poniedziałek, 29 lipca 2024

MROCZNA MATERIA

BLAKE CROUCH

„Zagubić się w świecie, który nie jest twój, to jedna sprawa. Ale świadomość, że zostało się zastąpionym we własnym świecie, to całkiem co innego.”

Książka znakomicie zapowiadała się. Przez pierwsze sto stron mknęłam w błyskawicznym tempie wiedziona ciekawością, jak potoczy się akcja, dokąd zaprowadzi, co przyjdzie mi przeżywać. Blake Crouch miał udany pomysł na wykorzystanie teorii wieloświatów w konstruowaniu fabuły. Dałam się wciągnąć w rozpalanie wyobraźni, poczułam dreszcz emocji związany z rozgryzaniem zagadki. Jednak do pewnego momentu. Kiedy fabuła zaczęła się powtarzać, weszła w schematyczne powielanie, mój entuzjazm do powieści znacznie się ostudził. Rozumiałam, że w dużym stopniu to właśnie zasada równoległości światów, opcja możliwości, które stały przed ludzkim wyborem, mnogości dostępnych ścieżek do przejścia, wymogła taką a nie inną konstrukcję scenariusza zdarzeń, lecz z fantastycznej nagle zrobiła się bardzo przeciętna powieść. Powielane wzorce różniły się jedynie kolorytem przebiegu sensacyjnych nut, natomiast główne okoliczności i motyw przewodni pozostawały bez zmian. 

Autor poruszył ciekawy aspekt konstruowania przez człowieka własnego życia, nadawania mu kierunku, a także budowania zespolonej części żyć wielu jednostek, a zatem i stron, w które może obrócić się cywilizacja. Miało to urok filozoficznych nut i podsuwało materiał do przemyśleń. Jakże łatwo, za sprawą wydawałoby się mało ważnej decyzji, zmienić wszystko, odebrać sobie coś cennego lub doprowadzić do sukcesu. Blake Crouch udanie ukazał szaleństwo wkradające się do myśli głównego bohatera postawionego w sytuacji, w której każdy, wcześniej czy później, rozpadłby się na milion kawałków. Nagłe wrzucenie do nieznanej, ale familiarnej rzeczywistości, innej na tysiąc drobnych sposobów, mogących absolutnie nic nie znaczyć, ale mogących też oznaczać wszystko, rozstroiłoby każdego. Świat, który nie był jego światem, stał się elementem rzeczywistości znacznie większej i dziwniejszej niż mógł to sobie wyobrazić. Egzystencja polegała na dokonywaniu wyborów, słusznych lub błędnych, ale we wspólnym trzonie bycia sobą. Przerażająca myśl, że każdy podejmowany wybór, każda myśl pojawiająca się w głowie, stawały się odgałęzieniem w nowy świat. Z drugiej strony, czyż oczarowanie tajemnicą nie było najpiękniejszą rzeczą, jakiej mógł doświadczyć, zajrzeć w kulisy wieloświata, spojrzeć na niewybrane ścieżki? 

Pomimo zastrzeżeń do powieleń w konstrukcji fabuły, doceniłam wytworzenie klimatu presji jednej szansy, konieczności szybkiego podejmowania decyzji, niemożności zawrócenia i odwrócenia przeszłości. Podobał mi się obraz walki toczonej w głowie kluczowej postaci, psychologicznego portretu zagubienia, zwątpienia i determinacji uchwycenia właściwej nici samego siebie. Pomimo różnorodności przebiegu scen brakowało napięcia, niespodziewanych zwrotów akcji, niepewności finałowej odsłony. "Mroczna materia" sprawdziła się jako propozycja na czytelnicze rozruszanie początku wakacyjnego zaczytania, liczyłam na więcej, ale nie było źle. Sensacyjna rozrywka w barwach fantastyki naukowej i zajawki do filozoficznych przemyśleń. W moim odczuciu, bardziej wciągającą przygodą okazał się "Upgrade. Wyższy poziom" tego autora, wybiegający w daleką przyszłość ulepszania człowieka.

4/6 – warto przeczytać
fantastyka naukowa, 342 strony, premiera 21.05.2024 (2026), tłumaczenie Paweł Wieczorek
Tekst powstał w ramach współpracy z DużeKa.pl

niedziela, 28 lipca 2024

CZTERY PORY ROKU W JAPONII

NICK BRADLEY

„Czasami równie ważne jest to, co pozostaje niewypowiedziane, jak to, co słyszymy.”

Książka uwodzi, nie spodziewamy się tak mocnych przeżyć, szalenie zmysłowa, pobudzająca wyobraźnię, dająca do myślenia. Napisana piękną sugestywną narracją, ale bez udziwnień i zbędnych opisów. Chwyta za serce spojrzeniem na wybrane ludzkie losy, wielopokoleniowe doświadczenie, znaczenie silnej obecności w życiu drugiej osoby. A wszystko cudownie otulone w uroki natury, cykl przemijania, mieszanie się szczęśliwych chwil z dramatycznymi wydarzeniami. Niesamowity szacunek wobec starszych, czerpanie z ich życiowej mądrości, sukcesów i porażek. Moc rodzinnych tajemnic odkrywanych zarówno w uśmiechu, jak i bólu. Umiłowanie przyrody i uznanie jej przywództwa. 

Fabuła przemyślana w każdym detalu, z ciekawym pomysłem na przedstawienie, uwzględnieniem interpretacyjnych niespodzianek dla czytelnika. Mądre spojrzenie na to, co definiuje człowieka we własnym odbiorze i w oczach innych, dlaczego warto przepracować mroczne dziedzictwo, czy należy podążać za marzeniami za wszelką cenę, a może trzeba poddać się presji oczekiwań ze strony innych, oraz jak w tym wszystkim znaleźć wewnętrzną spokój i równowagę.

„Cztery pory roku w Japonii” to wyrazista reprezentantka powieści, w których gra cudowna muzyka życia. Czytelnik natychmiast się w nią wsłuchuje, wyłapuje motywy łączące go z postaciami, skupia się nie tylko na głównych nutach, ale również na jakże interesujących dźwiękach w tle. Swobodnie porusza się w przestrzeni przybliżanej historii, delektuje się dialogami, podziwia znaczenie wypowiadanych słów, zatraca się w ciszy panującej między bohaterami, obiera sobie poezję jako towarzysza w odkrywaniu, co napotka i co będzie przeżywał na kolejnych stronach. Bardzo odpowiada mi spojrzenie na codzienność, w której ważni są ludzie, rytuały i pasje, ale też gotowość do wprowadzania zmian, początkowo wydawałoby się niewielkich i mało istotnych, z czasem potrafiących diametralnie odmienić to, co utrwalone, wywabić na powierzchnię prawdę, ukoić ból straty, pogodzić się z porażką, pomóc w uświadomieniu sobie życiowych celów. 

Dziewiętnastolatek opuszcza Tokio i wyjeżdża na prowincję, do rodzimego domu zmarłego ojca, aby ponownie przygotowywać się do egzaminów na medycynę. Zajmująco poznaje się barwy relacji między babcią a wnukiem, uczenia się wzajemnie od siebie, pracowania nad gotowością do wzajemnego zrozumienia się. A na dalszym planie historia Flo, młodej tłumaczki, zachwyconej znalezionym w metrze tomikiem wierszy, szalenie mocno przemawiającymi do jej wrażliwości, usilnie starającej się dotrzeć do autora, przekonującej się, że na szczyt prowadzi wiele dróg.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura współczesna, 380 stron, premiera 03.07.2024 (2023), tłumaczenie Dominika Chylińska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Znak.

sobota, 27 lipca 2024

PARADOKS GLOBALIZACJI

DEMOKRACJA I PRZYSZŁOŚĆ ŚWIATOWEJ GOSPODARKI

DANI RODRIK

„Zdrowy system globalny musi polegać… na międzynarodowej współpracy... i na dobrej polityce, zwróconej przede wszystkim na gospodarkę krajową.”

Z entuzjazmem sięgnęłam po książkę, oczekiwałam, że będę miała okazję zdobyć nową wiedzę, prześledzić od naukowej strony trendy w globalizacji, sprawdzić, czy moje obserwacje odnośnie procesów zmierzających do integracji, wyrażanych społecznie obaw wobec zbyt dużej ingerencji w sprawy państw, oraz wzajemnych powiązań światowych gospodarek pokrywają się ze spostrzeżeniami autora. Niestety, książka tylko w niewielkim stopniu spełniła oczekiwania. 

Owszem, ciekawym aspektem było spojrzenie na globalizację ekonomiczną od strony historii, wiele ciekawostek mogłam wyciągnąć z tej publikacji. Właśnie to spojrzenie w przeszłość najbardziej mnie zainteresowało. Jednakże pozostały materiał nie został przedstawiony w wyczerpującym stopniu, a przecież tak wiele wyzwań domagało się rozwinięcia. Tezy wysuwane przez Daniego Rodrika nie należały do świeżych, po części wynikało to z daty pierwszego wydania publikacji, w ciągu czternastu lat wiele zmieniło się już w tematyce demokracji i przyszłości światowej gospodarki. Jeśli kogoś zainteresowało takie zestawienie i pewnego rodzaju przewidywania, chociaż niekoniecznie trafione i uszczegółowione, to mógł wciągnąć się w tekst.

