wtorek, 16 grudnia 2025

PORA NA ŚMIERĆ

NICO COSTA tom 1

DAVID HEWSON

„To zawsze te małe rzeczy, te, po których się tego nie spodziewasz – to one cię zabijają.”

Niedawno dzieliłam się wrażeniami po spotkaniu z książką Davida Hewsona ("Domek dla lalek"), którego twórczość chcę poznać w jak najszerszym wydaniu. Co prawda, również pierwszy tom, ale innej serii, tym razem o młodym policjancie Nico Costa, potwierdził, że ten typ sensacyjnej przygody czytelniczej szalenie mi odpowiada. Dodatkowym bonusem okazało się miejsce akcji – ukochane przeze mnie Wieczne Miasto. „Pora na śmierć” pozytywnie zaskoczyła bogactwem różnorodnych postaci, wyzwalających mieszane odczucia, zakłócających proces dociekania motywów aktywności seryjnego mordercy, kameleona dowolnie zmieniającego postać i wygląd.

Dwudziestosiedmioletni Costa, fascynujący się obrazami włoskiego malarza Michelangelo Merisi da Caravaggio, biorący udział w maratonach biegowych, z piętnem ojca komunisty, stawiał początki w detektywistycznej pracy. Przydzielono go do wyeksploatowanego zawodowo partnera, starego gliny z nadwagą, Luca Rossi posiadał jednak sporą wiedzę i intuicję. Wyczekiwałam spotkań z ojcem kluczowej postaci, stojącym przed obliczem śmierci, dzielącym się życiowym doświadczeniem i spojrzeniem na świat. Wiele ciekawych spostrzeżeń przypisał mu autor, jednak uniknął gloryfikowania bohatera. Nie myśl, że rodzina to coś w rodzaju magicznej recepty na szczęście. Rodzina może człowieka wyleczyć, ale może go też zabić, jeśli coś pójdzie nie tak. Również atrakcyjna od strony portretu była patolog Teresa Lupo, znacznie ubarwiła powieść. Natomiast, Sara Farnese, uniwersytecka wykładowczyni przedmiotów o początkach chrześcijaństwa, to szalenie niejednoznaczna i trudna w odbiorze bohaterka.

Sporo się działo w fabule, liczne zwroty akcji, nieczyste zagrania ze strony włoskich policyjnych sił i watykańskich celebrytów. Zaczęło się od zamachu w papieskiej bibliotece, makabrycznego odkrycia i odnalezienia zmasakrowanych ciał. Im głębiej wchodziłam w powieść, tym bardziej mierzyłam się ze śmiertelnym fatalizmem, historiami z apokryfów, mrocznymi okolicznościami śmierci wczesnochrześcijańskich męczenników, naturą rzymskiej polityki, ściśle strzeżonymi rodzinnymi tajemnicami, bankową korupcją na wielką skalę. Wkraczałam w koszmar, w którym zasady rządzące zwykłym ludzkim zachowaniem nie liczyły się, zawodziła logika zbrodni przy rozważaniu szczegółów, a to trzymało w narastającym napięciu, wyczekiwaniu kolejnych śladów i dowodów chorej psychiki. Krew męczenników jest nasieniem Kościoła! Narracja przyjazna, chociaż niekiedy brakowało elegancji.

5/6 – koniecznie przeczytaj
sensacja, 404 strony, premiera 17.06.2015 (2003), tłumaczenie Karolina Iwaszkiewicz
Książka wypożyczona z biblioteki.

poniedziałek, 15 grudnia 2025

JAK WYCHOWAĆ ZAJĄCA

CHLOE DALTON

"Cień i słońce, tak też nasze życie się tworzy.
Ale pomyśl, jak wielkie jest słońce, a jak mały cień.”
motto na zegarze słonecznym

Zupełnie nie dziwi, że książka odnosi ogromny sukces. Natychmiast poddaję się jej urokowi. Zabiera w świat na wyciągnięcie ręki do dzikiej natury, jakże odmienny od miejskiej egzystencji. Chloe Dalton swobodnie przyciąga czytelnika, nie tylko pięknym stylem narracji, cudowną opowieścią, odwołaniami do literatury, ale także cennym przypomnieniem o fascynującym świecie przyrody i mieszkańcach. Szczegółowość opisów wywołuje zachwyt i radość poznawania, uświadomienie esencji i znaczenia detali stworzonych przez planetę. Przygarnięcie dzikiego zająca i spędzanie z nim kilku lat, stwarza możliwości uważnych obserwacji, wywołuje impuls dowiedzenia się jak najwięcej o naturze, umiejętnościach i zwyczajach zwierzęcia, a nawet stosunku człowieka do niego na przestrzeni wieków, w tym obecności w legendach, folklorze i polowaniach. Rodzi się poczucie odpowiedzialności i akceptowania niepewności o życie szaraka. Szacunek okazywany małemu stworzeniu, dostosowanie rytmu własnej codzienności do jego potrzeb, to zaledwie pierwszy krok na drodze wzajemnego poznania. Ale co zadziwiające, także dowiedzenia się o sobie czegoś, co wcześniej nie miało okazji ujrzeć światła dziennego.

