnia i młoda kobieta w charakterze oprawcy, oraz szaleństwo opanowujące opinię publiczną. 

Autor skrupulatnie podszedł do docierania do informacji, przekopywał archiwa, starał się jak najbardziej poznać Beatę Pasik, posiłkował się nie tylko pisemnymi świadectwami, ale również rozmowami ze specjalistami z wybranych dziedzin. Widać było, że sprawa wywołała i u niego silne przeżycia, pragnienie doprowadzenia do uzyskania wolności przez kobietę, oczyszczenia z zarzutów i wskazanie tożsamości mordercy. Nie przekonywał sposób prowadzenia narracji, irytowało zbyt dużo powtórzeń. Na plus fabularyzacja rekonstrukcji scen i przeżyć więźniarki. 

Przeszkadzało mocne emocjonalne zaangażowanie autora w opisywaniu sprawy. Wolałam większą bezstronność, gdyż sama potrafiłam analizować informacje, poddawać interpretacji i wyciągać wnioski. Uważałam, że serdeczność i życzliwość wobec Pasik nie powinna znaleźć się na łamach książki, miałam wrażenie, że to pójścia o krok za daleko od obiektywności. Jednak rozumiem, czym kierował się Grzegorz Głuszak jako człowiek podlegający sprzeciwowi wobec niesprawiedliwości, jako autor przywołujący silne emocje wciągające odbiorcę historii, chociaż niekoniecznie jako dziennikarz bezpośrednio sugerujący niewinność Beaty Pasik. 

Pomimo kilku zarzutów, warto było sięgnąć po „Nie przyznam się nie ja zabiłam”. Książka traktowała o zbrodni w butiku Ultimo, jednocześnie obrazowała funkcjonowanie polskiego wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania. Spotykamy się z brakiem kompetencji i umiejętności, uniezależnieniem od polityki i biznesu, ale nie możemy generalizować, ponieważ wielu przedstawicieli tych środowisk imponuje wiedzą, etyką, intuicją i etosem zawodowym. 

4/6 – warto przeczytać
reportaż, 529 stron, premiera 23.09.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 1 grudnia 2025

WROCŁAWSKA MADONNA

JOLANTA MARIA KALETA

"Żebyś ty widział, w jakich warunkach te wspaniałe dzieła sztuki wożono tam i z powrotem, jak je składowano i przerzucano z jednego kąta w drugi, aby tylko nie wpadły w ręce tych słowiańskich barbarzyńców.”

Przyjemnie spędziłam czas z „Testamentem Templariuszy”, powieścią kryminalną, która podbiła moje serce malowniczością, plastycznością języka, bogactwem słownictwa, dbałością o szczegóły i ogromną wrażliwością historyczną. Podobała mi się niezwykle intrygująca fabuła w „Riese. Tam gdzie śmierć ma sowie oczy”, doceniłam mnóstwo zaskakujących wydarzeń i przekonująco przedstawione sylwetki bohaterów. „Wrocławska Madonna” również emanował wdziękiem, jednak nie błyszczała tak jasno, jak poprzedniczki. Książka oferowała przewidywalną, chociaż zgrabnie ułożoną, mieszankę kryminalnych nut, sensacyjnych incydentów, tajemnic wojennych, miłosnego wątku i przygody ze sztuką, a wszystko osadzała w realistycznie odmalowanym tle historycznym. 

Wrocław w tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym roku niemal przestał istnieć, gdzieniegdzie tliło się jeszcze życie, odchodzili niemieccy mieszkańcy i przybywali polscy. Bombardowanie i ostrzał, gwałty i morderstwa, bieda i pożary, a w tym chaosie, gęstym dymie i pyle zniszczonych budowli, chwiejne losy „Madonny po Palmami” Łukasza Cranacha Starszego. Ćwierć wieku później, obraz powinien wisieć w prywatnej kaplicy arcybiskupa wrocławskiego, lecz trafiła tam niezbyt udana kopia. Co się stało z oryginałem, jakie przemierzył szlaki, w czyim był posiadaniu, jak go odzyskać? Odpowiedzi na te pytania miał znaleźć czterdziestoletni Marek Wolski, historyk sztuki i przyjaciel duchownego. Sprawa delikatnej materii, nie tylko ze względu na dzieło sztuki, ale także na konflikt między komunistycznym państwem a Kościołem. Wolski uzyskał nową tożsamość w ściśle tajnej operacji, miała mu pomóc w podróży za mocno wytartymi śladami obrazu. Presja czasu rosła, niebezpieczeństwo intensyfikowało się, w środek akcji wkroczyły piękne kobiety. Czy obraz podzielił tragiczne losy wielu innych polskich dzieł? A może sprzyjał mu splot zagmatwanych okoliczności? Jak bardzo fikcja i fakty mieszały się w powieści?