Dani Rodrik przybliżał atuty, korzyści i prawdopodobne kierunki rozwoju globalizacji finansowej. Omawiał czułe punkty, słabości, ograniczenia, bariery i napięcia wywołane przez jej postrzeganie, gdyż niewątpliwie wywoływała, a obecnie jeszcze bardziej wywołuje, pytania, wątpliwości, sceptycyzm, spadek poparcia i gorące spory w środowisku naukowym i społeczeństwie. Zastanawiał się nad tym, co ogranicza globalizację finansową, a co umożliwia rozwój. Przyglądał się wywołanym przez nią międzynarodowym zaburzeniom i rozczarowaniom. Zwracał uwagę na konieczność zmiany klimatu intelektualnego powiązanego z globalizacją ekonomiczną, uczynienia jej bardziej efektywną, uczciwą i zrównoważoną. W przemyśleniach podawał rozwiązania.

Ekonomista szeroko rozpisywał dwa główne założenia publikacji. Pierwszy dotyczy konieczności spojrzenia na to, że rynki i rządy nie wykluczają się, ale uzupełniają. Drugi uświadomienia sobie, że kapitalizm nie istnieje w jednym tylko wzorcu. Podkreślał, że nie można jednocześnie dążyć do demokracji, niezależności państw i globalizacji ekonomicznej. Uzmysławiał czytelnikowi paradoks i dylemat globalizacji, nie może zaistnieć bez państw i nie może zaistnieć z nimi, musi równoważyć wymagania międzynarodowej gospodarki i krajowych grup społecznych. Wobec tego, co współcześnie dzieje się z Unią Europejską frapująco było spojrzeć na rozważania autora jej właśnie dotyczące, czy celne i kompleksowe, to już najlepiej sami przekonajcie się.

3/6 – w wolnym czasie
literatura popularnonaukowa, ekonomia, 376 stron, premiera 21.05.2024 (2010)
tłumaczenie Jan Szkudliński
Tekst powstał w ramach współpracy z DużeKa.pl

piątek, 26 lipca 2024

OGRÓD RAMY

ARTHUR C. CLARKE, GENTRY LEE 

RAMA tom 3

„Poszukiwaniu prawdy zawsze towarzyszy frustracja...”

W moim odczuciu, trzeci tom serii za bardzo odszedł od specyficznego klimatu serii, pozbawił jej głębi fantastyki, tego, za co najbardziej doceniłam w „Spotkaniu z Ramą” i „Ramie II”. Owszem, nie brakowało zaskakujących interpretacji dotyczących miejsca człowieka we wszechświecie, a właściwie marginalności ludzkiego życia z perspektywy innych światów, zaskakującego poziomo rozwoju technologicznego Obcych, lecz to było za mało, aby wywrzeć tak silne wrażenia nieskończoności z perspektywy czasu i miejsca, jak w poprzednich odsłonach. Liczyłam na wnikliwszą fantastykę, która nie będzie ustępowała miejsca na pierwszym planie i jednocześnie doskonale zgrywała się ze spojrzeniem na naturę człowieka. 

Arthur C. Clarke i Gentry Lee postawili na wejrzenie w motywy kierujące cywilizacją, z ujęcia przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, ale również jednostki poddanej ekstremalnym przeżyciom i obciążonej wyjątkową misją. Pojawiające się obrazy nie należały do wygodnych, potwierdziły to, co od wieków jako ludzie o sobie myślimy, zatem nie wniosły niczego nowego, nawet przy ekstremalnym kącie patrzenia na egzystencję w kosmosie. Przeszkadzały jednokierunkowe interpretacje, bez znaczącego wglądu w odmienności, a tym bardziej w nadzieję, sprawiedliwość i wykorzystywanie pojawiających się szans. Przyparci do muru ludzie wykazywali skłonności do zachowań, które wcześniej zdecydowanie by odrzucili, lecz w powieści nie do końca mocno umotywowano ich decyzje i postawy. Rozumiałam ideę autorów przekazania czegoś szczególnego o nas samych, jednakże przy obranych warunkach zupełnie nie było to konieczne. Mocny plus za fabułę bazującą na serii dziwnych wydarzeń i zaglądania w duszę człowieka. 

Pojawiło się wiele materiału do głębszych refleksji, filozoficznych rozważań, socjologicznych scenariuszy i moralnych dylematów, ale przyznam szczerze, że tylko na krótko się w nie zaangażowałam. Czasem przeszkadzały absurdalne zachowania postaci, nieracjonalne argumenty i nielogiczne incydenty. Może dlatego, że opisy zdarzeń wydawały się albo za obszerne w stosunku do niesionych treści, albo zbyt spłaszczone. Nie można było odmówić bohaterom wyrazistości, choć nie zawsze ich czyny przekonywały. Mimo wyrażonych zastrzeżeń warto sięgnąć po tytuł, w końcu to kolejny tom kultowej klasycznej serii, ramańska przygoda wkraczająca w dwudziesty trzeci wiek i kosmiczna podróż w nieznane. Wydaje mi się, że gdybym mniej czasu spędziła dotąd w fantastyce, miała skromniejszy dorobek filozoficznych i psychologicznych przemyśleń, książka wywołałaby większe wrażenie. A tak pozostawiła z uczuciem niedosytu, bynajmniej nie z powodu niejasności zakończenia, ale mniejszej czytelniczej pożywki do rozpatrywania różnych aspektów ludzkiej natury postawionej przed samą sobą i ewentualnej obecności obcych inteligentnych i daleko rozwiniętych technologicznie ras.

Zerknij na pozostałe tytuły z serii Wehikuł czasu, klasyki science fiction, przedstawione na Bookendorfinie: "Dzień tryfidów", "Czarna chmura", "Odyseja kosmiczna 3001. Finał", „Odyseja kosmiczna 2001”, „Odyseja kosmicznej 2010”, "Odyseja kosmiczna 2061", "Spotkanie z Ramą", "Rama II", "Koniec dzieciństwa", "Bill, bohater galaktyki", "Biada Babilonowi", "Olśnienie", "Równi bogom", "Klany księżyca Alfy", "Radio Wolne Albemuth", "Czas jest najprostszą rzeczą", "Umierając żyjemy", "Ziemia trwa", "Opowiadania najlepsze", "Osa", "Kwestia sumienia", "Ostatni brzeg", "Człowiek do przeróbki", "My", "Gdzie dawniej śpiewał ptak", "Gwiazdy moim przeznaczeniem", "Drzwi do lata", "Wieczna wojna", "Cieplarnia", "Przestrzeni! Przestrzeni!", "Non stop", "Aleja potępienia", "Kwiaty dla Algernoma", "Hiob. Komedia sprawiedliwości", "Rój Hellstroma", "Wieczna wolność", "Więcej niż człowiek", "Gwiazdy jak pył", "Prądy przestrzeni", "Kamyk na niebie", "Koniec wieczności".

3.5/6 – w wolnym czasie
fantastyka, 570 stron, premiera 19.03.2024 (1991), tłumaczenie Tomasz Lem
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

czwartek, 25 lipca 2024

UWIĘZIENI

T.J. NEWMAN

„W życiu dziecka najważniejszy jest zawsze pierwszy raz, w życiu rodzica – ostatni.”

Książka typowo na wakacyjny czas, lekka, przyjazna, swobodnie niosąca, z lekkim dreszczykiem, ale szybko ulatująca z pamięci. Jak na thriller przystało nie zabrakło emocji i napięcia, jednak jednych nie zaliczyłabym do ekscytujących i przekonujących, a drugie do silnego i intensywnego. Podobne wrażenia miałam po spotkaniu z poprzednią powieścią  T.J. Newman zatytułowaną „Ultimatum”. 

Również w "Uwięzionych" autorka podążała tropem założenia, by tytuł łatwo i szybko dało się przekonwertować na sensacyjny film. Wiele się dzieje, dynamiczna akcja, różnorodność bohaterów, presja czasu. Niestety, wszystko trywialne do przewidzenia, wbijające się w oklepane schematy prowadzenia akcji i charakteryzowania postaci. Momentami było bardzo ckliwie i egzaltowanie, chociaż rozumiałam to, co musieli przeżywać pasażerowie podczas lotniczej katastrofy, kiedy indziej przeszkadzał wyjątkowy zbieg okoliczności i duża infantylność wyspecjalizowanych służb ratowniczych. Finałowa odsłona w niczym nie zaskoczyła, a szkoda, bo była szansa na uczynienie jej bardziej prawdopodobną i jednocześnie rozpalającą wyobraźnię. W dużym stopniu potwierdziło się, że to, co znakomicie sprawdza się na dużym ekranie w kinie, niekoniecznie mocno trzyma w napięciu czytelnika w powieści. 

Książka wtórna i przezroczysta w intrydze, nawet dla mniej wprawionego odbiorcy thrillerów i sensacji. Można było bez potrzeby uważnego angażowania się w historię wypełnić nią czas leżakowania na plaży, pod warunkiem przymknięcia oka na kalki i proste rozwiązania, czasem patetyczne i absurdalne. Wakacyjny czas sprzyja lekkim i mało absorbującym lekturom, czasem potrzebujemy odskoczni od ambitnych przygód czytelniczych. I w taki klimat potrzeb wpisują się "Uwięzieni". Czy udało się uratować pasażerów samolotu przymusowo wodującego na południowo-zachodnim wybrzeżu Molokai? 

2.5/6 – czytasz i zapominasz
thriller, 346 stron, premiera 17.07.2024 (2023), tłumaczenie Izabela Matuszewska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

środa, 24 lipca 2024

ZATOKA SURFERÓW

ALLIE REYNOLDS

„Czym jest przyjaźń, jak nie sumą wspomnień z czasu, który z kimś spędziliśmy? Im lepsze są te wspomnienia, tym lepsza przyjaźń.”