Dzikie zwierzątko, znane z wyjątkowej szybkości poruszania się, potrafi wprowadzić spokój w życie kobiety, dotąd rozgorączkowane, nieprzewidywalne i obarczone stresem, narzucić nowy łagodny rozkład dnia, zainicjować spokojny rytm wykorzystania doby, zachęcić do spacerów, zwiększyć areał osobniczy, wyczulić na cudowność natury, poddać się pięknu okolicy, rozbudzić uśpioną wrażliwość, zachęcić do zdobywania wiedzy o królestwie roślin i zwierząt, podnieść świadomość zagrożeń dla przyrody ze strony jej samej i działalności człowieka. Dokonują się również zmiany w osobowości kobiety, wyrażaniu emocji, budowaniu cierpliwości, docenianiu milczenia, poczucia wolność, ulgi uwolnienia się od zawodowej maski doradczyni politycznej. Zajączek łagodzi nerwowe napięcie i niecierpliwość. A każda chwila spędzona z nim, chociaż ulotna, wydaje się cenna, bo prowadzi ku przewartościowaniu życia i poszukiwaniu odpowiedzi wyjaśniającej, na czym polega dobre życie. I bynajmniej nie są to zmiany chwilowe. Wszyscy mamy dostęp do natury, być może jest to nasze jedyne prawdziwie wspólne dziedzictwo i źródło nadziei na odnowę w naszym pełnym stresów życia. Teraz, kiedy większość ludzkości mieszka w miastach, powoli zatracamy więź z naturą, pięknem przyrody, możliwością bezpośredniego kontaktu z szeroko rozumianą zielenią i jej mieszkańcami. Potrzeba nam takich książek, "Jak wychować zająca" bardzo pomysłowo przypomina, skąd się nasz gatunek wywodzi i jakimi wartościami powinien kierować się w odniesieniu do środowiska naturalnego.

4.5/6 - warto przeczytać
literatura współczesna, 266 stron, premiera 15.10.2025 (2024)
tłumaczenie Tomasz Bieroń, ilustracje Denise Nestor, Jamie Whyte
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

niedziela, 14 grudnia 2025

KOŚCI PROROKA

AŁBENA GRABOWSKA

„Natura ludzka jest zawsze i wszędzie mniej więcej jednakowa.” 
Agatha Christie

Dotychczas wysoko oceniałam książki autorki, chętnie po nie sięgałam ze względu na ciekawie odmalowane klimaty i nasączenie emocjami, pomagał również historyczny rys i magiczne nuty („Lady M”; seria „Alicja w Krainie Czasów” – „Czas zaklęty”, „Czas opowiedziany”; seria „Stulecie winnych” – „Ci, którzy przeżyli”, „Ci, którzy walczyli”, „Ci, którzy wierzyli”). „Kości proroka” nie przekonały mnie, nie tego oczekiwałam, nie tak wyobrażałam sobie przygodę czytelniczą. 

Szalenie drażniła główna bohaterka, nie dało się z nią wytrzymać, totalny chaos w głowie, emocjonalna huśtawka, nieprzystosowanie do życia w rzeczywistości. Margarita Nowak nie wiedziała czego chce, jak się zachować, co mówić, jak patrzeć perspektywicznie, a nawet, co to znaczy miłość. Wątek romantyczny właśnie z jej winy stracił na blasku i cieple, prawdziwości i szczerości, żal było Dimityra. Miałam wrażenie, że świat kluczowych postaci kręcił się bardziej wokół jedzenia niż śledztwa. Rozumiałam, że autorka chciała jak najwięcej przemycić do powieści akcentów z kuchni bułgarskiej, ale wprowadzanie ich do scen, które nie na tym miały polegać, raziło nadmiarem. Ogólne i pobieżne śledztwo zasługiwało na większą oprawę i profesjonalizm. Przydałoby się mniej debatowania w oparach amatorstwa. Jak na thriller, mało było napięcia i niecierpliwości poznawania. Co do biblijnych opowieści, trochę zanudzały, lecz to subiektywne odczucie, inni czytelnicy mogli być w większym stopniu zainteresowani tematyką.

