MACIEJ ROBERT
„Każda rzeka jest opowieścią, ale rzeka, której nie ma, jest opowieścią szczególną, bo tutaj wyobraźnia musi pracować na wysokich obrotach, tutaj trzeba czytać między wierszami.”
Tak jak podejrzewałam, książka dostarczyła przyjemnych wrażeń czytelniczych. Wiele się z niej dowiedziałam, z entuzjazmem podchwyciłam temat rzek, których nie ma, z zaciekawieniem podążałam ich szlakiem. Nie spodziewałam się, że aż tak szczegółowo można było wejść w poruszane zagadnienie, z miłością do płynącej wody, poznawaniem przebiegu potoków, dociekliwością historii rzeczek i spojrzeniem na działalność człowieka w obszarze rzek.
Maciej Robert w bardzo przyjemnym stylu snuł opowieść o niewidocznych lub znikających rzekach. Sprawiał, że im więcej prezentował materiału, tym bardziej chciałam poznać więcej. Nie tylko podróże nad rzeki, rzeczki, strumyki, wyschłe kanały, ale również flirt ze sztuką, literaturą, wzmiankami o znaczeniu, kolorycie, skojarzeniu, emocjach powiązanych z rzekami. Wędrówki śladem wody i słowa, tego, co na mapach i w rzeczywistości, w kierunku świadectwa istnienia lub niewidoczności. Wyschnięte puste koryta skrywały przeszłość, którą frapująco odkrywałam. Niechciane rzeki ustępowały miejsca potrzebom miast, a przecież to właśnie one były źródłem powstawania wokół nich osad, z czasem zajmujących coraz większe przestrzenie.
Jako mieszkanka Łodzi skwapliwie czytałam o wielkomiejskiej tkance z perspektywy rzek zamkniętych w podziemiach. Wpadło kilka ciekawostek, o których nie miałam pojęcia, wiele elementów natychmiast budziło skojarzenia. Tropienie wymyślonych, nieistniejących, okresowych, ukrytych rzek miało smak odkrywania i niecodziennej przygody. Niesamowite, jak w nazwach ulic czy placów zachowała się pamięć miasta o rzekach. Łódka, Ner, Olechówka, Bzura, Jasień, Sokołówka, Augustówka, Bałutka, Łagiewniczanka, albo Karoloewska, Jasieniec, Wrząca. Dwadzieścia kilka łódzkich rzek, a przecież nie ma opcji, aby wybrać się na dłuższy spacer wzdłuż ich brzegów. Pierwszy zetknęłam się z mitem założycielskim powiązanym z Pabianką.
Publikacja, na którą warto zwrócić uwagę, poznawać poprzez spokojne dawkowanie, zaglądać do przywołanych utworów, podchwytywać atrakcyjne wtrącenia, uważnie spojrzeć na plany miast, skonfrontować z wycieczkowym zmysłem obserwacji, podchwycić pasję zgłębiania rzecznych tajemnic. Najbardziej urzekła mnie część poświęcona Łodzi i okolicom, znakomicie się w niej odnalazłam, poczułam szczególny klimat paradoksalnej „królowej rzek”, nabrałam chęci prowadzenia samodzielnego śledztwa poszukiwania rzek, których nie ma. Mam wrażenie, że ten tytuł przyciągnie mnie ponownie, wiele w nim przyjemnej duchowej strawy.
4.5/6 – warto przeczytać
reportaż, esej, 334 strony, premiera 05.07.2023
Tekst powstał w ramach współpracy z DużeKa.pl
Nie słyszałam o nim wcześniej. Będę mieć na uwadze.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie. Nie słyszałam jeszcze tego nazwiska. Będę miała na uwadze.
OdpowiedzUsuńKiedy byłam w Łodzi, to tak sobie myślałam, że fajnie, jakby była tu rzeka. I proszę, okazuje się, że kiedyś były! Interesująca ciekawostka
OdpowiedzUsuńWydaje się być naprawdę unikalna. Muszę sięgnąć po tę książkę, gdyż temat ciekawy.
OdpowiedzUsuńdzięki za rekomendację - idealny prezent dla mojej mamy, bo jej tata całe życie pracował przy regulacji rzek
OdpowiedzUsuńTo właśnie takie książki odkrywają przed nami świat w zupełnie nowy sposób. Opisane przez Ciebie wrażenia z lektury robią zachęcają do przeczytania.
OdpowiedzUsuńSuper książka, super na nią pomysł, super treści! I super recenzja :) Ciekawa jestem, czy odebrałabym tę lekturę tak, jak Ty? Bo recenzja brzmi bardzo zachęcająco:)
OdpowiedzUsuńPrzyjemności warto sobie dawkować.Zapewne jest tak też z tą ksiażką
OdpowiedzUsuńNie znam książek tego autora. Myślę że będą mi się podobać chętnie sięgnę po ten tytuł.
OdpowiedzUsuńCiekawa pozycja, jestem szczególnie zainteresowana fragmentem poświęconym Łodzi.
OdpowiedzUsuń