Książka zapewniła przyjemne czytanie z dreszczykiem. Dobrze się ją poznawało, uwzględniła kilka ciekawych zwrotów akcji, intrygujących incydentów i zajmująco rozwijający się wątek kryminalny. Allie Reynolds starała się na tyle zagmatwać relacje panujące między uczestnikami gry w przetrwanie, aby odbiorca przygody poczuł się skołowany interpretacją postaw i zachowań postaci. Jednak, pomimo dynamicznej akcji i bogactwa zdarzeń, thriller nie trzymał mocno w napięciu. Poczułam lekkie znużenie przedłużaniem nieuniknionego, ale ten manewr narracyjny pozwolił autorce na zgrabne zazębienie i dopięcie wszystkich wątków. 

Miejsce rozgrywania powieści, Australia, zwłaszcza uwzględnienie niebezpieczeństw ze strony przyrody, spotkało się z moją aprobatą. Zatoka Sorrow Bay, leżąca w parku narodowym, skrywała wiele sekretów, chowających się za dużymi falami, piaszczystym brzegiem, dziką naturą, oraz ciemną naturą człowieka. Podobało mi się, że na krótki czas Reynolds oddała głos wszystkim uczestnikom fabuły podkręcając zagadkowość historii. Każdy bohaterów skrywał mroczne elementy przeszłości, chętnie je poznawałam, w czym zdecydowanie pomagało wyjątkowe wścibstwo trzydziestoletniej terapeutki Kenny. Kobieta odbyła podróż do Australii, aby odwieść dawną przyjaciółkę od decyzji o ślubie. Im bardziej wnikałam w przygodę, tym mniej ufałam Kenny. Nie polubiłam jej, wyczuwałam coś fałszywego. Jednakże, czy faktycznie tak było, czy dałam się zwieść pisarce i podążałam tropem fałszywych przesłanek? Przekonajcie się sami.

Krótkie wypady w przeszłość głównej bohaterki ubarwiały interpretacyjnie przygodę. Finałowa odsłona zawierała zaskakujący obrót spraw, choć jako czytelnik bardziej wprawiony w poznawaniu thrillerów szybko pochwyciłam detale prowadzące ku prawdzie. Barwna mieszanka różnorodnych i skrajnych emocji, panujących i eksplodujących w głowach i sercach kluczowych postaci, w połączeniu z odmiennymi osobowościami, okazała się mocno wybuchowa. „Zatoka surferów” pozwoliła na zrelaksowanie się z książką podczas wakacyjnych dni. Nie było trudno się od niej oderwać, ale też na tyle wciągała, że kontynuowałam poznawanie, jak potoczą się sprawy, dokąd zaprowadzi intryga, kto okaże się dobrym, a kto złym, a może nikt nie będzie pełen skaz krystalicznie czysty. Zerknij na wrażenia po spotkaniu z poprzednią książką autorki "Rozgrywka".

4/6 – warto przeczytać
thriller, 412 stron, premiera 17.07.2024 (2022), tłumaczenie Robert Waliś
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

wtorek, 23 lipca 2024

WOSKOWA MASKA

LEOCHARES tom 3

JAKUB SZAMAŁEK

„Etruskowie mieli może innych bogów, język… ale koniec końców to tacy sami ludzie jak on.”

W pierwszym tomie „Złoty pył” główna postać serii pokazała się z młodej odsłony, w drugim „Gorzkie wino” jako doświadczony detektyw, zaś w trzecim „Woskowa maska” u schyłku życia. I to w ostatnim najbardziej zadziwił determinacją w wyjaśnianiu kryminalnej zagadki. Przyznam, że właśnie tak chętnie widziałabym go od pierwszego tomu, jako człowieka mocno zaangażowanego w docieranie do tożsamości zabójcy, badającego dowody zbrodni, łączącego poszczególne elementy oszustw, niewiadomych i przypuszczeń. Jakub Szamałek zaproponował mniej rozwiniętą powieść od strony gęstości intrygi, kilku aspektów łatwo było się domyśleć, niektóre ujawniły ciekawą stronę interpretacji. Kluczowa postać napotykała trudne wyzwania w docieraniu do prawdy, często musiała zawracać z obranego szlaku, kiedy indziej wybierać nowe drogi wyjaśnienia. Autorowi udało się udanie wpleść elementy z prywatnego życia Leocharesa w fabułę, zresztą cała seria się tym charakteryzowała. Ciekawym wątkiem okazał się Aranth, syn zamordowanego etruskiego króla, młodzieniec za wszelką cenę pragnący rozwiązać sprawę ojca. 

W trzecim tomie narracja biegła dwutorowo. Zasadnicza część owinięta była wokół starożytnego detektywa, zaś pozostała relacjonowała odkrycia dokonywane przez współczesną archeolożkę. Nie było to konieczne dla przebiegu akcji, ale stanowiło barwne tło, przeplatało się i tworzyło pomost między antycznymi czasami a obecnymi. Spodobało mi się zakończenie powieści, dużo wcześniej wiedziałam, czego się spodziewać, ale uszczegółowienia uwzględniły zagadkowe nuty. O zastrzeżeniach do serii pisałam przy okazji poprzednich tomów, zatem nie będę się powtarzać. Przywołam tylko główny, za dalekie posunięcie w uwspółcześnianie dialogów, przez co tracił antyczny klimat i osobowości postaci. Zarówno „Woskowa maska”, jak i wcześniejsze odsłony serii, należały do lżejszych kryminałów, niezbyt rozbudowanych od strony intrygi, stosunkowo mało zaskakujących obrotem spraw, ale ich głównym atutem było udane wplatanie do scenariusza zdarzeń kultury, mitologii, polityki i społecznych uwarunkowań antycznego świata. Podchwytujcie pomysł na wakacyjną czytelniczą wycieczkę z wyrazistym starożytnym greckim rysem.

4/6 – warto przeczytać
kryminał antyczny, 348 stron, premiera 03.07.2022 (2015)
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

poniedziałek, 22 lipca 2024

GORZKIE WINO

LEOCHARES tom 2

JAKUB SZAMAŁEK

„Zaczynał rozumieć, jak gęsta sieć intryg, mniejszych i większych oplata dom Satyrosa; kto z kim ma na pieńku i dlaczego.”

Pierwszy tom zatytułowany „Złoty pył” przyjemnie oprowadza po antycznym klimacie, w którym wszelkie wady i przywary ludzkie wybrzmiewają z taką samą intensywnością jak obecnie. Świat się zmienia, cywilizacje umierają, powstają nowe, a natura człowieka pozostaje taka sama. Nie są mu obce wygórowane ambicje, podstępne zdrady i mordercze instynkty. A jeśli jeszcze w to wszystko wmiesza się polityka opleciona spiskami i szpiegostwem, to nie ma opcji, aby nie było konieczności wyjaśniania popełnianych mniej lub bardziej osobliwych zbrodni. 

W drugim tomie zatytułowanym „Gorzkie wino” zagadka kryminalna rozwija się w intrygujących barwach. Scenariusz zdarzeń wypełniają zajmujące incydenty, czasem do głosu dochodzą zaskakujące interpretacje motywów i tożsamości mordercy, kiedy indziej prym wiodą niedające spokoju wątpliwości i przypuszczenia głównego bohatera. Leochares, grecka postać z bogatym detektywistycznym doświadczeniem, mieszkająca z rodziną w Bosporze, zostaje zatrudniony przez Satyrosa, władcę Pantikapajonu, do wyjaśnienia okoliczności śmierci Arystydesa, posła z Teodozji. Rubieże starożytnego świata okazują się barwną scenerią, mocno wciąga poznawanie jej antycznej historii. Jakub Szamałek udowodnia, że w kryminalną fabułę można swobodnie i udanie wpleść wiele elementów z odkryć archeologicznych. 

Akcja interesująco rozwija się, pojawiają się sensacyjne nuty, momentami na czoło wysuwa się kobieca narracja. Uwiera nieco, że Leochares nie do końca da się polubić, jego decyzje i postawy nie zawsze spotykają się z moją aprobatą, ale nie ulega wątpliwości, że zgrabnie wpasowują się w ówczesną mentalność mężczyzn i społeczne uwarunkowania. Zawadza słowne uwspółcześnienie mowy postaci. Nie wypowiadają się w zgodzie z epoką, w której przyszło im żyć. Przywoływanie przez nie bogów nie wystarcza, abym poczuła, że są ze starożytnego świata. Na próżno oczekuję większego zapętlenia politycznego, charakterystycznego dla kryminałów bazujących na mrocznej sferze aktywności człowieka. Natomiast cieszy, że otrzymuję starożytne obrazy kultury, mitologii i codziennego życia mieszkańców regionów południowych wybrzeży dzisiejszej Rosji i Ukrainy. Sympatycznie spędzam czas z "Gorzkim winem", dostarcza rozrywki w barwach lekkiego kryminału i atrakcyjnej wiedzy o antycznym świecie. Pomysł na wakacyjną podróż czytelniczą.

3.5/6 – w wolnym czasie
kryminał antyczny, 316 stron, premiera 03.07.2022 (2013)
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

niedziela, 21 lipca 2024

ZŁOTY PYŁ

LEOCHARES tom 1

JAKUB SZAMAŁEK

„Spartański król Archidamos spędził całe lato w Attyce… Było oczywiste, że siatka spartańskich szpiegów jest dobrze zorganizowana.”