A co mi się podobało? Złożoność fabuły pod względem ścieżek czasowych. Ałbena Grabowska prowadziła czytelnika po scenariuszu zdarzeń z pierwszego wieku, dwunastego wieku i czasów współczesnych. Intrygująco przeplatała rozgrywające się wątki, zgrabnie łączyła nici wspólnych zależności i interpretacji. Do scenariusza zdarzeń włączyła kilka zaskakujących obrotów spraw, choć całość łatwa było wydedukować. Podobał mi się bułgarski rys nadany powieści, skierowanie w miejsca ciekawe lub szczególne, oprowadzanie po kulturze codzienności i mentalności narodu, sięgnięcie po historyczne akcenty. Z entuzjazmem, jakkolwiek to zabrzmi, przyjęłam szczególną brutalność morderstwa, oprawę wizualną złożenia zwłok i tajemnicę skrywaną za dziwaczną mieszanką języków i symboli wyrytych na skórze ofiary. Miejsce złożenia zwłok nietypowe.

Współczesność, czerwcowy dzień, teatr antyczny w Płowdiwie. Znaleziono sprofanowane nagie zwłoki mężczyzny, biznesmena z Warszawy, dawnego posła i działacza społecznego. Na zaproszenie bułgarskiej policji z Polski przyjechała Margarita, aby pomóc w śledztwie. Pierwszy wiek naszej ery, pojawienie się Nauczyciela, chrześcijańskiego proroka, prowadzącego uczniów do Jerozolimy. Dwunasty wiek naszej ery, wędrówka bogomiłów do Konstantynopola ze skarbami bractwa. Trzeba nadmienić, że Ałbena Grabowska przygotowała szeroką bazę, aby na jej podstawie przygotować przygodę dla czytelników, wyobrażam sobie, że zajęło to sporo czasu i trudu. Szkoda, że nie przełożyło się na ekscytację i entuzjazm wobec prezentacji złożonej intrygi. 

3/6 – w wolnym czasie
thriller, 488 stron, premiera 09.09.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

sobota, 13 grudnia 2025

TAJEMNICZY KLUCZ

LOUISA MAY ALCOTT

"Jak na razie, idzie nieźle; nie dopuszczę, by współczucie zmiękczyło mi serce, ani żeby mój cel się zmienił, póki nie dotrzymam obietnicy.”

Książka do przeczytania w krótszy wieczór czytelniczy, kiedy ma się chęć na opowieść z dreszczykiem. Zgrabnie zaprojektowana, długo nie pozwala łączyć tajemniczych wątków, co podkręca atmosferę niepewności i tajemniczości. Powstała dwa wieki temu i odbiega od oczekiwań odbiorcy, jednakże potrafi zaintrygować scenariuszem zdarzeń, dotarciem do sekretnej zawartości księgi pisanej przez wieki, poznaniem historii rodziny z niepokojącą przepowiednią i szalonym dziedzictwem. Postaci, jak na swoją epokę, zachowują się adekwatnie, egzaltowanie i melodramatycznie, jak na romantyczne dusze przystało. Pojawiają się nie tylko ufność, niewinność i ciepło, ale również ukryte intencje, złowieszcze znaki i nienaturalne siły. 

Louisa May Alcott atrakcyjnie tworzy mroczny klimat złowieszczych odwiedzin, długich cieni rodowych sekretów, dramatycznych zniknięć, sekretnych listów i tajemniczej miłości. Dobre wrażenia z przygody czytelniczej w dużej części odbiera zakończenie. Rozczarowuje pod względem formy i treści, ale mieści się w schematach klasyki połowy dziewiętnastego wieku. Kiedy lorda Richarda Trevlyna dosięga nagła śmierć, a jego młoda żona rodzi córeczkę, w posiadłości nastaje smutek straty zmieszany z radością nowego życia. Po jakimś czasie pojawia się szesnastoletni Paul i zdobywa serce domowników, zwłaszcza dziedziczki Lillian, służy dziewczynce jako partner do jazdy konnej. Jednak z dnia na dzień chłopak znika i nikt nie wie, gdzie i dlaczego. Zerknij też na świąteczną przygodę czytelniczą Louisy May Alcott "Gwiazdka. Opowieści ilustrowane", w sam raz na grudniowe wprowadzenie się w ciepły rodzinny klimat.

