RAYNOR WINN
„Jak wiele czasu upłynie mi na ukrywaniu się przed światem, zanim wreszcie uznam, że dość, że mogę wychynąć się z kryjówki, ulec przemianie i rozwinąć skrzydła?”
Podeszłam do „Dzikiej ciszy” ze sporymi oczekiwaniami, wydawało mi się, że łatwo uda mi się z nią nawiązać kontakt, znajdę elementy przydatne dla ukojenia mojej duszy. Książka niosła wiele przesłań, a jednak nie w pełni spełniła moje oczekiwania. Liczyłam na bardziej odkrywcze myśli, niosące się w człowieku przez wiele tygodni po spotkaniu, głębiej sięgające impulsy do rozmyślań czynionych przez czytelnika. Może gdybym znacznie wcześniej nie odkryła i nie pojęła znaczenia bezpośredniego kontaktu z przyrodą, wydawałaby mi się bardziej zaskakująca i ożywcza. Dlatego wywnioskowałam, że osoby mniej zwracające uwagi na środowisko naturalne, zajmujące przestrzenie miejskie w pogoni za codziennością prywatną i zawodową silniej zwiążą się z osobistym pamiętnikiem autorki. Tym niemniej, nie mogłam odmówić temu tytułowi plastycznych i sugestywnych opisów krajobrazu, niemal śpiewnych pochwał przebywania człowieka w bezpośrednim kontakcie z naturą, niewątpliwie uzdrawiających mocy w niej drzemiących, czy to z perspektywy fizycznej, czy psychicznej.
Fantastyczne uczucie ekscytacji zapewniające fale radości i satysfakcji, zbawienne wyciszenie głosów w głowie i powrót do rdzenia samego siebie, poszukiwanie zrozumienia i odnajdywanie nadziei, a wszystko podczas pieszych wędrówek tysiąckilometrowym Szlakiem Południo-Zachodniego Wybrzeża Anglii. Jakże sama chciałabym odbyć tak niezwykłą podróż wzdłuż wybrzeża, zerkać z klifów na bezkres nieba, nasycać wzrok i słuch morską tonią, być jak najbliżej granicy lądu i morza. Raynor Winn przeszła szlak razem z mężem, który otrzymał niepokojącą prognozę zdrowotną, w dzikich aspektach natury, jedności, milczenia, rozważań, miłości i akceptacji. Jednocześnie sięgała do wspomnień, interpretacji przeszłości, przywoływała między innymi tematykę bezdomności, choroby matki, pisania książki, zdobywania dyplomu, islandzkich klimatów, dokonywania wyboru dostosowania do zmian lub ich inicjowania, w tym naturalnego biologicznego ożywienia kornwalijskiej farmy. Aby poczuć życiowe spełnienie trzeba wiele przeżyć, zdać egzamin z pokonywania przeciwności losu, mentalnego dostrajania do muzyki natury i prawdziwych potrzeb człowieka. Intymna narracja, bez zbędnych wydmuszek słownych, trafiająca do serca i wyobraźni. Książce warto przydzielić więcej czasu, poznawać w spokojnych rytmach, chwytać przesłania wynikające z czyjegoś spojrzenia na świat i siebie samego, zrozumienia jak wiele zależy od nas samych, radzenia sobie z bolesnymi doświadczeniami, świadomego kolekcjonowania poszczególnych fragmentów istnienia.
4/6 – warto przeczytać
literatura współczesna, 340 stron, premiera 14.06.2023, tłumaczenie Kamila Slawinski
Tekst powstał w ramach współpracy z DużeKa.pl
Brzmi interesująco, muszę zdobić tę książkę haha
OdpowiedzUsuńBędę miała ten tytuł na uwadze.
OdpowiedzUsuńTo musi być niesamowite doświadczenie, taka podróż wybrzeżem, obserwacja wszystkiego z klifów, wsłuchiwanie się w szum morza. Oj chciałabym
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się być interesująca. Dawno nie czytałam czegoś podobnego.
OdpowiedzUsuńO, brzmi ciekawie. Chętnie przeczytam, ale wydaje mi się, że na lekturę tej książki trzeba mieć więcej czasu, żeby móc z niej coś wynieść. A czasu teraz mi brak...
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam nic w podobnym stylu, może się skuszę, bo brzmi ciekawie.
OdpowiedzUsuńWielka szkoda, gdy książka nie spełnia pokładanych w niej oczekiwań. Czasami te jednak są za wysokie.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, ze tym razem chyba odpuszczę. Nie mam siły na książki tego typu.
OdpowiedzUsuńSzczerze przyznam, że szkoda mi czasu na nieudane przygody czytelnicze. Nie będę chciała się z nią zapoznać.
OdpowiedzUsuń