3.5/6 – w wolnym czasie
sensacja, 268 stron, premiera 13.08.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

ROMANS MUMII

MIŁOŚĆ Z CZASÓW TUTENCHAMONA

TEOFIL GAUTIER

„Jedni szukają złota, drudzy prawdy, dwóch najcenniejszych rzeczy na świecie.”

Fascynacja starożytnym Egiptem, cudami jego ziemi, odkryciami badawczymi i naukowymi z połowy dziewiętnastego wieku, w tym odszyfrowaniem pisma hieroglifowego, eksploracją zjawiskowych dzieł sztuki, podziwem dla projektów architektonicznych, wyjątkowym bogactwem wnętrz grobowców, zrozumieniem idei religii i pochówków, przełożyły się nie tylko na prace naukowe, ale również weszły do powszechnej szeroko rozumianej kultury. Teofil Gautier, zapewne pod silnym urokiem egipskich cudów, w nurcie romantyzmu, stworzył nowelę łączącą elementy romansu z przepiękną oprawą egipską sprzed trzech i pół tysiąca lat. Miałam wrażenie, że wątek gorącego uczucia był jedynie wabikiem dla czytelniczek spragnionych delikatnej sensacji sercowych. Książka powstała w tysiąc osiemset pięćdziesiątym roku i skłaniała się ku ówczesnym oczekiwaniom odbiorców. 

Zasadniczym rdzeniem był starożytny Egipt, autor w niezwykle sugestywny, barwny i plastyczny sposób przybliżał jego odsłonę z różnorodnych stron. Czułam, że weszłam w tamten świat, żyłam w nim, doświadczałam owianej nicią tajemnicy historii, postrzegałam przeszłość oczami faraona Tutenchamona, jego dworu i zwykłych ludzi. Ogrom szczegółów i detali połączonych w zgrabnej i przekonującej narracji, a brałam pod uwagę, że „Roman mumii” powstał sto sześćdziesiąt siedem lat temu, było również wkroczeniem w inną epokę postrzegania świata i prezentowania literatury. To również książka w książce, pierwszy człon to współczesność, oczywiście, z perspektywy francuskiego pisarza, w której grecki spekulant Argyropulos za finansową gratyfikację odstąpił wejście do odkrytego przez siebie grobowca lordowi Evandale i doktorowi Rumphiusowi. 

Wielką ekscytację u Anglika i Niemca wzbudziła świadomość, że penetrowali coś, co wcześniej nie zostało dotknięte przez profanatorów. Patrząc na sposób obchodzenia się z korytarzami, zawartością grobowca, sarkofagiem i mumią, zakłócania snu i spokoju planowanego po wieki, uwzględniając dzisiejsze podejście do dbałości i eksploracji sztuki, nazwałam ich szkodnikami i dewastatorami. Drugi człon powieści, zajmujący znaczną objętość, to przejście w świat fantastyki, wyobraźni Teofila Gautiera na temat stylu egipskiej epoki klasycznej, odwrócenie klepsydry wieczności, wyimaginowane wskrzeszenie Tahoser, córki wielkiego kapłana Petamunofa, opowieść o jej miłości i miłości do niej. Czyż nie jest prawdą, że Egipt może tworzyć jedynie rzeczy wieczne? Niedawno czytałam "Mity i legendy starożytnego Egiptu" Rogera Lancelyna Greena, sądzę, że książka mogłaby być ciekawym rozszerzeniem "Romansu mumii".

3.5/6 – w wolnym czasie, portal do starożytnego Egiptu
fantastyka, romans, klasyka, 176 stron, premiera 19.03.2025 (1858)
tłumaczenie Bronisława Neufeldówna
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