3.5/6 – w wolnym czasie
klasyka, wydanie ilustrowane, 116 stron, premiera 09.04.2025 (1867)
tłumaczenie Dorota Tukaj
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

piątek, 12 grudnia 2025

PIĄTE SŁOŃCE

NOWA HISTORIA AZTEKÓW

CAMILLA TOWNSEND

"Piąte Słońce opowiada o traumie podboju, ale także o przetrwaniu i ciągłości… Tutaj hiszpański podbój nie jest ani wstępem, ani punktem kulminacyjnym – jest punktem zwrotnym.”

Po „Ordzie” Marie Favereau i „Imperiach Normanów” Levi Roach, kolejna bardzo ciekawa i dobrze przygotowana publikacja oferująca odświeżoną wiedzę, tym razem o potężnej cywilizacji indiańskiej z Mezoameryki. „Piąte Słońce” uwzględnia dotąd mało znane źródła, utrwalane przez Azteków w języku nahuatl, azteckiej historii i literatury ustnej. Camilla Townsend kreśli wciągającą wielowarstwową opowieść, wychodzącą poza utrwalone stereotypy o przerażającym skrajnym barbarzyństwie i przejaskrawienia czynione przez szesnastowiecznych Hiszpanów na temat autochtonicznego ludu, i jego sojuszników. Ludu dominującego w środkowym Meksyku, czyli Mexica, oraz innych ludów również zamieszkujących środkowy Meksyk, z własnym językiem i kulturą, w większości podbitych przez Mexica, czyli Nahua. Autorka sięga po szeroki zakres źródeł badawczych i naukowych, rozmów z azteckimi nauczycielami i wykładowcami, pisarzami i wydawcami, a nawet filmowcami. Uwzględniając meksykański intelektualny dorobek, w tym roczniki nahuatlańskie, znacznie wzbogaca publikację.

Camilla Townsend przeprowadza czytelnika przez dokonywane odkrycia na temat egzystencji i osiągnięć Azteków, jak naprawdę wyglądała historia, czym charakteryzowała się kultura i na czym polegała religia. Bohaterowie książki zdawali sobie sprawę z tego, że politykę stanowią zmieniające się układy władzy, a nie religijne składanie ofiar. Postrzegali wymienność funkcji społecznych poza kategoriami dobra i zła. Znakomicie umieli oszacować własne szanse i techniczną przewagę wroga, nie wpadali w fatalizm i irracjonalność. Wykazywali gotowość do eksperymentowania z nowościami, pod warunkiem zachowania swojego poglądu na świat, oraz pragmatyzm, nie użalali się nad sobą. Zostali podbici, ale uratowali się przed zagładą, przeżyli, bo nie stracili równowagi. Niesamowita historia przezorności i przetrwania, zmiany wierzeń i praktyk, zachowania świadectw biegu zdarzeń i dziedzictwa kulturowego w opowiadaniach. "Piąte Słońce" czyta się pierwszorzędnie, z dużym entuzjazmem i zaciekawieniem, w przyjaznym i przystępnym stylu narracji. Początek każdego rozdziału urozmaica ilustracja i fabularne tło życia jednostki, tak aby poprzez przekonania i odczucia odbiorca głębiej wkroczył w świat Azteków. Oprócz licznych przypisów, wygodnego indeksu, tradycyjnej bibliografii, autorka dołączyła bibliografię roczników w nahualtl z komentarzami, dodatek o badaniu historii Azteków, zasady przybliżonej wymowy słów w języku azteckim, drzewo rodowe władców Tenocha, mapę Doliny Meksyku z 1519 roku i pomocny słowniczek.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, historia, 392 strony, premiera 09.09.2025 (2019)
tłumaczenie Andrzej Jankowski
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

czwartek, 11 grudnia 2025

IMPERIA NORMANÓW

JAK NORMANOWIE ZMIENILI EUROPĘ I ROZWINĘLI CYWILIZACJĘ ZACHODU

LEVI ROACH

"Dwie armie stanęły naprzeciwko siebie po obu stronach rzeki Epte w północnej Francji. Na jednym brzegu rozłożył się dwór króla francuskiego Karola III Prostaka...na drugim zaś świta Rollona, wikińskiego grabieżcy, który od kilku już lat grasował wzdłuż brzegów Sekwany.”