Zdecydowałam się na spotkanie ze wznowioną serią ze względu na antyczny klimat, w którym rozgrywała się zagadka kryminalna. Jakub Szamałek barwnymi i uszczegółowionymi opisami sprawił, że szybko przeniosłam się wyobraźnią do czterysta trzydziestego roku przed naszą erą, do ciekawych i atrakcyjnych Aten, politycznej rywalizacji ze Spartą. Podobało mi się nakreślanie scenerii zdarzeń, wciągający styl narracji, sugestywne wizje rzeczywistości, wsparte solidną wiedzą o ówczesnej historii, mitologii, kulturze i społecznych uwarunkowaniach. Leochares, główny bohater serii, agent w służbie greckiej demokracji, przyciągał osobowością, autor umiejętnie wyposażył go w cechy mentalne tamtych czasów. 

Jednakże nie mogłam się przywiązać do kluczowej postaci. Rozpisane i przydzielone mu dialogi nie przekonały. Brakowało ateńskiego ducha, nie uwzględniały funkcji społecznych i charakterów bohaterów. Rozmowy odbywały się na prostych zasadach i były zbędnie nasycone elementami współczesnego żargonu, dlatego skutecznie wymykały się wiarygodności i prawdopodobieństwu. Szamałek wciągająco prowadził wątek kryminalny, udanie wplatał w fabułę sporo intrygujących incydentów, umiejętnie w czasie rozwoju akcji podsuwał wskazówki właściwych interpretacji. Nie od razu domyśliłam się, kto i dlaczego stał za mrocznymi zdarzeniami, poszłam innym tropem, dałam się zwieść, chociaż z perspektywy przeczytanej książki, stwierdziłam, że nie była to trudna łamigłówka. Lektura zgrabnie komponowała się z wakacyjną rozrywką. Zapewniała przyjemne doznania w antycznym odcieniu. Pozwalała poznać rzeczywistość ateńskich mieszkańców. Może dialogi okażą się dla was mniej istotne niż dla mnie, z przymrużeniem oka do nich podejdziecie, w końcu, zawierały sporo humorystycznych nut, a wówczas znacznie wyżej ocenicie tytuł.

3/6 – w wolnym czasie
kryminał antyczny, 316 stron, premiera 03.07.2022 (2011)
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

piątek, 19 lipca 2024

PARYŻ: LEWY BRZEG

PIERRE BORDAGE

UNIWERSUM METRO 2033

„Ludzie nie mogliby żyć bez legend.”

Przyjemna przygoda czytelnicza, gładko się czyta, umiarkowanie wciąga i niczym szczególnym się nie wyróżnia, jednak ma w sobie coś, co powoduje, że pomimo pewnych zastrzeżeń, kontynuuje się poznawanie. Powieść w klimacie drogi, tyle że nie na powierzchni a pod nią, starymi nieczynnymi korytarzami metra, w ponurej, zgasłej, śmierdzącej i niebezpiecznej otoczce. Po globalnej katastrofie, ułamek liczebności jednej z europejskich populacji przetrwał dzięki temu, że zszedł do wnętrzności Ziemi, do czeluści paryskiego metra. Toksyczne powietrze planety uniemożliwia nawet spojrzenie na krążące wokół niej Słońce lub Księżyc, zatem ukryty przed toksycznymi oparami mrok stał się jedynym możliwym środowiskiem dla człowieka.

Dziesięć węzłów i szesnaście stacji staje się domem dla kolejnych pokoleń zmuszonych żyć w sprawującej absolutną i niezbywalną władzę ciemności. Odległe z bogatej przeszłości incydenty, społeczne realia i kultura stopniowo odeszły w zapomnienie. Zaledwie jednostki pamiętają sztukę pisania i czytania, z czym zmuszone są ukrywać się. O życiu istot ludzkich, różnorodności fauny i flory przed katastrofą, świadczą jedynie słowa i ilustracje z cudem uratowanych przed zagładą książek. W kolejnych pokoleniach coraz częściej pojawiają się mutacje ludzkie, jako następstwa przystosowania do życia w piwnicznym środowisku, jak widzący w ciemnościach, dysponujący wyostrzonym słuchem, odczytujący ruch za pomocą owłosienia, przewidujący wydarzenia odległe w kilometrach. Deformacje ciał intensyfikują się, co budzi strach i nie wszystkim się podoba.

Jednakże tym, co nie uległo zmianie, to mroczna natura człowieka, szeroki wachlarz wad i skaz charakterów, pogoń za władzą i bogactwem, wybujała ambicja i gotowość do sięgania nawet po drastyczne rozwiązania w imię osiągania własnych interesów. Ludzkość poszatkowana pod względem tożsamości, jednostki pogrupowane zaledwie w dziesiątki, żyjące w brudnych i obskurnych tunelach i korytarzach, zwalczają się wzajemnie zamiast współpracować dla dobra ogółu. Na horyzoncie pojawia się reformatorska postać, z aspiracjami dokonania zjednoczenia i wprowadzenia sprawiedliwego dostępu do resztek znajdywanych po poprzedniej cywilizacji i redystrybucji mocno ograniczonych dóbr. Misja, przed jaką staje, wymaga dyplomatycznych umiejętności, zanurzenia się w mroku niedostatku i nędzy, pokonania zwyrodniałej wersji religii i fanatycznych służebników. Trzeba znajdywać kompromisy moralne, odróżniać przyjaciół od wrogów, być gotowym na poświęcenia. Jak z tym wszystkim radzi sobie Madonna z Bac? 

Innym wiodącym wątkiem jest walka w skrajnie nieprzyjaznym środowisku dwójki młodych ludzi, Plaisance i Jussa. Z zainteresowaniem poznaje się ich losy, pełne potwornych incydentów i zaskakujących obrotów spraw. Pierre Bordage również ciekawie przybliża intrygę związaną z Parnem, pastorem wyłonienia zwanym Blaskiem Niebios, oraz jego sekretarzem Augirem, zagadkową postacią. Postawa i czyny młodej kobiety Zorzy także trzymają w napięciu odnośnie przeżyć i przemyśleń, łatwo wejść w jej skórę i zaprzyjaźnić się z nią. Czasami autor powtarza opisy, nie omija niekonsekwencji, spłaszcza wydźwięk wydarzeń, upraszcza fabułę, przez co przygoda traci na efektowności i intensywności, zaś bohaterowie na głębi i atrakcyjności. Pierwszy tom trylogii, zatem niejako wprowadzenie do większej całości, spodziewam się mocniejszych wrażeń w kolejnych odsłonach. Inna powieść przedstawiona na Bookendorfinie z akcją osadzoną w Uniwersum Metro 2033 to "Droga stali i nadziei" Dmitrija Manasypowa.

4/6 – warto przeczytać
fantastyka postapokaliptyczna, 480 stron, premiera 27.03.2024 (2020)
tłumaczenie Justyna Karczewicz
Tekst powstał w ramach współpracy z DużeKa.pl

czwartek, 18 lipca 2024

SAREK

ULF KVENSLER

„Potężna, szorstka ściana góry trwała nad nami bez ruchu. Teraz przyszła mi do głowy myśl, że ani nas nie pilnuje, ani nam nie zagraża. Po prostu w ogóle jej nie obchodzimy… Ona tu będzie stać niezmiennie kilka milionów lat, nie ma i niewzruszona.”

Zdecydowanie warto sięgnąć po książkę. Zapewnia intrygujące i wciągające zaczytanie. W zasadzie błyskawicznie mknie się po stronach, aby jak najsprawniej dotrzymywać tempa akcji, zmieniającym się okolicznościom, naprzemiennie ukazującym się szczegółom z przeszłości, która w ogromnym stopniu rzutuje na teraźniejszość. Scenariusz zdarzeń kręci się wokół dwa tysiące dziewiętnastego roku, ale wspomnienia kluczowej postaci od czasu do czasu kierują uwagę na sytuacje sprzed dekady. Łatwo jest zaangażować się w to, co dzieje się podczas górskiej wyprawy, zimowa sceneria przyrody tworzy charakterystyczną atmosferę chłodu, bieli i niedostępności. 

Niemal od początku powieści czytelnik wikła się w kryminalne nuty, stopniowo zaciskają się, z czasem przeradzają w wątek o podłożu sensacyjnym. Podoba mi się, że Ulf Kvensler prowadzi fabułę pod różnym ujęciem, niejako równolegle, w zależności od przypasowania relacji między bohaterami, a przy tym w sposób graniczący z prawdopodobieństwem. Ciekawie prezentują się opisy zmagań podczas ekstremalnej wędrówki po górach, w dzikim, surowym i bezlitosnym terenie, na tysiącach kilometrów kwadratowych bez wytyczonych szlaków i schronisk. Powstaje pragnienie natychmiastowego udania się do Parku Narodowego Sarek, żeby na własne oczy podziwiać niesamowite cuda natury. Pierwotne oblicze północnej-zachodniej Szwecji, najstarszego parku w Europie, warto uwzględnić podczas planów urlopowych, bardzo chętnie poznam.

Nie nawiązuję szczególnej więzi między postaciami, czuję rezerwę, lecz akurat w tej przygodzie nie przeszkadza, wręcz działa na korzyść. Frapująco daje się obserwować nić intrygi powiązanej z obsesją, znakomicie delikatnie prowadzoną, spychającą na manowce w interpretacji czynów i zachowań. Kilkakrotnie dałam się złapać w subtelnie zastawioną przez autora sieć sekretów, niedopowiedzeń i oszustw. Zakończenie zmagań czwórki znajomych z własnymi słabościami, piętrzącymi się tajemnicami, trudnymi warunkami pogodowymi i terenowymi, nie do końca satysfakcjonuje, jednakże nie można odmówić zaskakującego obrotu spraw. Narracja sprzyja poznawaniu historii, nieco kanciasta, jakby uwzględniała ewentualną przyszłą konieczność dostosowania do scenariusza na potrzeby filmu, ale zgrabnie osadzona i prowadzona.