niedziela, 30 listopada 2025

CIĘŻAR NATURY

JAK ZMIANY KLIMATU WPŁYWAJĄ NA UMYSŁ, MÓZG I CIAŁO

CLAYTON PAGE ALDERN

"Nosisz Matkę Ziemię w sobie. Ona nie jest na zewnątrz ciebie.”
Thich Nhat Hanh


Wreszcie trafiam na książkę, która nie koncentruje się na opisywaniu zmian klimatycznych, ale przybliża ślady, jakie środowisko zostawia na ludzkim samopoczuciu i zachowaniach, dowodzi bezpośrednich ingerencji. Degradując planetę, dyrygując nią, sprawiając nad nią kontrolę, nieodwracalnie przeobrażamy świat, w tym gatunek ludzki. Na co dzień widzimy i odczuwamy gwałtowne zmiany środowiska, wyraźne skutki zmian klimatu, lecz nie dostrzegamy subtelnego nacisku na nas sił przyrody, nie zastanawiamy się, jak wpływają na organizmy, a wiele w tej sferze dzieje się, i to nieodwracalnie. Zmiana klimatu nie tylko już nadeszła – ona jest w nas samych. Nasze mózgi tworzą wewnętrzną reprezentację świata, przewidują funkcjonowanie i stopniowo dostosowują się do nowego. Ciała podlegają drobnym transformacjom. Umysły radzą sobie z psychologicznymi wyzwaniami. Żałoba klimatyczna, lęk ekologiczny, lęk klimatyczny, melancholia środowiskowa, zespół stresu przedurazowego, jakkolwiek zdefiniować, to psychologia klimatu ma czym zajmować się. 

Clayton Page Aldern uzmysławia, że ciężar natury jest kotwicą i łączy nas z Ziemią. Oferuje naukowe spojrzenie na wpływ zmian klimatu na ludzi. Przeobrażenia procesów klimatotwórczych wracają pośrednio i bezpośrednio do gatunku ludzkiego, podlega on przeobrażeniu od środka. Autor pokazuje powiązania między światem zewnętrznym a wewnętrznym, jak zbaczamy z kursu ludzkiego życia. Utrata krajobrazu ściąga nas w kierunku depresji. Wiele dzieje się z pamięcią, poznaniem i zachowaniem, w tym agresją i podejmowaniem decyzji w czasie rzeczywistym. Toksyny środowiskowe wpływają na zdrowie neurologiczne, infekcje, traumy, ekstremalne urazy psychiczne. Czy uświadamiamy sobie przenikanie zmian klimatu do narządów zmysłu, sposobów komunikowania bólu, kształtowania języka, w tym percepcji i szkodzenia sobie nawzajem? Jak silna jest zdolność globalnego klimatu do pogłębiania ubóstwa, napięć społecznych, nieudolnego przywództwa i słabości instytucji politycznych? Dotąd nie miało znaczenia, jak czuje się Ziemia, jedynie my mieliśmy uczucia, ale już dosięgła nas presja czasu na przedefiniowanie pojęcia zmian klimatu i wdrożenie prawdziwych środków zaradczych.

Publikacja napisana w klarownym i przyjaznym stylu narracji. Naukowe pojęcia nie sprawiają trudności w przyswajaniu. Materiał wzbogacają cytaty, fragmenty książek, historie, uwagi, skojarzenia, przykłady z życia i przyrody. Nie brakuje szczegółowych przypisów i przydatnego indeksu. „Ciężar natury” wymaga skupienia od strony troski o środowisko i gatunek ludzki, odsłania zaskakujące fakty na temat planety i klimatu, potwierdza proces dokonujących się zmian i transformacji. Skłania do refleksji, nie tylko o ekologicznym podłożu, ale również przyszłości Ziemi i jej mieszkańców. Zerknij na inne książki z pasjonującej serii bo.wiem, z kategorii #nauka, prezentowane na Bookendorfinie ("Dzikie pomysły natury", "Siła precyzji", "Niezwykłe zmysły", "Atlas sztucznej inteligencji", "Motyle", "Szczepienia", "Superwulkany", "Wielka księga Marsa", "Teorie spiskowe", "Ryby mają głos", "Najlepiej spożyć przed", "Prawdziwe fałszerstwa", "Supernawigatorzy", "Ukryty geniusz", "Szarlatani", "Homo hapticus", "Pierwsze znaki", "Magia bioinżynierii", "Niedostosowani", "Geniusz ptaków", "GPS mózgu").

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, klimatologia, biologia, 318 stron, premiera 12.11.2025 (2024)
tłumaczenie Magdalena Rabsztyn-Anioł
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

sobota, 29 listopada 2025

CZARCIE WZGÓRZE

EUGÈNE SUE

"Tak, ma przyjaciół, których niebezpiecznie jest spotkać wieczorem na wybrzeżu, nocą w lesie albo w górach po zachodzie słońca.”