Wcześniej prezentowałam wrażenia po spotkaniu z książką „Orda” Marie Favereau, poświęconą mongolskiemu globalnemu zmienianiu świata, a teraz przybliżam równie wciągającą historię ludu z imponującą ekspansją i ogromnym wpływem na rozwinięcie cywilizacji. Tytuł „Imperia Normanów” okazał się atrakcyjną i wciągającą przygodą czytelniczą, co bardzo cenne, uwzględniającą najnowsze odkrycia i interpretacje historyków. Przystępnie i przyjaźnie przekazywał wiedzę, często łączoną z fragmentarycznych źródeł. Dopełnieniem okazały się poglądowe mapy, przydatny indeks, zestawienie przypisów i klimatyczna wkładka z kolorowymi zdjęciami. Ciekawą bazą prezentowanego materiału stały się istotne szczegóły i pomocne wyjaśnienia, przybliżające zrozumienie wkładu i rozmachu roli Normanów, jaką odegrali we wszechobecnych wpływach i kreśleniu mapy świata, zwłaszcza zachodniej Europy. Zadziwiające, jak wielkie pozostawili po sobie dziedzictwo w ramach osiedlania się i zapuszczania korzeni w nowych miejscach, oraz jak ewaluowała ich tożsamość, jak stopniowo zanikali dostosowując, integrując i wtapiając się w regionalne społeczności.

Potomkowie garstki wikingów, ludzi Północy, skandynawskich intruzów, piratów Rollana, którzy około dziewięćset jedenastego roku przypłynęli na ledwie kilku okrętach i osiedlili się w ujściu do Sekwany. Dokonali tego dzięki śmiałości, zaciekłości, szczęściu i pobożności. Niezaprzeczalnie, osiągnęli coś mega imponującego. Połączyli i zintegrowali duże połaci Europy Zachodniej i basenu Morza Śródziemnego. Ich wpływy sięgnęły także do Hiszpanii, Egiptu, Maroka, a nawet Azji Mniejszej. Wzmacniali ekspansje terytorialne, unie i zjednoczenia, zakładali potężne księstwa i rody arystokratyczne, nawiązywali bliskie powiązania z papieżem i Rzymem, uruchamiali ciąg wydarzeń osłabiających rządy. Wprowadzali kamienne zamki, rycerską służbę i kulturę rycerską, zaszczepiali nowe podejście do prawa i sprawiedliwości. Wraz z koronacją Fryderyka II na króla niemieckiego potęga i wpływy Normanów osiągnęły apogeum. Ostatecznie, Normanowie padli ofiarą własnego sukcesu. Do połowy trzynastego wieku trudno było już znaleźć jakichkolwiek Normanów poza Normandią. Jednocześnie byli wszędzie i nigdzie, ludem o sławnej przeszłości, lecz krótkiej przyszłości. Rozpłynęli się w otoczeniu i popadli w zapomnienie, ale ich spuścizna wciąż kształtuje oblicze świata.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, historia, 368 stron, premiera 28.10.2025 (2022)
tłumaczenie Tomasz Fiedorek
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

środa, 10 grudnia 2025

ORDA

JAK MONGOŁOWIE ZMIENILI ŚWIAT

MARIE FAVEREAU

"Opowieść zaczyna się na wschodnioazjatyckim stepie, gdzie na początku XIII wieku Czyngis-chan zjednoczył koczowniczych Mongołów i inne ludy stepowe, kładąc podwaliny pod największe lądowe imperium na świecie.”

Wiele skorzystałam na spotkaniu z książką. Przypuszczałam, że mnie zaciekawi, gdyż stosunkowo mało wiedziałam o Mongołach, ogólne informacje, ale nie spodziewałam się, że będę miała okazję wejść w tematykę z innej niż powszechnie przyjmowanej opinii. Już podtytuł naprowadził, że kierunek analiz i przemyśleń autorki pójdzie w stronę przywołania dziedzictwa i docenienia osiągnięć, lecz otrzymałam również mocny wydźwięk globalnego wpływu Ordy na historię świata. Zdominowanie kontynentalnego handlu euroazjatyckiego, wymiany dóbr i kultury na ogromne odległości, przerzucenie mostu między starożytnym Jedwabnym Szlakiem a nowożytną erą wielkich odkryć geograficznych, pomoc w stworzeniu największego jednolitego rynku w czasach przednowożytnych, wypełnienie luk dzielących rynki czterech stron świata i zaprowadzenie kontynentalnego ładu gospodarczego.

Marie Favereau ukazała fascynującą złożoną społeczną, polityczną i gospodarczą naturę ogromnej koczowniczej federacji zrodzonej z ekspansji Mongołów, konnych wojowników, w trzynastym wieku. Przywołała zapomnianą i tajemniczą historię Ordy, powstanie, rozwój na przestrzeni wieków, rozkwit Pax Mongolica, przekształcenia bez tracenia koczowniczego charakteru i historycznie zakorzenionej tożsamości. Prowadzenia szczególnej imperialnej polityki integracji, opartej na swobodzie tożsamości, pochodzenia, religii, stylu życia, praktyk, tradycji, własnej waluty podbitych ludów, w zamian za podpisywanie umów, obłożenie podatkami, często nawet zaniechanymi w intencji pobudzenia gospodarczego. Autorka wyjaśniała jak udało się połączyć koczowniczy lud i mieszkańców stepów z prowadzącymi osiadły tryb życia.