5/6 - koniecznie przeczytaj
thriller kryminalny, 430 stron, premiera 27.03.2024 (2022), tłumaczenie Emilia Fabisiak
Tekst powstał w ramach współpracy z DużeKa.pl

środa, 17 lipca 2024

SELMA

JESZCZE DALEJ NIŻ POŁUDNIE

DOMINIK SZCZEPAŃSKI

„Przed rejsem nie zaplanowaliśmy, co dokładnie zrobimy, jeśli wmarzniemy w lód i będziemy musieli spędzić w nim zimę... każdy dokona własnego wyboru… (zostanie na jachcie lub wyruszy w drogę do najbliższej stacji).” Piotr Kuźniar

Niektórych przygód podróżniczych nie zaliczę w życiu, z różnych powodów, ale na szczęście mogę je przeżyć czytając i oglądając fotorelacje innych lub o innych, którym się to udaje. Żegluga polarna przyciąga tajemniczością odkrywanych miejsc, obietnicą niezwykłej eksploracji, skrajnymi przeżyciami, poczuciem uczestnictwa w mega wymagającym wyzwaniu sportowym. Nie tylko walka z drastycznie trudnymi warunkami atmosferycznymi, radzenie sobie z ogromną porcją wyzwalającej się adrenaliny, przekonywania siebie samego, że wciąż pragnie się w tym uczestniczyć, ale również umiejętność odnalezienia się w grupie, tworzenia pozytywnych relacji z uczestnikami wyprawy, oddania części siebie innym. Biały świat lodowych labiryntów, mroźnych wiatrów, śnieżnych zamieci, nieprzejednanych mgieł, przyciąga surowym pięknem, trzeba naprawdę się w nim rozsmakować, aby zdobyć się na wiele wyrzeczeń, przekraczać własne granice, zmierzyć się ze słabościami, jednakże nagroda warta jest tego wszystkiego. Pozytywnie zazdroszczę zebranych doświadczeń i wspomnień ekipie jachtu Selma, w dwa tysiące piętnastym roku realizacji celu jakim było pobicie rekordu świata w żegludze najdalej na Południe i próbie wejścia na czynny wulkan Erebus znajdujący się na Wyspie Rossa.

Oprócz wciągającej treści, warto podkreślić, że logicznie i zgrabnie usystematyzowanej, publikacja cechuje atrakcyjna i spójna szata graficzna. Bogactwo kolorowych zdjęć, przydatnych map z wytyczonymi szlakami wyprawy, ale też wyróżnionych haseł objaśnianych w słowniczku zamieszczonym na końcu. Oprócz relacji z podróży do najdalszych południowych zakątków Ziemi, jako przerywniki między rozdziałami, odwołania do historycznych podbojów, wypraw i walk o przetrwanie w ekstremalnym mrozie. Interesująco wybrzmiewają zamieszczone na początku rozdziałów cytaty, będące podsumowaniem przeżyć z pierwszej ręki, spojrzeniem z perspektywy uczestnika czegoś wyjątkowego. Jedenaście osób połączonych szalenie zimnymi warunkami misji, podpatrujących zwierzęcych mieszkańców ekstremalnych ziem, ale i wprawiających się w codzienne funkcjonowanie na jachcie, również prezentacja aspektów zwykłych czynności w mało przystępnych warunkach, składają się na ciekawy rys informacyjny. Mam wrażenie, że książka Dominika Szczepańskiego, napisana w przyjaznym i wciągającym stylu, uwzględniająca paletę zagadnień powiązanych z przygotowaniem, trwaniem i pokłosiem ekscytującej antarktycznej przygody, podoba się szerokiemu gronu odbiorców. Przyciąga zarówno osoby chętnie zwiedzające zakątki świata pod różnymi długościami i szerokościami geograficznymi, jak i mniej aktywnych, pasjonujących się eksploracją planety z domowego fotela, w ciepłych i wygodnych warunkach uruchamiających podróżniczą wyobraźnię. Inny tytuł autora przedstawiony na Bookendorfinie to "Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza", zerknij na wrażenia po spotkaniu z nim.

4.5/6 – warto przeczytać
literatura podróżnicza, reportaż, 344 strony, premiera 11.10.2023
Tekst powstał w ramach współpracy z DużeKa.pl

poniedziałek, 15 lipca 2024

DZIKA CISZA

RAYNOR WINN

„Jak wiele czasu upłynie mi na ukrywaniu się przed światem, zanim wreszcie uznam, że dość, że mogę wychynąć się z kryjówki, ulec przemianie i rozwinąć skrzydła?”

Podeszłam do „Dzikiej ciszy” ze sporymi oczekiwaniami, wydawało mi się, że łatwo uda mi się z nią nawiązać kontakt, znajdę elementy przydatne dla ukojenia mojej duszy. Książka niosła wiele przesłań, a jednak nie w pełni spełniła moje oczekiwania. Liczyłam na bardziej odkrywcze myśli, niosące się w człowieku przez wiele tygodni po spotkaniu, głębiej sięgające impulsy do rozmyślań czynionych przez czytelnika. Może gdybym znacznie wcześniej nie odkryła i nie pojęła znaczenia bezpośredniego kontaktu z przyrodą, wydawałaby mi się bardziej zaskakująca i ożywcza. Dlatego wywnioskowałam, że osoby mniej zwracające uwagi na środowisko naturalne, zajmujące przestrzenie miejskie w pogoni za codziennością prywatną i zawodową silniej zwiążą się z osobistym pamiętnikiem autorki. Tym niemniej, nie mogłam odmówić temu tytułowi plastycznych i sugestywnych opisów krajobrazu, niemal śpiewnych pochwał przebywania człowieka w bezpośrednim kontakcie z naturą, niewątpliwie uzdrawiających mocy w niej drzemiących, czy to z perspektywy fizycznej, czy psychicznej. 

Fantastyczne uczucie ekscytacji zapewniające fale radości i satysfakcji, zbawienne wyciszenie głosów w głowie i powrót do rdzenia samego siebie, poszukiwanie zrozumienia i odnajdywanie nadziei, a wszystko podczas pieszych wędrówek tysiąckilometrowym Szlakiem Południo-Zachodniego Wybrzeża Anglii. Jakże sama chciałabym odbyć tak niezwykłą podróż wzdłuż wybrzeża, zerkać z klifów na bezkres nieba, nasycać wzrok i słuch morską tonią, być jak najbliżej granicy lądu i morza. Raynor Winn przeszła szlak razem z mężem, który otrzymał niepokojącą prognozę zdrowotną, w dzikich aspektach natury, jedności, milczenia, rozważań, miłości i akceptacji. Jednocześnie sięgała do wspomnień, interpretacji przeszłości, przywoływała między innymi tematykę bezdomności, choroby matki, pisania książki, zdobywania dyplomu, islandzkich klimatów, dokonywania wyboru dostosowania do zmian lub ich inicjowania, w tym naturalnego biologicznego ożywienia kornwalijskiej farmy. Aby poczuć życiowe spełnienie trzeba wiele przeżyć, zdać egzamin z pokonywania przeciwności losu, mentalnego dostrajania do muzyki natury i prawdziwych potrzeb człowieka. Intymna narracja, bez zbędnych wydmuszek słownych, trafiająca do serca i wyobraźni. Książce warto przydzielić więcej czasu, poznawać w spokojnych rytmach, chwytać przesłania wynikające z czyjegoś spojrzenia na świat i siebie samego, zrozumienia jak wiele zależy od nas samych, radzenia sobie z bolesnymi doświadczeniami, świadomego kolekcjonowania poszczególnych fragmentów istnienia.

4/6 – warto przeczytać
literatura współczesna, 340 stron, premiera 14.06.2023, tłumaczenie Kamila Slawinski
Tekst powstał w ramach współpracy z DużeKa.pl

niedziela, 14 lipca 2024

DZIEŃ TRYFIDÓW

JOHN WYNDHAM

„To przeciwko naturze, żeby jeden gatunek miał dominować bez końca.”

Znakomicie napisana powieść, jedna z tych, do których można wracać po latach i dostrzec fabułę, ale z innego ujęcia. Kiedy po raz pierwszy ją czytałam, jako młoda osoba zwróciłam uwagę przede wszystkim na aspekt postapokaliptycznej przygody. Zastanawiałam się, jak utrata wzroku przez niemal całą ludzką populację, oficjalnie spowodowana przejściem Ziemi przez chmurę szczątków komety, wpłynie na życie głównego bohatera, który za sprawą szczęśliwego zbiegu okoliczności uniknął utraty jakże ważnego zmysłu dla człowieka. 

Wczytując się w nią obecnie doceniłam rewelacyjne poprowadzenie wątku moralnych dylematów w walce o przetrwanie. Trzydziestolatek William Masen zmuszony był dokonywać trudnych wyborów, stawać przed patowymi sytuacjami, decydować o losie innych. Jako biolog zajmujący się tryfidami, szalenie osobliwymi, owianymi ścisłą tajemnicą, pożytecznymi dla przemysłu olejowego roślinami, wiedział o nich więcej niż przeciętny człowiek, ale nawet naukowa wiedza nie przygotowała go do tego, co tak naprawdę tryfidy sobą reprezentowały, że miały kojarzyć się z chciwością, bólem, strachem i udręką. Chętnie wchodziłam w rozważania, jak sama bym na miejscu Billa postąpiła, czy wzięłabym odpowiedzialność za innych, jak poradziłabym sobie z irracjonalnym poczuciem winy, czy zdecydowałabym się na wejście w nowe reguły społeczne. 

