czwartek, 24 października 2024

JA, INKWIZYTOR. MIASTO SŁOWA BOŻEGO

JACEK PIEKARA

CYKL INKWIZYTORSKI tom 18

„Wszystko jest możliwe pod naszym niebem, gdzie źli ludzie wraz z demonami splątują nici ludzkich żywotów.”

Co jakiś czas natrafiałam na tomy tego cyklu, za każdym razem obiecywałam sobie, że zacznę je poznawać, tak się nie stało. Kiedy przeczytałam w zapowiedziach, że osiemnastą odsłonę można czytać niezależnie od poprzednich, stwierdziłam, że nadszedł właściwy moment, by zabrać się za te przygody czytelnicze. „Ja, inkwizytor. Miasto Słowa Bożego” zrobił na mnie mocno dobre wrażenie, z przyjemnością wchodziłam w fabułę, chociaż na początku nie w pełni wciągała, lecz ciekawie nakreślała aurę dekadencji. Poddałam się klimatowi nieuchwytnej magii, mocy relikwii i tajemniczych morderstw. Im dłużej siedziałam w powieści, tym lepsze wrażenie wywoływała, tym chętniej się angażowałam. Barwna paleta przekonujących postaci, z echami zagadek w tle, nieodsłoniętymi kartami intencji i smykałką do przechytrzenia przeciwnika. Wyjątkowo plastyczna narracja, dbająca o każdy detal, ułatwiająca opisami przeniesienie do książkowego świata i emocji przeżywanych przez bohaterów. Nieustanne zerkanie na ludzką naturę, rozkładanie jej na czynniki pierwsze, naświetlanie ukrytych motywów i żądzy. Wszystko w religijnej otoczce, rzeczami dziejącymi się niejako za kotarami głównej sceny, w teatrze na użytek społeczeństwa, w zbiorze tajemnic poliszynela. 

Inkwizytor Mordimer Madderdin okazał się niezłą gadułą, przekonującym narratorem, sympatycznie odsłaniającym karty własnej osobowości i charakteru. Trzeba przyznać, że udanie podkoloryzowanymi, zręcznie naświetlonymi, celowo niszczącymi pojawiające się dylematy w interpretacji zachowań. Obrońca świętej wiary obdarzony bystrym umysłem i zdolnością podejmowania szybkich decyzji znakomicie odnajdywał się w grze interesów i misji związanej z relikwiami. Zainteresowało mnie, czy główna postać serii zmieniała się na przestrzeni tomów, jaka była kiedy zaczynała dawać się poznawać, czy dopiero z czasem nabrała cech cynicznego obserwatora rzeczywistości i wprowadzającego humorystyczne pierwiastki. Spodobał mi również się portret przeora klasztoru Hieronima del Monte, człowieka wywodzącego się z potężnego i bogatego rodu, odkrywającego znaczącą rolę w przebiegu fabuły. Arystokrata Maurycy von Solheim przejmujący początkowo scenę powieści stanowił atrakcyjne dopełnienie kluczowej postaci, zwłaszcza w płaszczyźnie dialogów. Zagadka kryminalna powiązana z tajemniczym, osobliwym i bulwersującym morderstwem, frapująco rozpisana, rozłożona na czynniki pierwsze, a następnie udanie złożona w wyjaśnienie. Powieść na przyjemny wieczór czytelniczy, chwilę wejścia w mroczne czasy, niezupełnie prawdziwe, ale nawiązujące do znanych z kart historii, okazja do spotkania niejednoznacznej postaci, zanurzonej w cieniach demonów, krzywd, morderstw, ale również czarnego humoru.

4.5/6 – warto przeczytać
fantastyka, 560 stron, premiera 01.10.2024
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

1 komentarz:

  1. Za czasów nastoletnich czytałam Piekarę, ale jakoś nigdy nie zachwyciła mnie fantastyka. Może warto dać jej kolejną szansę?

    OdpowiedzUsuń