Krótka powieść, zaledwie 130 stron, zatem mało przestrzeni na rozwinięcie wątków i przygotowanie gruntu pod szerszą przygodę, za to wystarczająco, aby nadać jej awanturniczy klimat. Akcja dynamicznie rozwija się, a każdy rozdział przynosi zaskakujący obrót spraw. Kondensacja zmiany nastawienia wobec postaci i zdarzeń, naprzemiennego odwracania ról dobra i zła, mnożenia fałszywych bytów, cechuje sprawny warsztat pisania. Książka sprzed stu osiemdziesięciu trzech lat, traci na oryginalności z perspektywy współczesnego czytelnika, w końcu to niemal dwa wieki, różne epoki, jednak niezaprzeczalnie stanowi coś wielce intrygującego w swoich czasach. Ciekawie rozpisana przygoda, mnożące się tajemnice, egzotyczny klimat, morskie podróże, wyspa ze ściśle strzeżonym zamkiem i osobliwi mieszkańcy. To zaledwie elementy tła fabuły, podobnie jak ostrzeżenia, niebezpieczeństwa, dzikie wycie i przygnębiające milczenie, albo wysokie pionowe grafitowe skały, przerażająca przepaść i podziemny loch, miejsca akcji podatne na podkręcenie wyobraźni odbiorcy opowieści.

Eugène Sue zręcznie manipuluje napięciem i niepewnością, śmiało podgrzewa atmosferę lęku, udanie używa narzędzi portretowania postaci. Główny bohater, Croustillac, wywodzący się z ubogiej rodziny szlacheckiej, wesoły awanturnik, beztroski poszukiwacz przygód, balansujący na granicy prawa, wpada w sidła pułapki, którą sam na siebie zastawia poprzez śmiałą i ryzykowną obietnicę. Misjonarz Griffon z głęboką wiarą pomocy ubogim, kiedy tylko się pojawia, sprawia, że rzeczy przybierają zadziwiający obrót. Sinobroda, młoda trzykrotna wdowa, nadzwyczaj bogata, wyjątkowo strzeżona przez korsarza, łowcę dusz i ludożercę, owiana przerażającymi legendami w oczach mieszkańców wyspy. Ścieżki losów wykreowanych osób przecinają się wielokrotnie i zaskakująco. Autor stawia nie tylko na przygodę, rozpoczynającą się pod koniec tysiąc sześćset dziewięćdziesiątego roku, licznych bohaterów z sekretami i zleceniami, ale również na obraz kolonialnego świata, jasną i mroczną mentalność ludzką, niezmienną pomimo różnorodnych okoliczności i upływu wieków. Wszystko rozwija na tyle, na ile pozwala mu objętość książki, żałuję, że nie więcej i głębiej. Odbieram „Czarcie wzgórze” jako szkic potencjalnie obszernej wciągającej opowieści, jak w przypadku „Tajemnic Paryża” (prezentowałam na Bookendorfinie), jednakże spójny i atrakcyjny, w sam raz na wieczór w aurze tajemniczej awanturniczej przygody. 

3.5/6 – w wolnym czasie
powieść awanturnicza, klasyka, 128 stron, premiera 18.06.2025 (1842), tłumaczenie anonimowe
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

piątek, 28 listopada 2025

NA SKRAJU WIELKIEGO LASU

LEO VARDIASHVILI

„My (Gruzini) nie mamy wina we krwi. Ono jest naszą krwią.”

Szybko chwyciłam za książkę pod wpływem impulsu, intuicyjnego przyciągania i większego niż zazwyczaj zainteresowania treścią. Wiele dzięki tej decyzji zyskałam. Niesamowicie spodobała mi się przygoda czytelnicza, natrafiłam na coś oryginalnego, zdecydowanie wartego poznania, na materiał do głębszego przeżywania. Krwawa i cierpiąca Gruzja nie powinna mieć w sobie aż tyle magnetyzmu, a jednak, Leo Vardiashvili ukazał ją w formie przemawiającej do serca. Kraj na pograniczu Europy i Azji, z dramatyczną wielowiekową historią, wyniszczony siedemdziesięcioletnią sowiecką okupacją, wojną domową (1991-1993), która zburzyła stary porządek, uwikłała w krwawy zbrojny konflikt etniczny z Abchazją i Osetią Południową, zabrała tysiące ofiar, zmusiła do przesiedleń, drastycznie obniżyła standard życia. Brakowało jedzenia, wody, gazu, prądu. Jeszcze tydzień wcześniej żyli normalnie – i nagle stali w kolejkach po chleb i nosili wodę ze studni.