John Wyndham umiejętnie wplatał w myśli i dialogi zdezorientowanych, zagubionych i czujących się obco postaci stopniową, bardziej lub mniej uświadomioną, przemianę resztek cywilizacji na skutek ogólnoświatowych incydentów. Różne scenariusze życia jednostek, niejako przykłady tego, co mogłoby kształtować losy, nadawały historii emocjonalny wymiar. A narracja w stylu pamiętnikarskim podkreślała walor przeżywania, lepiej odbierany niż zwykłej narracji. Powieść dawała pole manewru do pracy wyobraźni i materiał do refleksji. Pisana w czasach, kiedy widmo wojny nuklearnej zaglądało ludziom w oczy, zaś strach przed unicestwieniem gatunku ludzkiego zdawał się wszechobecny, zatem i ten wątek wyraźnie wybrzmiewał w tle. Wyndham postawił na proste, ale sugestywne opisy, nie wchodził w zbędne szczegóły, za to rozwijał kontekst i klimat globalnej katastrofy. Siedemdziesiąt trzy lata temu tytuł cechowała nowatorskość, stał się źródłem inspiracji dla innych pisarzy, wiele z jego elementów rozpowszechniło się w popkulturze, przez co współcześnie stracił nieco na intensywności roztaczanego blasku, jednakże uwzględniając datę pierwszego wydania, mimo wszystko wspaniale się go odbiera i obecnie. Przekonująca rozrywka w rytmie klasycznej fantastyki, po którą warto sięgnąć.

Zerknij na pozostałe tytuły z serii Wehikuł czasu, klasyki science fiction, przedstawione na Bookendorfinie: "Czarna chmura", "Odyseja kosmiczna 3001. Finał", „Odyseja kosmiczna 2001”, „Odyseja kosmicznej 2010”, "Odyseja kosmiczna 2061", "Spotkanie z Ramą", "Rama II", "Koniec dzieciństwa", "Bill, bohater galaktyki", "Biada Babilonowi", "Olśnienie", "Równi bogom", "Klany księżyca Alfy", "Radio Wolne Albemuth", "Czas jest najprostszą rzeczą", "Umierając żyjemy", "Ziemia trwa", "Opowiadania najlepsze", "Osa", "Kwestia sumienia", "Ostatni brzeg", "Człowiek do przeróbki", "My", "Gdzie dawniej śpiewał ptak", "Gwiazdy moim przeznaczeniem", "Drzwi do lata", "Wieczna wojna", "Cieplarnia", "Przestrzeni! Przestrzeni!", "Non stop", "Aleja potępienia", "Kwiaty dla Algernoma", "Hiob. Komedia sprawiedliwości", "Rój Hellstroma", "Wieczna wolność", "Więcej niż człowiek", "Gwiazdy jak pył", "Prądy przestrzeni", "Kamyk na niebie", "Koniec wieczności".

5/6 - koniecznie przeczytaj
fantastyka, 318 stron, premiera 04.06.2024 (1951), tłumaczenie Wacława Komarnicka
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

sobota, 13 lipca 2024

KRÓLICZEK

MONA AWARD

„Nazywamy je Króliczkami, ponieważ tak właśnie się do siebie zwracają. Poważnie. Per Króliczku.”

Pokręcona powieść, szalona w fabule, zwariowana artystycznie. Z pewnością nieszablonowa i oryginalna propozycja czytelnicza. Nie mogłam odmówić jej charakterystycznego rysu i unikalnej interpretacji zdarzeń. Jeśli ktoś lubił zanurzyć się w takich klimatach, to sporo niespodzianek na niego czekało. Mnie jednak „Króliczek” niestety nie przekonał. Wydawał się za bardzo skoncentrowany na osobliwym obłędzie kluczowej postaci a mniej na innych cechach jej osobowości. 

Jednakże nie ulegało wątpliwości, że Mona Award zabrała się za niełatwą do zachęcającego oddania i wciągającego przedstawienia charakterystykę części amerykańskiej młodzieży. Młodych ludzi nastawionych na życie obok własnego życia, pragnienie ukazania się z ekstrawaganckiej strony, zaimponowania czymś szczególnym, nawet jeśli to fałszywe, sztuczne, cukierkowe lub szokujące. Ubiegających się za wszelką cenę zdobyć akceptację podobnej do nich publiczności, chcących przynależeć do pozornie elitarnej grupy, kosztem poczucia własnej godności, zgodności z wyznawanymi wartościami, a nawet wbrew wcześniejszym oczekiwaniom i przemyśleniom. 

Pogoń za czymś nieuchwytnym, chociażby sławą, wpadnięcie w wir fascynacji czymś fałszywie unikalnym, tęsknota za wywołaniem podziwu wśród rówieśników, zwłaszcza tych o artystycznych aspiracjach, może przerodzić się w swego rodzaju uzależnienia i obsesję. Wówczas przestają liczyć się dotychczasowe bliskie więzi, choćby przyjacielskie, a nowe relacje wysuwają się na pierwszy plan. Dorastanie i dojrzewanie na etapie studenckich czasów nie należy do łatwych wyzwań. Można szybko skręcić w niewłaściwą stronę, poddać się ułudzie i iluzji, tym gorzej, jeśli  odkryte sfery społecznych uwarunkowań i relacji przyjmują niebezpiecznie skrajne cechy. 

Nie potrafiłam zidentyfikować się z główną bohaterką, daleko odjechała w trafnym uchwyceniu mentalności. Ale może właśnie o to autorce chodziło, by w pewien sposób przestrzec przed czyhającymi w fantazji zagrożeniami. Kilka fragmentów powieści lekko wynudziło, ale znów, podkreślam, że najprawdopodobniej dlatego, że nie nawiązałam wspólnej nici porozumienia z Samanthą. Była zbyt dziwna, obca w przyjęciu. Nie zniechęcam nikogo do sięgnięcia po książkę, moje szczere wrażenia nie muszą pokrywać się z waszymi, tym bardziej, że przy odpowiednim nastawieniu i dopasowaniu z czytelnikiem wydaje się, że możliwy jest znacznie lepszy odbiór.

3/6 – w wolnym czasie
literatura współczesna, 394 strony, premiera 08.11.2023 (2019), tłumaczenie Natalia Wiśniewska
Tekst powstał w ramach współpracy z DużeKa.pl

piątek, 12 lipca 2024

NIEZWYKŁE ZMYSŁY

JAK ZWIERZĘTA ODBIERAJĄ ŚWIAT

ED YOUNG

„Ziemia obfituje w widoki i faktury, dźwięki i wibracje, zapachy i smaki, pola elektryczne i magnetyczne. Ale każde zwierzę może wykorzystywać tylko niewielki ułamek pełni rzeczywistości.”

Ogromne wrażenie wywarła na mnie poprzednia publikacja Eda Yonga zatytułowana „Mikrobiom”. Czytałam z ogromnym zainteresowaniem, niesamowicie wciągnęła, dała wartościową pożywkę dla mózgu, bogatą i w dużym stopniu zaskakującą wiedzę o organizmach, które przenikają cały świat ludzi, zwierząt i roślin, ziemię, wodę i powietrze, a bez których życie nie byłoby możliwe. Podobnie rewelacyjnie poznawałam „Niezwykłe zmysły”. Liczył się nie tylko ogrom informacji, ale również szalenie przystępny i przyjazny styl narracji. Widać było, że autor mocno przyłożył się do zgromadzenia ciekawego materiału, o czym świadczy zasobna bibliografia, lecz także fascynujące uszczegółowienia w tekście, obejmujące też wyniki rozmów z naukowcami. Yong ze swobodą transformował specjalistyczny żargon w coś, co entuzjastycznie pochłaniałam i na długo zapamiętam. 

Przygoda po świecie zmysłów niesamowicie wciągała, podpowiadała jak wygląda świat z perspektywy różnych gatunków dzielących nawet tę samą przestrzeń fizyczną, uruchamiała wyobraźnię, aby uświadomić znaczenie zebranych informacji i niezliczone różnice w odbieraniu bodźców z otoczenia. Poziom danych zbierany przez wiele zwierząt nie jesteśmy w stanie pojąć nawet wykorzystując intuicję. Każdy rozdział to mega paka niesamowitej wiedzy, podprowadzeń pod możliwości odkrywania nowych tajemnic świata przyrody. Mnóstwo trafnie dobranych przykładów, atrakcyjnych ciekawostek, frapujących zapytań. Książkę mogłam czytać rozdział po rozdziale lub zdać się na wyszukiwanie najbardziej w danym momencie interesującej mnie tematyki, w czym zdecydowanie pomagał indeks. Kolorowe zdjęcia wzbogacały tekst. Odpowiadało mi, że przypisy okazały się wartościowe od strony wiedzy i nie brakowało nutki humorystycznej. Doceniłam udane tłumaczenie, gdyż sporym wyzwaniem było zachowanie unikatowego stylu autora, właściwego światła poruszanych zagadnień, kluczowych przesłań i ekscytujących impulsów do refleksji. 