Pomogła w zrozumieniu zależności i niezależności od mongolskiego ośrodka władzy, stabilności wspartej jednocześnie ciągłością i zmianą, wyjątkową elastycznością i umiejętnością adaptacji. Kształtowania przez Odrę otaczającej rzeczywistości i wpływu zewnętrznego świata na Ordę. Monumentalnych zmian ułatwiających rozkwit sztuki, rękodzieła, rzemiosła i wiedzy. Wpisania mobilności, ekspansji, asymilacji, dyplomacji i handlu w strategię rządzenia. Pozornej politycznej i religijnej niekonsekwencji jako starannie obliczonej strategii i praktycznego podejścia. Fenomenalne utrzymanie odrębnego, a jednak globalnego, porządku społecznego i politycznego. Bardzo ciekawym aspektem okazało się spojrzenie na to, jak Złota Orda pomogła stworzyć współczesne państwo rosyjskie, włożyła wkład w rozwój Rosji, zwłaszcza Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, carstwa rosyjskiego, poprzez wspieranie interesów i umożliwianie niezwykłej witalności gospodarczej, a zatem obdarzając władzą i zasadniczo zmieniając bieg dziejów.

Publikacja nie sprawiła kłopotów w kwestii słownictwa odmiennego językowo i kulturowo, tym bardziej, że pojawiające się nazwy i terminy autorka szczegółowo wyjaśniała, a na końcu zamieściła słowniczek. Udało mi się zrozumieć różnice między ułusem i ordą. Przypomniałam sobie znaczenie słów chan i bej. Dostrzegłam dominację kryjącą się za sarajem i sporym niedopowiedzeniem w użyciu słowa stolica dla Karakorum. Odpowiadał mi styl narracji, przyjazny i przystępny, bez zbędnej naukowej terminologii, za to z entuzjastycznym i szczegółowym podejściem do historii Ordy. Jak na literaturę popularnonaukową, nie zabrakło przydatnego indeksu i rozbudowanych przypisów. Śledzenie terytorialnych ruchów ułatwiały liczne mapki, ilustracje i zdjęcia, znakomicie wprowadzały w klimat mongolskiej epoki, zaś komentarz do wydania polskiego wiele wyjaśniał w kwestii nazewnictwa.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, historia, 432 strony, premiera 14.10.2025 (2021)
tłumaczenie Adam Bukowski
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

wtorek, 9 grudnia 2025

KARMINOWY SZAL

JOANNA M. CHMIELEWSKA

"Kiedy Magda rzuciła tę zwariowaną propozycję, one ją podchwyciły. Bawiły się planowaniem i wyobrażaniem sobie, co mogłoby się zdarzyć.”

Książka zapewnia przyjemne czytanie, sympatyczne spędzanie czasu, wciąganie treścią i przesłaniami. Co prawda, trzy kluczowe bohaterki są młodsze ode mnie o ponad dwadzieścia lat, jednak nawiązuję z kobietami nić zrozumienia i sympatii. Targające nimi życiowe wątpliwości i obawy dawno już za mną, lecz wciąż potrafię przypomnieć sobie ich barwę i znaczenie. Pierwsze poważniejsze stanięcie na rozdrożu życia, w wieku niemal czterdziestu lat, potrafi wprowadzić wiele znaków zapytania, wybić z rutyny codzienności, zasiać ziarna niepewności. Nie ma znaczenia, czy dotyczy małżeństwa, rodzicielstwa, niedopasowania, utraconej miłości lub braku życiowego partnera. Jednakowo wyczerpuje emocjonalnie. Wówczas człowiek oddaje się refleksjom, zastanawia się, co by było, gdyby dokonał innych wyborów, czy uzyskałby coś więcej niż ma teraz. Często pokazuje nowe możliwości, dochodzi do bolesnych rozpadów i rozstań, kiedy indziej, wręcz odwrotnie, naprawia i cementuje to, co pozornie utracone. Fantastycznie, kiedy w procesie dowiadywania się czegoś więcej o sobie, własnych pragnieniach i marzeniach, można z kimś o tym szczerze porozmawiać, zdać się na obserwację niejako z zewnątrz, dotrzeć na przyjacielskiej stopie do źródeł wątpliwości i zahamowań.