Wraz z kluczową postacią przemieszczałam się po opuszczonych poradzieckich blokowiskach, ulicach naznaczonych strachem i biedą, najstarszej dzielnicy i najstarszym cmentarzu w Tbilisi, a dla kontrastu także po zamożnej części i świadectwach nowoczesności jako punktach na mapie. Zastałam obraz miasta sparaliżowanego przez gwałtowną powódź z czerwca dwa tysiące piętnastego roku, z zalanym ogrodem zoologicznym i licznymi poruszającymi się po stolicy zwierzętami. Podobnie jak główny bohater powieści, poddałam się kilku odmianom okupacji, zwierzęta rozszalałej wodzie, zaś człowiek mrocznej przeszłości, stracie i przymusie poszukiwań. Sugestywnie odbierałam gruzińską mentalność, gościnność, radzenie sobie z przeciwnościami, oszczędzanie innym bolesnej prawdy, postawienie na wszystko albo nic, balansowanie na granicy katastrofy, strategię ucieczki w kaukaskie góry podczas zagrożenia ze strony najeźdźców.

Saba jako ośmioletni chłopiec, wraz z starszym o dwa lata bratem, i ojcem opuścili niebezpieczną Gruzję, po tułaczce osiedlili się w Londynie i zaczęli wieść zwyczajne życie. Jedyne, czego im emocjonalnie brakowało, to obecności pozostawionej ze względów ekonomicznych w ojczyźnie matki. Autor zadawał ciekawe pytania, czy człowiek bez przeszłości, bez znajomości historii, bez osadzonych głęboko korzeni, ma szansę zdobyć wewnętrzny spokój i odczuć moc poczucia przynależności? Czy, jak to mówi Nodar, jedna z ważniejszych postaci, wystarczy wetknąć sobie piórka w dupę, żeby stać się kogutem? Dlaczego powiadają, że do domu nie da się wrócić? Czy to, co się kiedyś tak bardzo kochało, może stać się źródłem największego zwątpienia i lęku?

Po osiemnastu latach Saba podążał szlakiem bliskich, milknących wiadomości, przerażających snów, Tbilisi usianego wspomnieniami i głosami zmarłych osób. Było w tym wiele symboliki i metafory. Aura powracających dialogów z bliskim, którzy odeszli, na wskroś przenikała myśli i wyobraźnię młodego mężczyzny, poddawała kierunek działań, odkrywała tajemnice, pomagała, ale i wciągała w pułapki. Miejsca odwiedzane po dwóch dekadach, świadectwa brutalnej historii, również rodzinnego życia, przemawiały w szczególny sposób, utwierdzały w zakorzenionych odczuciach, negowały zafałszowania wspomnień. Utrata czegoś cennego boli. Ale jeszcze bardziej boli, gdy odzyskany skarb jest popsuty. Wszystkiemu przyglądał się posąg Matki Gruzji.

Vardiashvili utrzymywał szybkie tempo akcji, co nie znaczy, że nie pozostawiał przestrzeni do snucia rozmyślań o różnorodnej tematyce. Życiu, miłości, przyjaźni, poświęceniu, oddaniu, także nienawiści, zdradzie, manipulacji i kłamstwie. Element wyrywkowej kontroli i pościgu policji, ucieczka przed nią, podążanie ścieżką usypaną okruchami świadectw istnienia, literackiej opowieści, wymyślnymi wskazówkami, punktami zaczepienia, autor prowadził w ekscytującym i zajmującym stylu. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że bezpośrednio uczestniczyłam w podróży o kilku znaczeniach, tak dobrze odbierałam emocje, odczucia, wątpliwości i prawdę. Pasował mi styl narracji, na przemian ciepły i chłodny, poważny i z humorem, ironiczny i dosłowny. Żeby odrzeć coś ze znaczenia, czasem trzeba to obśmiać. Szalenie udany debiut literacki.

5/6 – koniecznie przeczytaj
literatura współczesna, 382 strony, premiera 22.10.2025 (2024), tłumaczenie Ewa Borówka
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

czwartek, 27 listopada 2025

CZY NIKA ZNIKA?

ANNA BICHALSKA

"Chyba każdy człowiek jest trochę jak książka.”

Niesamowicie ciepła i przyjazna książka, jedna z tych, co chętnie się przytula do serducha, entuzjastycznie chłonie słowa, intuicyjnie odbiera ważny przekaz. Czytałam ją dzieciom z klubu młodych pasjonatów książek i widziałam jak bardzo do nich przemawiała, jakby znajdywały styczność z własnym doświadczeniem życiowym. Odnajdywały w niej odpowiedź na nurtujące ich, w mniejszym lub większym stopniu, myśli o własnym znikaniu w oczach bliskich, o którym niekoniecznie potrafiły opowiedzieć rodzicom. 

