PETER WATTS
TRYLOGIA RYFTERÓW tom 1
„Ile już milionów lat ta mała oaza świeci spokojnie pośród nocy, będąc sama dla siebie kieszonkowym wszechświatem?”
Nie zaprzyjaźniłam się z książką, chociaż w kilku momentach ją polubiłam, zwłaszcza tam, gdzie wymykała się nieszablonowości w ujęciu ogromnego zagrożenia stojącego przed ludzkością. Nie ulegało wątpliwości, że Peter Watts potrafił stworzyć szczególny klimat, imponującej oceanicznej otchłani z osobliwymi kształtami, morskich głębin zamieszkanych przez dziwne zwierzęta. Funkcjonowanie człowieka cztery tysiące pod powierzchnią wody, w klaustrofobicznej przymocowanej do dna stacji, to ogromne wyzwanie dla naszego gatunku. Dlatego nie dziwiło, że musiał dostosować się, za pośrednictwem najnowszych zdobyczy technologii i medycyny, do obcego i nieznanego środowiska. Czy w realizacji śmiałego planu wykorzystania ogromnej energii pomogło wybranie do pracy przy oceanicznych bazach geotermalnych jednostek z zaburzeniami psychicznymi?
Obserwowałam niewielką grupkę osób, dla których wyprawa i pobyt w najgłębszych czeluściach Grzbietu Juan de Fuca, z każdym dniem zmierzała w osobliwym biologicznym kierunku. Autor intrygująco opowiadał o szczegółach przystosowania człowieka do ekstremalnych warunków. Wiele pracy włożył w ukazanie stopniowo zmieniających się relacji społecznych. Niestety, portrety postaci nie przekonywały. Ukazane w wielkim dystansie, z klauzulą obcości, wieloma barierami uniemożliwiającymi wczucie się w ich sytuację. Za to cieszyły działające na wyobraźnię opisy niebezpiecznych sytuacji, czy zagadkowość tego, co tak naprawdę kryło się głębiej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Atrakcyjnie oddany aspekt pierwotności życia, kwintesencji powstania, czy intrygujących form świadomości. Pierwszy tom, zatem wiele nakreślania tła, jakby niepewnych alternatyw, dokąd miał biec scenariusz, spowalniania akcji, co akurat znakomicie korespondowało z miejscem rozgrywania. Dopiero pod koniec powieści przekonałam się, że Peter Watts pewnie chwycił przynętę własnej kreatywności, pozostałe tomy mogą przynieść sporą niespodziankę.
3.5/6 – w wolnym czasie
science fiction, 484 strony, premiera 12.06.2023 (1999), tłumaczenie Dominika Rycerz-Jakubiec
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Vesper.
To nie są raczej moje klimaty, ale wiem, komu mogłabym polecić ten tytuł. :)
OdpowiedzUsuńSpoko że znalazłaś plusy, ale widze że spokojnie można sobie odpuścić tej książce. Okładka ładna;)
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że książka może być ciekawa, zatem wpiszę ją na listę
OdpowiedzUsuńTym razem chyba odpuszczę, choć kiedyś lubiłam sięgać po taki gatunek. Wpadnę na kolejną recenzję. ;)
OdpowiedzUsuńTo świetnie, że spowalniania akcji okazały się udanym zabiegiem.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to nie dla mnie, ale mam kogoś, komu z pewnością ta książka przypadnie do gustu.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, chociaż przyznam, że jest tyle książek w gatunku, że wolę sięgać po te zbierające jednak pozytywne opinie, a "można przeczytać" zostawiam na czas, kiedy nie będzie nic ciekawego w kolejce.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy chcę poświęcić swój czas na przeciętną lekturę z tego gatunku.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka nie do końca przypadła ci do gustu. Miłych kolejnych lektur. :)
OdpowiedzUsuń