Marta, Maria i Magda, po wielu latach milczenia, chętnie odświeżają bliskie relacje z dzieciństwa spędzonego w ośrodku leczniczo-rehabilitacyjnym. W ramach cyklicznych spotkań w kawiarni pogłębiają więź istniejącą między nimi, stają się powierniczkami, ale i też współdzielą tajemnicę z przeszłości. Joanna M. Chmielewska pozostawia młodym kobietom dużo swobody w rozmowach, stopniowo wprowadza w arkana ich osobistego życia, podkręca pragnienie odkrycia, jakim sekretem dzielą się przyjaciółki. Ciekawie portretuje kluczowe postaci, w wielu aspektach bardzo różne, z kontrastowymi osobowościami, z odmiennymi scenariuszami życia, ale ze wspólną nicią porozumienia i wzajemnej empatii pozwalającej na szczerą spontaniczność i prawdziwą troskę. Każda atrakcyjnie ubarwia powieść, pragnie symbolicznego karminowego szalu, odnaleźć siebie. Wspólnie nadają sympatyczny ton fabule. Narracja lekko niesie, czasem robi się za słodko, albo do głosu dochodzi małe osadzenie w prawdopodobieństwie zdarzeń i relacjach, jednakże przy pozytywnym nastawieniu do historii kobiet w niczym to nie przeszkadza. Książka w sam raz na jesienne i zimowe spotkanie, kiedy chętniej poszukuję ciepłych kolorów melodii życia na łamach stron i atrakcyjnie wybrzmiewających refleksyjnych nut. Inne poznane książki autorki przybliżone na Bookendorfinie: "Mąż zastępczy", "Poduszka w różowe słonie" i "Pod Wędrownym Aniołem".

4.5/6 – warto przeczytać
literatura obyczajowa, 224 strony, premiera 04.06.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

poniedziałek, 8 grudnia 2025

DOMEK DLA LALEK

PIETER VOS tom 1

DAVID HEWSON

"Czasami człowiek podejmuje decyzje. Czasami życie podejmuje je za niego.”

Bardzo lubię powieści kryminalne i sensacyjne, znakomicie relaksuję się przy nich po naukowej literaturze. Dużo ich czytam, naprawdę dużo, i wciąż nie mogę nadziwić się, że co jakiś czas trafiam na wyjątkową lekturę w tych gatunkach literackich, o której nie mam pojęcia, chociaż staram się uważnie śledzić nowości wydawnicze. I tak właśnie jest z „Domkiem dla lalek”. Książka przypadkowo wypożyczona z biblioteki, wydana przeszło dziesięć lat temu, znakomicie wpisuje się w moje gusta czytelnicze, lecz nie wiem dlaczego minęłyśmy się. Najważniejsze, że w końcu na nią trafiłam, gdyż niesamowicie wciągnęłam się. Odczułam potrzebę poszukania innych tytułów z twórczości Davida Hewsona.

„Domek dla lalek” wydał się intrygującą przygodą czytelniczą. Nie tylko ze względu na barwną i złożoną fabułę, ciekawą i nieschematyczną postać kluczową, frapująco rozwijane wątki i zagadki kryminalne, elementy starej i dobrej sensacji, ale też indywidualny klimat Amsterdamu. Miałam wrażenie poznawania ciekawej esencji egzystencji miasta, a nie tylko turystycznej perspektywy. Przemieszczałam się po ulicach, zaglądałam w mroczne strefy, przyglądałam się życiu zwykłych mieszkańców, w otoczeniu kanałów, kamienic, muzeów, kawiarni, czerwonych latarni, tulipanów i rowerów. W takim otoczeniu pojawił się słynny eks policjant, czterdziestoletni Pieter Vos, złamany niewyjaśnieniem sprawy zaginięcia córki. Kiedy w podobnych okolicznościach inscenizacyjnych zniknęła nastoletnia córka zastępcy burmistrza, komisarz policji nakłonił dawnego podwładnego do zajęcia się sprawą. W śledztwie, u boku Vosa, pierwsze szlify zawodu w wielkim mieście zbierała dwudziestoczteroletnia Laura Bakker. Bohaterka drugiego planu podkręcała powieść. 

