„Wszak w dziejach ludzkości nie brakowało zdarzeń, których nie spodziewał się absolutnie nikt – a jednak zaistniały.”
Bardzo lubię sięgać po książki Robina Cooka, zapewniają nie tylko sporo dreszczyków emocji, ale również dostarczają wiedzy ze strefy medycyny. Uszczegółowienia wciągają, nawet jeśli mam świadomość, że nie spamiętam naukowej terminologii i informacji. Znakomicie tworzą klimat, intensywnie odbierany, wszak zdrowie, choroby, operacje i opieka medyczna, w mniejszym lub większym stopniu, dotyczą każdego. Z zainteresowaniem śledzę funkcjonowanie amerykańskich instytucji badawczych, ośrodków zdrowia i szpitali skąpanych w biznesowej otoczce. Widać, co już zaczyna z ich realiów dotykać i polskie.
W „Szpitalu Bellevue” stykamy się z blisko trzystuletnią historią i tradycją, wielkimi nazwiskami, przełomowymi metodami i kontrowersyjnymi osiągnięciami. Dwudziestotrzyletni Michael podąża śladem przodków, jest piątym pokoleniem chirurgów w rodzinie Fullerów związanych z Bellevue. Zaczyna pracę jako rezydent i od razu trafia w zdradliwy nurt wymagającej i wyczerpujących dyżurów. Presja wiąże się ze specyfiką wykonywania zawodu, oraz osobliwymi zjawiskami i złowrogimi omenami. Autor wprowadza wiele paranormalnych elementów do fabuły, dziwnych mocy, zjaw i halucynacji. Stopniowo zagęszcza doznania kluczowej postaci. Otrzymuję dokładne relacje, co dzieje się wokół i w wyobraźni Mittego. Intryga efektownie zahacza o horror, zwłaszcza w końcowej odsłonie, a stary budynek szpitalny skrywa wiele zatrważających tajemnic.
Książkę dobrze mi się czyta, przyjazna narracja, logicznie skonstruowany scenariusz zdarzeń, zręcznie narastająca atmosfery lęku. Główny bohater w odsłonie temperamentu i osobowości niczym szczególnym nie wyróżnia się, ale dysponuje szczególnymi zdolnościami prekognicji i wyczuwania myśli innych. Pisarz zręcznie stawia na nieciągłość predyspozycji Michaela i nie mogę być pewna interpretacji incydentów. Pomimo wielu atutów, „Szpital Bellevue” nie trzyma mocno w napięciu, wywołuje stonowane podekscytowanie, niespecjalnie zaskakuje, lecz pozwala przyjemnie spędzić wieczór. Mniej frapuje przebieg zdarzeń, więcej wydźwięk możliwości, podobają mi się brzmienia thrillera. Finałowa odsłona na plus, różne wnioski mogę wyciągnąć.
Zerknijcie na inne tytuły Cooka zaprezentowane na Bookendorfinie. Lawina przypadków śmierci w "Oświeceniu", cykl tragedii w „Pandemii”, zaskakujące obroty spraw w „Znieczuleniu”, sprytnie zaciskana pętla niepewności w „Szarlatanach”, seria zagadkowych incydentów w „Polisie śmierci”, intryga wokół osiągnięć genetyki w "Genezie", demaskacja pazerności firm ubezpieczeniowych w „Wirusie”, klasykę thrillera medycznego „Epidemia”, trzymający do końca w sensacyjnym napięciu "Nocny dyżur", oraz "Przyczyna zgonu" z serią nieoczywistych przypadków
samobójstw w zagęszczonym czasie.
4/6 – warto przeczytać
thriller medyczny, 266 stron, premiera 19.09.2025 (2024), tłumaczenie Maciej Szymański
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz