sobota, 27 kwietnia 2024

ŚWIATŁOŚĆ W SIERPNIU

WILLIAM FAULKNER

„Pamięć wierzy, zanim umysł sobie przypomni. Wierzy dłużej, niż pamięta, nawet dłużej, niż umysł wątpi.”

Trochę trwało zanim oswoiłam się ze stylem narracji, początkowo wydawał mi się mało przejrzysty, może nawet trochę na wyrost, ale z czasem nabrałam do niego przekonania, wpasował się w klimat powieści, zręcznie dopasowywał puzzle złożone głównie z fragmentów wspomnień. Liczyłam, że więcej będzie się działo, w mniejszym stopniu zmuszona będę do wsłuchiwania się w samych bohaterów, ale i do tego w miarę przewracania stron książki przemogłam się, i kiedy to nastąpiło, lektura sprawiała coraz większą przyjemność.

Zło niejednoznaczne w swojej odsłonie, jakby bierne wobec wysuwanych wobec niego roszczeń, niejako narzucone z góry przez stereotypowe przypisanie, rasistowskie pojmowanie, mniej lub bardziej skrywaną wrogość. Spojrzenie oczami Południa Stanów Zjednoczonych, Ameryki lat trzydziestych naznaczonych brutalnym rasizmem, fanatyzmem religijnym, zbliżającym się końcem prohibicji, skutkami wielkiego kryzysu gospodarczego, na Lenę, wędrującą ciężarną białą kobietę i Joe Christmasa, zagadkowego mężczyznę o nieokreślonym na pierwszy rzut oka pochodzeniu, Hightowera, duchownego, Byrona, pracownika tartaku, Burden, samotnej kobiety. Ludzkie losy nieodmienne splecione przybrudzonym sznurem psychicznych wad i kalectwa, jeśli nawet nie prawdziwych to przyszytych przez ciasne ramy ujednolicenia. 

Wymykanie się społecznemu prądowi i głębokie wchodzenie w samotność, posłuszeństwo wobec przeznaczenia i asymilacja małomiasteczkowej mentalności. Wskazywanie na zewnętrzne okoliczności jako źródła niezrozumienia, obojętności, nieszczęścia i izolacji, a tak naprawdę, ucieczka od siebie samego, pomijanie wewnętrznego głosu, narzucanie sobie ograniczeń, brak wiary we własną wartość, sprowadzanie fatum do roli winowajcy za niepowodzenia i przegrane. Nieświadomość własnej świadomości, bierność wobec oczekiwanej aktywności, sztuczność wypierająca autentyczność. Rzut oka na człowieczeństwo przez soczewkę przeszłości, ale czy na pewno? A może wciąż jak najbardziej aktualne zagadnienia społecznej kondycji człowieka? Nie ukrywam, że tytuł poznawałam w rozciągniętym czasie, powracałam do niego w chwilach potrzeby czegoś wysokiego lotu, satysfakcjonująco wartościowego i w pewnym stopniu melancholijnego, podszytego nutą mrocznych cieni. Mocna propozycja czytelnicza, dla ambitnych odbiorców, chętnie podejmujących tematy do snucia refleksji.

4.5/6 – warto przeczytać
klasyka, 538 stron, premiera 23.09.2023 (1932), tłumaczenie Piotr Tarczyński
Tekst powstał w ramach współpracy z DużeKa.pl

8 komentarzy:

  1. Książka na pewno interesująca, ale jej objętość póki co mnie przeraża.

    OdpowiedzUsuń
  2. Faulkner to klasyk, więc bardzo chętnie przeczytam tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się, styl narracji Faulknera może być nieco trudny do oswojenia się na początku, ale gdy już się do niego przyzwyczaimy, przekazuje on niezwykłą głębię i atmosferę. Tej pozycji jeszcze nie miałam okazji poznać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Słyszałam że jego twórczość jest warta poświęcenia czasu. Chętnie spróbuję przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka dla mnie może zbyt nie do ogarnięcia, ale czasami trzeba dać szansę by się samemu przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  6. to faktycznie nie jest lektura do przysłowiowej "poduszki", bo z Twojego opisu wnioskuje, ze trzeba się jednak na niej skupić

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dobra recenzja. Ja jedna zdecydowanie wolę lekkie powieści obyczajowe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo ciekawe spojrzenie na książkę. Sama jeszcze nie miałam okazji czytać twórczości Faulknera.

    OdpowiedzUsuń