Współczesne czasy charakteryzują się pośpiechem, pogonią za pracą i pieniędzmi, nie sprzyjają spokojnej celebracji codzienności i społecznych kontaktów. Bliskość przybliża się do powierzchowności, towarzyszenie zmienia się w nieobecność, poświęcanie uwagi najbliższym staje się dobrem luksusowym, a niezastopowane zapominanie wkracza w szkodliwy nawyk. Ale czy naprawdę tak ma być, czy nic z tym nie można zrobić, dokąd zaprowadza to rodziny? Dlaczego akceptujemy stopniowe zanikanie szczerych gestów, spojrzeń i słów, intensyfikującą się izolację, pozbawianie uczuć i wspomnień. Nie warto do tego dopuszczać, trzeba działać póki jeszcze nie jest za późno. Jak? Kierując się sercem, otwartością, prawdą i wyczuciem, spędzać czas z dziećmi na różne sposoby. Niekiedy trzeba coś wymyślić i stworzyć, aby powiadomić otoczenie o własnym znikaniu w jego oczach i nieobecności?

Anna Bichalska przedstawiła historię sześcioletniej Niki, dziewczynki wrażliwej na otaczający świat, chętnie przebywającej wśród przyrody, radośnie poddającej się przygodom. Wiele działo się w jej życiu, przeprowadzka z szarego wieżowca do domu z ogrodem i huśtawką, odkrywanie bajkowego przejścia do sąsiedniego starego domu z pięknym ogrodem i niezwykłą właścicielką. Poznawanie budynku z mnóstwem kryjówek i tajemniczych zakamarków, magicznego zapachu książek i przedmiotów z przeszłości. Kiedy rodzice za sprawą zaangażowania w życie zawodowe przestali bawić się z Niką, a nawet zwracać uwagę na to, co do nich mówiła, dziewczynka czuła, że najwyższy czas dać im o tym znać, przypomnieć, co jest największym skarbem ich życia. 

Jak sobie poradziła z zadaniem, jakim sposobem, w jakim stylu? Tego dowiecie się ze stron „Czy Nika znika?”. Historię szybko czytaliśmy, spodobała się nam przyjemna narracja, wpatrywaliśmy się w barwne ilustracje znakomicie dopełniające treść. Autorka podsuwała młodym odbiorcom pomysł na pisanie tradycyjnego listu, nie musiał być tekstem, mógł być stworzony z obrazków. Najważniejsze, aby wyrażał emocje i oczekiwania, zapewniał adresata o potrzebie bliskości i miłości, skłonił do zmiany zachowania i uznania potęgi wspólnie spędzonych chwil. Właśnie taką lekcję radzenia sobie z życiowymi doświadczeniami i odczuciami dostałam ponad pół wieku temu od mojej mamy. Zapewniam, że działała dawniej i wciąż rewelacyjnie się sprawdza.

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura dziecięca, wiek 5+, 80 stron, premiera 03.03.2025
tłumaczenie, ilustracje Marta Rydz-Domańska
twarda okładka, format 16,5cm x 23,5cm
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Bis.

wtorek, 25 listopada 2025

JA KONTRA MÓZG

PORADNIK DLA TYCH, CO MYŚLĄ ZA DUŻO

HAYLEY MORRIS

"Każdy z nas musi się nauczyć dbać o swoje małe, szare, gadatliwe komórki mózgowe. Mózg jest jak dzikie zwierzątko, którym warto się zaopiekować.”

No cóż, zupełnie nie tego spodziewałam się po książce. Nie potrafiłam się z nią zgrać, nie wciągnęłam się w tematykę, inaczej, może nie tyle w tematykę, co wybrane zagadnienia do omówienia. Nie nawiązałam więzi z autorką, choć tak wiele przekazuje o swoim życiu, także bardzo intymnym i sekretnym, bo obejmującym ukryte myśli. Nie czułam, aby publikacja czegoś mnie uczyła, na coś szczególnego zwracała uwagę, czy podsuwała materiał do refleksji. Być może to kwestia odległości pokoleniowej między mną a autorką, innego spojrzenia na otaczający świat, ludzi i siebie samego. A może niedopasowanie wynikało z innego poczucia humoru, ale nie twierdzę, że był zły lub nieodpowiedni, po prostu nie trafiał do mnie. Albo zwyczajnie w świecie, obszar, w którym poruszała się komiczka tiktoka wydał mi się zawężony i wypaczony, przekoloryzowany i spłaszczony. Liczyłam na więcej treści mniej zabawy. Nie sądzę, aby przyczyną zawodu była śmiałość w podejmowaniu pozornie wstydliwych zagadnień, nie mam z tym najmniejszych problemów. Przyczyn bardziej upatrywałabym w tym, że nie byłam docelowym odbiorcą „Ja kontra mózg”, gdyż co prawda, czasem doświadczam przywoływane myśli, jednak nie przybierają kształtu natrętnych, dokuczliwych i przerażających. 