Zerknij na pozostałe książki z pasjonującej serii bo.wiem, z kategorii #nauka, zaprezentowane na Bookendorfinie: "Atlas sztucznej inteligencji", "Superwulkany", "Szczepienia", "Wielka księga Marsa", "Teorie spiskowe", "Ryby mają głos", "Niedostosowani", "Najlepiej spożyć przed", "Prawdziwe fałszerstwa", "Motyle", "Supernawigatorzy", "Ukryty geniusz", "Szarlatani", "Homo hapticus", "Pierwsze znaki", "Magia bioinżynierii", "Geniusz ptaków", "GPS mózgu".

6/6 – rozkosz czytania
literatura popularnonaukowa, biologia, 542 strony, premiera 16.04.2024 (2022)
tłumaczenie Magdalena Rabsztyn-Anioł
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

czwartek, 11 lipca 2024

KOMISARZ

C.J. SANSOM

MATTHEW SHARDLAKE tom 1

„Rzeczy rzadko są takie, jakimi się wydają.”

Pierwszy tom serii o Matthew Shardlake, komisarzu wikariusza generalnego, okazał się bardzo przyjemną i wciągająca przygodą czytelniczą. Ujmował historycznym angielskim klimatem, walki toczącej się między papistami i reformatorami, ciekawym tłem likwidacji zakonów zarządzonej przez króla Henryka VIII i nadzorowanej przez ministra Thomasa Cromwella rozległą siecią kontroli. Polityczne rozgrywki, prawne manipulacje, ludzkie niegodziwości, niekończące się podstępy, liczne bunty i egzekucje, wszystko wypełniało tysiąc pięćset trzydziesty siódmy rok. Bezprecedensowe morderstwo popełnione na królewskim urzędniku w klasztorze w Scarnsea wymagało natychmiastowego i utrzymanego w ścisłej tajemnicy wyjaśnienia, a potem przykładnego ukarania winnego. Do wyjaśnienia sprawy Cromwell wyznaczył zaufanego człowieka potrafiącego rozwiązywać trudne zagadki. 

Trzydziestopięcioletni kaleki prawnik Shardlake i jego asystent Mark Poer szybko odkryli, że dojście do prawdy będzie skomplikowane ze względu na kilka nakładających się warstw niejasności i podejrzeń. Pajęczyna matactw, kłamstw i mistyfikacji rozbudowywała się, z coraz to nowymi zaskakującymi nićmi do rozsupłania. Autor udanie prowadził intrygę, początkowo postawił na oswajanie się bohaterów w okoliczności niespokojnych czasów i ponurego miejsca, w jakim się znaleźli. Tempo akcji nabierało dynamiki w miarę przerzucania stron książki. Pojawiały się nowe dramatyczne incydenty, często mrożące krew w żyłach, na powierzchnię wydostawały się wielkie i drobne tajemnice podejrzanych, mnożące się z dnia na dzień i nabierające złowieszczych mocy, zaś niebezpieczeństwo kryło się w mrocznych, kamiennych, wysoko sklepionych korytarzach wielowiekowych budynków. Finałowa odsłona satysfakcjonująca, ciekawy zwrot interpretacji, szereg kumulujących się wątków z mocno uzasadnionym wyjaśnieniem. Zachęcam do sięgnięcia po książkę, potrafiła oderwać czytelnika od rzeczywistości, przenieść w czasie, w niecodzienne miejsce, dostarczyć dreszczyku emocji, poznać intrygujące sylwetki ludzkie, pojawił się też sercowy akcent.

5/6 - koniecznie przeczytaj
kryminał historyczny, 512 stron, premiera 19.06.2024 (2003), tłumaczenie Izabela Matuszewska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

piątek, 5 lipca 2024

NAZYWA SIĘ GEORGE FLOYD

ŻYCIE PEWNEGO CZŁOWIEKA I WALKA O SPRAWIEDLIWOŚĆ RASOWĄ

ROBERT SAMUELS i TOLUSE OLORUNNIPA

„...wyłonił się portret człowieka, który z nadzieją i optymizmem toczył niezwykłą walkę; człowieka, któremu po śmierci udało się dokonać tego, co tak bardzo pragnął osiągnąć w życiu – zmienić świat.”

Byłam pod wrażeniem merytorycznego przygotowania autorów przed przystąpieniem do pisania książki. Czterysta wywiadów, tomiszcza prywatnych materiałów, mnóstwo publicznych publikacji, zapiski historyczne sięgające zakresem aż do czterech wieków wstecz, a nawet prace naukowe z zakresu nauk społecznych. Wszystko po to, aby jak najwierniej oddać życie George’a Floyda, zmagań z przeciwnościami losu, bez pomijania chociażby przestępstw narkotykowych i więziennej przeszłości, globalnej ikony walki o sprawiedliwość rasową. Zabójstwo w dwa tysiące dwudziestym roku czarnoskórego mężczyzny podejrzanego o użycie w sklepie fałszywego banknotu, dokonane przez białego funkcjonariusza policji w Minnesocie, wyzwoliło w ludziach ogromne emocje i sprzeciw wyrażony w głośnych przekazach, gorzkich słowach, licznych demonstracjach. Samuels i Olorunnipa nie pominęli okoliczności prowadzących do czynu dokonanego przez Dereka Chauvina, skamieniałości warstw amerykańskich instytucji, sztywności służb mundurowych, nieustannej obecności presji systemu, wpływu polityki i regulacji prawnych, a także tkwiących głęboko w starych korzeniach sił społecznych. Można zastanawiać się, na ile wciąż obecny jest w każdym aspekcie życia rasizm w USA, dlaczego stosunkowo opornie uaktywniany jest ruch zmiany rzeczywistości powiązanej z dyskryminacją i przydzielanym od góry wizerunkiem, czemu społeczne zrywy sprzeciwu tracą impet w miarę upływu czasu.

Śmierć Floyda zainspirowała wielu ludzi do aktywnego włączenia się w walkę o sprawiedliwość i równość traktowania bez względu na kolor skóry. Fala protestów wobec rasowej dyskryminacji z wielką energią i siłą rozlała się po całym kraju, weszła w każdą warstwę społeczną i zawodową. Poznając dokładnie życie zabitego mężczyzny zastanawiałam się, czy faktycznie był to materiał na ikonę, nawet jeśli podszytą wagą walki o sprawiedliwość rasową, a może bardziej uzasadnione, że zakończona śmiercią interwencja była przysłowiową kroplą, która przelała czar dezaprobaty i oburzenia. A zabójca, czy bezsprzecznie człowiek działający z premedytacją, czy faktycznie nie przysługiwały mu żadne usprawiedliwienia. Nie ma wątpliwości, że do takich zdarzeń nie powinno dochodzić, ale zawsze kryją się głębsze powody i przyczyny niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Robert Samuels i Toluse Olorunnipa ukazywali różne ujęcia walki o sprawiedliwość rasową, jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że zbyt często zbaczali w polityczną poprawność, czasami na siłę przypisywali coś do niej, kiedy indziej upraszczali niewygodną prawdę, warto podkreślić, że podjęta tematyka nie należała do wygodnych i przyjemnych. Na poznanie książki proponuję poświęcić więcej czasu, nie tylko ze względu na sporą objętość treści i wysoki poziom uszczegółowienia, ale również na głębsze przemyślenia, interpretacje i podsumowania.

4.5/6 – warto przeczytać
literatura faktu, biografia, 494 strony, premiera 25.10.2023 (2022), tłumaczenie Maciej Potulny
Tekst powstał w ramach współpracy z DużeKa.pl

czwartek, 4 lipca 2024

DOM ŚWIATEŁ

DONATO CARRISI

PIETRO GERBER tom 3

„Mrok istnieje naprawdę i ma różne oblicza.”

Pisarz, którego twórczość bardzo mi odpowiada, fantastycznie się w niej odnajduję. Doceniam zmyślny pomysł na niesamowitą intrygę, nieszablonowy i pełen niespodzianek, trzymający w napięciu, dostarczający sporo zagadek interpretacyjnych. Scenariusz zdarzeń trudny do szybkiego rozszyfrowania, teraźniejszość bogata w incydenty mieszająca się z pełną dramaturgii przeszłością. 

Nieoczywista postać główna, frapująco sportretowana, pełna blizn i tragicznych doświadczeń, nieustannie wystawiana na próbę, walcząca z bieżącym wrogiem i samym sobą. Z jednej strony altruizm, pragnienie okazywania pomocy słabym, z drugiej próba trzeźwego naukowego podejścia do konkretnych przypadków. Pietro Gerber jako psycholog dziecięcy, za sprawą zdarzeń z poprzednich tomów, stracił wiarę we własne umiejętności, życiowe incydenty zdawały się pogrążać go w mroku, zaś tajemnicza kobieta dawało o sobie znać na ścieżce prześladowań. 

Donato Carrisi wikłając w sprawę klątwy gry w woskowe ludziki potrafił pobudzić moją wyobraźnię. Entuzjastycznie przyjęłam niełatwą w prawidłowym odczytaniu intrygę, dałam się momentami zwieść na manowce, co bardzo cenne w przypadku thrillerów. Usypiacz dzieci stanął do walki o duszę dziesięcioletniej Evy, skazanej przez matkę na niemal samotne życie w ogromnym pustym domostwie. Izolacja od rówieśników wyrządziła wiele szkód w psychice dziecka. Zrozumienie sensu historii dziewczynki stało się wielkim wyzwaniem dla głównego bohatera, podszytym pułapką i niebezpieczeństwem. 