Przyglądałam się czterem dniom splątanym brudnymi politycznymi sekretami, biznesowymi pułapkami podziemnego świata i policją postawioną w trudnej sytuacji. Hewson znakomicie rozlewał zło w mieście, podtrzymywał niedopowiedzenia w scenariuszu zdarzeń, rozmywał zbliżenia do prawdy, skracał czas na rozliczenia między postaciami. Nie potrafiłam wczuć się w relację Pietera z dawną życiową partnerką, matką zaginionej szesnastolatki Anneliese. Również rola w intrydze zdetronizowanego bandziora Theo Jansena wydawała się mało prawdopodobna, chociaż w zgodzie z duchem bossa kierującego się własnym kodeksem etycznym. Zaskoczyło mnie odkrycie tożsamości czarnego charakteru. Popieram stwierdzenie, które pojawiło się w książce, zdrowi psychicznie ludzie trzymają się od polityki z daleka.

5/6 - koniecznie przeczytaj
kryminał, 446 stron, premiera 18.02.2015 (2014), tłumaczenie Ewa Penksyk-Kluczkowska
Książka wypożyczona z biblioteki.

niedziela, 7 grudnia 2025

DUCHY I BOGINIE

KOBIETY W KOREAŃSKICH WIERZENIACH

JEON HEYJIN

"Mimo ewentualnych zmian i niedomówień w swojej obecnej formie obrazują one (podania o żeńskich zjawach) szczegółowo to, czego bały się w przeszłości mieszkanki koreańskich ziem. A są to kwestie być może znane z doświadczenia również współczesnym kobietom.”

Pierwsze spotkanie z mitologią koreańską, zatem każdą legendę, historię, opowieść, podanie i zeznanie śledzę z zainteresowaniem. Dla mnie coś zupełnie nowego i atrakcyjnego w odbiorze. Ponadto, liczę, że pomoże mi w lepszym zrozumieniu koreańskiej literatury, którą cenię ze względu na prosty, nieprzekombinowany, ale sugestywny styl pisania, wyjątkową wrażliwość w postrzeganiu świata i ludzi, ale także obecność czegoś z pogranicza rzeczywistości i metafizyczności. Jeon Heyjin wychodzi do czytelnika z ciekawym pomysłem na przedstawienie nadprzyrodzonych bytów, demonów, duchów przodków, bogini, zjaw i innych przeobrażonych. Wszyscy oni wpływają na ludzkie losy. Proponuje rozważania o sytuacji kobiet jako źródle i tle do opowieści o duchach. Mieszanka zabójstw, samobójstw, sprowadzania chorób, wyrażania żalu, urazy i żądzy zemsty, ma wynikać ze społecznej nierówności w traktowaniu kobiet i mężczyzn, głęboko zakorzenionego patriarchatu, niesprawiedliwości w rodzinnym życiu, pozbawiania praw i zasług, fałszywych oskarżeń i dotkliwych krzywd. 

Autorce zręcznie udaje się połączyć przeszłość, sięgającą prastarych ustnych przekazów, poprzez spisane od piętnastego wieku historie, aż do współczesnych rzeczywistych zbrodni i opowieści z dreszczykiem, z aktualną sytuacją kobiet, w wielu miejscach na świecie, wciąż istniejącym okrutnym traktowaniem, przemocą, dyskryminacją i lekceważeniem. Podoba mi się, że Heyjin stawia nie tylko na rzucające długie cienie teksty, ale również na odnajdywanie opiekuńczych istot, humorystycznych akcentów i żartobliwych uwag. Dostrzegam różnice między poszczególnymi gatunkami literackimi zwracającymi się w stronę koreańskiej mitologii. Dowiaduję się, czym jest „pokrewieństwo łona”. Zerkam w okno szamańskiej kultury. Rozszyfrowuję chilgeojiak. W „Dialogach mistrza Zhu” pojawia się wzmianka, jakoby bóstwa należały do niebios, a duchy – do świata ludzi. Te pierwsze są dzięki silnej energii wszechobecne, energia tych drugich zaś po śmierci słabnie i się rozprasza. 

Zerknij na wrażenia po zapoznaniu się z innymi książkami z serii bo.wiem (w odsłonie Mundus) przybliżonymi na Bookendorfinie: "Miasto Meksyk", "25 milionów iskier", "Córki samurajów", "O czasie", „Notre Dame”, "Sprzedam dinozaura", "Lizbona: Królowa Mórz", "Na zawsze w lodzie", "Biblioteka w oblężonym mieście", "Kolekcjoner porzuconych dusz", "Farmaceuta z Auschwitz", "Ziemia dyktatorów", "Śmierć w lesie deszczowym", "Koń doskonały", "Za milion lat od dzisiaj. O śladach, jakie zostawimy".

4.5/6 - warto przeczytać
mitologia, 302 strony, premiera 16.05.2025 (2021)
tłumaczenie Dominika Chybowska-Jang
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.