Ale uwaga! Nie uważam, że książka była nudna i bezwartościowa, wręcz przeciwnie, jednak pod warunkiem, że trafiła na potrzeby młodej osoby, mierzącej się z różnego rodzaju l’appel du vide i pragnącej nauczyć się pokojowej koegzystencji ze swoim mózgiem. Otrzymała wówczas ciekawe wyjaśnienia, praktyczne wskazówki i mogące przynieść pożądany efekt rady. Narracja opierała się na opisie osobistych zdarzeń i odczuć Hayley Morris, przekroju wspomnień od dzieciństwa do dorosłości. Uwzględniała spory rozstrzał poruszanych aspektów potwierdzających, że mózg potrafi nieustannie poddawać właściciela krytyce, wystawiać na próby cierpliwości, ściągać w kierunku negatywnych emocji, dużego ryzyka, a nawet śmierci. Jego skłonność do psot, ciągłe zadawanie pytań, przewrotność i gadatliwość potrafi irytować, stresować i przerażać. Może wpływać na niskie poczucie wartości, wpędzać w poczucie winy, wzbudzać wstyd w wielu sferach życia. Jeśli to co powyżej nie jest w nadmiarze, to wszystko przebiega normalnie i naturalnie, co więcej, jest potrzebne i uzasadnione, ponieważ wynika z prób mózgu ostrzeżenia właściciela przed czymś groźnym, stanowi ochronę i przygotowanie na czarne scenariusze. Mózg działa i w pozytywnym wydźwięku, komplementuje, podsuwa pomysły i miłe wspomnienia. Emocjonalnie odniosłam się do rozdziału „Tata kontra mózg”, bardzo styczny z przeżyciami moimi i autorki.

2.5/6 – czytasz i zapominasz
poradnik, psychologia, obsesje, 290 stron, premiera 09.04.2025 (2023)
tłumaczenie Maria Jaszcurowska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

poniedziałek, 24 listopada 2025

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!

JAK DBAĆ O WŁASNE SZCZĘŚCIE

EWA WOYDYŁŁO

"Kiedy rodzi się nawyk, mózg przestaje w pełni uczestniczyć w podejmowaniu decyzji.” Charles Duhigg

Ostatnie lata, zwłaszcza dwa, życie wypełniał mi smutek, ból i rozpacz, ale także poczucie straty, siebie samej i szczęścia. Paliatywna opieka nad tatą, obecność przy śmierci, opieka nad mamą z Alzheimerem i afazją, okres, kiedy nie byłam przy niej, bo byłam przy drugim rodzicu, rodził ogromne wyrzuty sumienia. I powrót do troszczenia się o mamę. Z jednej strony ulga, że stać mnie na prawdziwe człowieczeństwo, zaskakujące odkrycie, że wiele sobą reprezentuję w sferze emocji, zdolna jestem do ofiarnego działania, kiedy pojawia się ku temu konieczność. 

Z drugiej strony świadomość utraty części życia w zamian za poświęcenie dla kogoś, wypalenie chęci do celebrowania codzienności, brak możliwości realizowania marzeń i zawodowych planów, ze względu na brak spokoju, czasu, snu i sił. Wielki uszczerbek na życiu psychicznym, fizycznym i społecznym, ale gdybym zawróciła czas, postąpiłabym tak samo, bez wahania i wątpliwości. I to właśnie trzymało mnie w poczuciu miłości, oddania, zrozumienia i pomocy dla rodziców. Chociaż towarzyszyła mi świadomość słusznego postępowania, w zgodzie z moją hierarchią moralną, to bardzo, ale to bardzo, brakowało mi, nie wsparcia bliskich i nie wiedzy koniecznej do zajęcia się ciałem i umysłem chorych, bo jedno otrzymałam a drugie zdobyłam, nawet nie zwykłych dni, bo o nie siłą rzeczy ekstremalnie trudno w takich okolicznościach, ale poczucia styku z prawdziwym szczęściem. Szczęściem z perspektywy, no właśnie, dbania o umysł i ciało, wolnej i zdrowej duszy, o czym pisze Ewa Woydyłło w książce „Wszystkiego najlepszego!”.