Narastający dramatyzm, połączony z zaginięciem chłopca sprzed dwóch dekad, czynił historię frapująco zagmatwaną i pełną manipulacyjnych zasadzek. Czy Gerber potrafił na czas dostrzec zastawione zasadzki i właściwie je zinterpretować, a może pozostał narzędziem w rękach innych? Narracja znakomita, wyrobione pióro, unikalny styl. "Dom świateł" to thriller psychologiczny, który mocno się przeżywa, chętnie poddaje oferowanej przez niego zabawie, co więcej, jeszcze przez jakiś czas po zamknięciu książki, rozmyśla się o odbytej przygodzie czytelniczej, i czeka niecierpliwie na kolejny tom. 

Zerknij na wrażenia po zapoznaniu się z innymi książkami Donato Carrisiego, niecierpliwie odkrywaną "Paenitentiaria Apostolica - Marcus" ("Trybunał dusz", "Łowca cieni", "Władca ciemności"), "W labiryncie" wspartym na niezwykłym studium tragedii , Dziewczyną we mgle" rozgrywaną w małym alpejskim miasteczku, "Grą zaklinacza" dotykającą kwintesencji zła ludzkiego gatunku, „Jestem otchłanią” zanurzoną w szalenie mrocznych refleksjach, "Domem głosów" z rewelacyjnym pomysłem na fabułę i "Domem bez wspomnień" z wyjątkowo intrygującą postacią kluczową. Znakomite mroczne uczty czytelnicze, wymykają się szablonom, dostarczają sporej dawki relaksu i satysfakcji.

5/6 - koniecznie przeczytaj
thriller psychologiczny, 380 stron, premiera 05.06.2024 (2022)
tłumaczenie Anna Osmólska-Mętrak
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

wtorek, 2 lipca 2024

PODUSZKA W RÓŻOWE SŁONIE

[PRZEDPREMIEROWO] 

JOANNA M. CHMIELEWSKA

„To będzie symbol naszego braterstwa. Znak, że zawsze możemy na siebie liczyć.”

Książka przyjemnie wypełniła wieczór czytelniczy, potrzebowałam wejścia w obyczajowe nuty, w których wybrzmiewały zarówno gorzkie, jak i słodkie chwile, gdzie wzruszenie mieszało się z twardością życia. Jak wiele zdarzeń z przeszłości potrafi zdeterminować teraźniejszość. Jak wiele od nas samych zależy, czy pozwolimy na dominację tego, co było, czy decydując się na oczyszczającą wewnętrzną walkę podarujemy sobie szansę na szczęście. I jak wiele zależy w codzienności od tego, z kim przecinają się nasze ścieżki, kiedy trafimy na właściwe osoby, przychylny uśmiech losu, obiecujący zbieg okoliczności. 

Joanna M. Chmielewska przekonująco odmalowała proces budzenia się macierzyńskich uczuć, ogarniające poczucie spełnienia, ale również lęk przed odpowiedzialnością i determinację w spełnieniu ważnej obietnicy. Podobało mi się zaglądanie w przeszłość, gdzie czaiły się mroki, które już wcześniej należało przepracować, zaburzony został świat uczuć, zrozumienie bardzo bliskiej osoby skrywało się za kotarą milczenia i bólu. Polubiłam Hankę, wydawała się prawdziwa w motywach i postawach. Decyzja o przygarnięciu córki zmarłej przyjaciółki nie należała do łatwych. Chętnie patrzyłam na świat pięcioletniej Ani, jak łatwo dorośli zapominają, co czuli, kiedy byli w podobnym wieku, na szczęście, nie każdemu przychodzi mierzyć się z sieroctwem. Przeżywanie przez dziewczynkę śmierci matki i zdobywanie nowej rodziny autorka poprowadziła czule i z wyczuciem. Żałowałam, że powieść nie została bardziej rozbudowana i nie cechowała się mniejszą przewidywalnością. Miałam wrażenie, że wszystko za szybko się toczyło, także wątek z Łukaszem. Ale ja lubię dłużej przebywać z bohaterami, gdyż często, jak w tym wypadku, przywiązuję się do nich. Cieszyłam się, że pisarka nie przesłodziła finałowej odsłony. Zerknijcie również na wrażenia po spotkaniu z inną książką Joanny M. Chmielewskiej "Pod Wędrownym Aniołem".

4/6 – warto przeczytać
literatura obyczajowa, 272 strony, premiera 03.07.2024
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

JĘK ZAMYKANYCH BRAM

WOJCIECH WÓJCIK

„W sprawach o morderstwo zawsze są jakieś niespodzianki.”

Ciekawie skonstruowana fabuła, kilka zgrabnie zazębiających się wątków, płynna narracja, to zdecydowanie plusy powieści. Przyjemnie się przez nią przechodziło, jednak brakowało iskry zapalnej do rozruszania wyobraźni i detektywistycznej zabawy. Autor postawił na realizm scenerii akcji, ale jednocześnie zdecydował się na swobodne traktowanie poczynań bohaterów, wymykające się prawdopodobieństwu. Nie przeszkadzało to w znaczącym stopniu, potraktowałam jako nawiązanie do klasycznej sensacji, która z pozornie zwykłych postaci potrafi stworzyć osoby zdeterminowane dociec prawdy bez względu na podejmowane ryzyko, ale też sprawiło, że nie wczułam się tak mocno w intrygę, jak przewidywałam. Lekarka, kelnerka, była prokurator i policjant nadawali rytm historii, z różnych ujęć odkrywali tajemnice skrywane za zabójstwem mężczyzny powiązanego z szemraną warszawską restauracją. 

Wojciech Wójcik udanie poradził sobie z ukrywaniem prawdziwych intencji osób zaangażowanych w śledztwo. Czułam, że nie wszystko wydaje się takim, jak sugerowały opisy, późno trafiłam na właściwe wskazówki, co bardzo mnie cieszyło. Generalnie, końcowe rozdziały książki zrobiły na mnie spore wrażenie, zwłaszcza w zaskakujących odbiciach ludzkich charakterów i motywów działania. Nie brakowało mocnych uderzeń i ciekawych zwrotów akcji. Osoby, które stawiają na mocną dynamikę akcji mogły czuć się rozczarowane powolnym tempem przebiegu zdarzeń, ale odbiorcy lubiący smakować to, co się dzieje z bohaterami, sposobem rozwijania wątku kryminalnego, wpasowaniem w rzeczywistość scenerii, chętnie wchodziły w historię. Mimo, że „Jęk zamykanych bram” nie porwał z ekscytacją, to przyjemnie spędziłam czas. Pierwsze spotkanie z twórczością Wojciecha Wójcika zaliczam do udanych i chętnie sięgnę po wcześniejsze książki autora.

4/6 – warto przeczytać
kryminał, 528 stron, premiera 23.04.2024
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

poniedziałek, 1 lipca 2024

LEW

CONN IGGULDEN

ZŁOTY WIEK tom 1

„Doświadczenie jest początkiem nauki.” Alkman, spartański poeta

Uwielbiam tak napisane powieści historyczne, trzymające się znanych faktów, fabularyzujące zapomnienia i niedopowiedzenia jak najbardziej prawdopodobnie. Conn Iggulden już wcześniej pokazał, że wyśmienicie czuje się jako twórca podobnych przygód czytelniczych. Poznałam „Bramy Aten”, „Protektora” w ramach serii „Ateńczyk”, i „Sokoła spartańskiego”. Wymienione tytuły szalenie mi się spodobały, znakomicie się przy nich relaksowałam sięgając do starożytnej przeszłości. Teraz otworzyłam nową serię zatytułowaną „Złoty wiek”, nawiązującą do poprzedniej wciąż słyszalnymi echami bitew pod Maratonem, Termopile, Platejami i Salaminą, i odniosłam podobne wrażenia. Przypasował mi styl narracji, płynny, szczegółowy i obrazowy. Czułam, że faktycznie wchodzę wyobraźnią w grecki piąty wiek, w każdym aspekcie życia, politycznym, wojennym, społecznym i kulturowym. 

Pojawił się nowy bohater Aten, młody i zdobywający doświadczenie, powoli kształtujący charakter i umiejętności niezbędne mężowi stanu i przypisane reformatorowi. Łatwo zaprzyjaźniłam się z Peryklesem, synem Ksantipposa. Natychmiast wzbudzał sympatię, ujmował dalekowzrocznością i wyczuleniem na moralne postawy. Autor przybliżał go z każdej strony, a przy tym zamieszczał na tle innych ówczesnych znakomitości Aten i całej greckiej populacji. Z jednej strony Perykles umacniał swą pozycję kształtującego się herosa, z drugiej jako zwyczajny młodzieniec pragnął za wszelką cenę okazać posłuszeństwo tradycji i szacunek wobec imponujących wojennych i politycznych dokonań ojca. Powieść czytałam w błyskawicznym tempie, odpowiednio wyważona dynamika akcji, ciekawe opisy scen walk, zaglądanie w głowę i do serca kluczowej postaci. Narracja uwzględniała greckie słownictwo, klimatycznie przybliżała historię społeczności tak zasłużonych dla rozwoju współczesnej cywilizacji. „Lew” zapewnił przyjemne zaczytanie, ukazał znane greckie, spartańskie i perskie epizody ze starożytności, zręcznie nawiązywał do ludzkich przywar, wad i skłonności, oraz cnot, zalet i przymiotów. Pomimo upływu wieków, czytelnik był w stanie rozpoznać samego siebie w przedstawianych postaciach, albo skojarzyć je z bardziej współczesnymi, jakby nie było, historia lubi zataczać kręgi i powtarzać się.

5/6 - koniecznie przeczytaj
powieść historyczna, 472 strony, premiera 13.02.2024 (2022), tłumaczenie Jerzy Moderski
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.