Teraz, kiedy przepracowałam etapy żałoby po tacie, w jakimś stopniu pogodziłam się z chorobą mamy, skonkretyzowałam plany na obecność w jej życiu i fachową pomoc, nabrałam więcej sił, najwyższy czas pomyśleć o sobie w szerszym zakresie, powrócić do dawnych pasji i ambicji. Kieruję się przyjętą z pełną świadomością wytyczną życia tu i teraz, nie rozkładam na czynniki pierwsze przeszłości i nie buduję strategii przyszłości. Aby w pełni wykorzystać własny potencjał, w tym twórczy i samodoskonalenia, bo je traktuję jako potężne filary esencji życia, podnieść jakość nadszarpniętej trudnymi doświadczeniami kondycji psychicznej, budzić się z wewnętrznym uśmiechem, witać nowy dzień z entuzjazmem należnym nowym możliwościom, entuzjastycznie podchodzić do otoczenia i siebie samej, pracuję nad sobą i czerpię radość z tego procesu. 

Dlatego z zainteresowaniem sięgnęłam po poradnik, licząc na wyjaśnienia i wskazówki. Była to słuszna decyzja, wiele skorzystałam na spotkaniu, nie tylko z książka, ale i z samą sobą, do czego zachęciła. Miałam okazję spojrzeć bliżej na różnorodne zagadnienia składające się na szczęście, a przede wszystkim na to, co je burzy, zakłóca i nie dopuszcza do pierwszego głosu. Nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele w moim życiu pojawiło się elementów świadczących o tym, że nie podchodziłam do równowagi i szczęścia z należytą troską i dbałością. Nie były to błędy wielkiego kalibru, ale z pewnością drzazgi, które uwierały, dokuczały i przypominały o sobie.

Ewa Woydyłło niesamowicie przystępnie przemawia do odbiorcy, nie ocenia i nie osądza. Podaje kluczową myśl, rozwija i wspomaga zrozumienie przykładami z życia wziętymi, adekwatnymi cytatami i fragmentami literatury. Pojawia się również psychozabawa i uniwersalna recepta na szczęście. Autorka gorliwie agituje do szczęścia z humanistycznych pobudek, życzliwie zaprasza do pisanego gabinetu terapeutycznego, przybliża sposoby na świadome kierowanie własnym życiem, programowanie szczęścia i akceptacji samego siebie. Celnie zniechęca do toksycznych, niepożytecznych, psujących samopoczucie i obniżających efektywność praktyk w radzeniu sobie z krzywdami, przykrościami i trudami. Ukazuje jakie zło się w nich kryje i jak je pokonać.

Spojrzałam na oduczanie się złych nawyków jak na możliwość nauczenia się czegoś innego, nie podchodziłam do zagadnienia w ten sposób, a jak wiele ułatwia takie nastawienie. Chcę więcej myśleć o sobie, kiedy trudno przychodzi mi przebaczanie doznanych krzywd, a w szczególności wybaczanie samej sobie. Utwierdzam się w przekonaniu, że postawa nieużalanie się nad sobą, nierozpamiętywania porażek i naprawianie win, to mądry wybór. Zgrzyta u mnie w sferze honoru i poczucia wartości, krytykowania, nawet jeśli konstruktywnego. Malkontenctwo i narzekanie już dawno doprowadziłam do zminimalizowanej wersji, przekonałam się, że to autosabotaż. 

Co do ujawniania sekretów, nietłamszenia ich w sobie, nie muszę już się uczyć, uznaję, że to jedyna droga prowadząca ku szczerości w relacji z bliskimi, podobnie jak właściwe wyrażanie emocji. Tematyka uzależnień i współuzależnień mnie nie dotyczy, ale może zainteresować wielu czytelników. Ciekawe przedstawienie złości, która niekoniecznie musi wpaść w agresję, sposoby na jej rozładowanie, przydadzą się każdemu z nas, w końcu, kto ich nie doświadcza. Długie lata uczyłam się asertywności, z sukcesem, o ile jest z nią łatwiej. I rzecz o humorze, wspaniałym lekarstwie nie tylko dla duszy, ale i dla ciała, obie sfery potrzebują fizycznej aktywności.

5/6 - koniecznie przeczytaj
poradnik, psychologia, 210 stron, premiera 30.07.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.