wtorek, 25 listopada 2025

JA KONTRA MÓZG

PORADNIK DLA TYCH, CO MYŚLĄ ZA DUŻO

HAYLEY MORRIS

"Każdy z nas musi się nauczyć dbać o swoje małe, szare, gadatliwe komórki mózgowe. Mózg jest jak dzikie zwierzątko, którym warto się zaopiekować.”

No cóż, zupełnie nie tego spodziewałam się po książce. Nie potrafiłam się z nią zgrać, nie wciągnęłam się w tematykę, inaczej, może nie tyle w tematykę, co wybrane zagadnienia do omówienia. Nie nawiązałam więzi z autorką, choć tak wiele przekazuje o swoim życiu, także bardzo intymnym i sekretnym, bo obejmującym ukryte myśli. Nie czułam, aby publikacja czegoś mnie uczyła, na coś szczególnego zwracała uwagę, czy podsuwała materiał do refleksji. Być może to kwestia odległości pokoleniowej między mną a autorką, innego spojrzenia na otaczający świat, ludzi i siebie samego. A może niedopasowanie wynikało z innego poczucia humoru, ale nie twierdzę, że był zły lub nieodpowiedni, po prostu nie trafiał do mnie. Albo zwyczajnie w świecie, obszar, w którym poruszała się komiczka tiktoka wydał mi się zawężony i wypaczony, przekoloryzowany i spłaszczony. Liczyłam na więcej treści mniej zabawy. Nie sądzę, aby przyczyną zawodu była śmiałość w podejmowaniu pozornie wstydliwych zagadnień, nie mam z tym najmniejszych problemów. Przyczyn bardziej upatrywałabym w tym, że nie byłam docelowym odbiorcą „Ja kontra mózg”, gdyż co prawda, czasem doświadczam przywoływane myśli, jednak nie przybierają kształtu natrętnych, dokuczliwych i przerażających. 

Ale uwaga! Nie uważam, że książka była nudna i bezwartościowa, wręcz przeciwnie, jednak pod warunkiem, że trafiła na potrzeby młodej osoby, mierzącej się z różnego rodzaju l’appel du vide i pragnącej nauczyć się pokojowej koegzystencji ze swoim mózgiem. Otrzymała wówczas ciekawe wyjaśnienia, praktyczne wskazówki i mogące przynieść pożądany efekt rady. Narracja opierała się na opisie osobistych zdarzeń i odczuć Hayley Morris, przekroju wspomnień od dzieciństwa do dorosłości. Uwzględniała spory rozstrzał poruszanych aspektów potwierdzających, że mózg potrafi nieustannie poddawać właściciela krytyce, wystawiać na próby cierpliwości, ściągać w kierunku negatywnych emocji, dużego ryzyka, a nawet śmierci. Jego skłonność do psot, ciągłe zadawanie pytań, przewrotność i gadatliwość potrafi irytować, stresować i przerażać. Może wpływać na niskie poczucie wartości, wpędzać w poczucie winy, wzbudzać wstyd w wielu sferach życia. Jeśli to co powyżej nie jest w nadmiarze, to wszystko przebiega normalnie i naturalnie, co więcej, jest potrzebne i uzasadnione, ponieważ wynika z prób mózgu ostrzeżenia właściciela przed czymś groźnym, stanowi ochronę i przygotowanie na czarne scenariusze. Mózg działa i w pozytywnym wydźwięku, komplementuje, podsuwa pomysły i miłe wspomnienia. Emocjonalnie odniosłam się do rozdziału „Tata kontra mózg”, bardzo styczny z przeżyciami moimi i autorki.

2.5/6 – czytasz i zapominasz
poradnik, psychologia, obsesje, 290 stron, premiera 09.04.2025 (2023)
tłumaczenie Maria Jaszcurowska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

poniedziałek, 24 listopada 2025

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!

JAK DBAĆ O WŁASNE SZCZĘŚCIE

EWA WOYDYŁŁO

"Kiedy rodzi się nawyk, mózg przestaje w pełni uczestniczyć w podejmowaniu decyzji.” Charles Duhigg

Ostatnie lata, zwłaszcza dwa, życie wypełniał mi smutek, ból i rozpacz, ale także poczucie straty, siebie samej i szczęścia. Paliatywna opieka nad tatą, obecność przy śmierci, opieka nad mamą z Alzheimerem i afazją, okres, kiedy nie byłam przy niej, bo byłam przy drugim rodzicu, rodził ogromne wyrzuty sumienia. I powrót do troszczenia się o mamę. Z jednej strony ulga, że stać mnie na prawdziwe człowieczeństwo, zaskakujące odkrycie, że wiele sobą reprezentuję w sferze emocji, zdolna jestem do ofiarnego działania, kiedy pojawia się ku temu konieczność. 

Z drugiej strony świadomość utraty części życia w zamian za poświęcenie dla kogoś, wypalenie chęci do celebrowania codzienności, brak możliwości realizowania marzeń i zawodowych planów, ze względu na brak spokoju, czasu, snu i sił. Wielki uszczerbek na życiu psychicznym, fizycznym i społecznym, ale gdybym zawróciła czas, postąpiłabym tak samo, bez wahania i wątpliwości. I to właśnie trzymało mnie w poczuciu miłości, oddania, zrozumienia i pomocy dla rodziców. Chociaż towarzyszyła mi świadomość słusznego postępowania, w zgodzie z moją hierarchią moralną, to bardzo, ale to bardzo, brakowało mi, nie wsparcia bliskich i nie wiedzy koniecznej do zajęcia się ciałem i umysłem chorych, bo jedno otrzymałam a drugie zdobyłam, nawet nie zwykłych dni, bo o nie siłą rzeczy ekstremalnie trudno w takich okolicznościach, ale poczucia styku z prawdziwym szczęściem. Szczęściem z perspektywy, no właśnie, dbania o umysł i ciało, wolnej i zdrowej duszy, o czym pisze Ewa Woydyłło w książce „Wszystkiego najlepszego!”.

Teraz, kiedy przepracowałam etapy żałoby po tacie, w jakimś stopniu pogodziłam się z chorobą mamy, skonkretyzowałam plany na obecność w jej życiu i fachową pomoc, nabrałam więcej sił, najwyższy czas pomyśleć o sobie w szerszym zakresie, powrócić do dawnych pasji i ambicji. Kieruję się przyjętą z pełną świadomością wytyczną życia tu i teraz, nie rozkładam na czynniki pierwsze przeszłości i nie buduję strategii przyszłości. Aby w pełni wykorzystać własny potencjał, w tym twórczy i samodoskonalenia, bo je traktuję jako potężne filary esencji życia, podnieść jakość nadszarpniętej trudnymi doświadczeniami kondycji psychicznej, budzić się z wewnętrznym uśmiechem, witać nowy dzień z entuzjazmem należnym nowym możliwościom, entuzjastycznie podchodzić do otoczenia i siebie samej, pracuję nad sobą i czerpię radość z tego procesu. 

Dlatego z zainteresowaniem sięgnęłam po poradnik, licząc na wyjaśnienia i wskazówki. Była to słuszna decyzja, wiele skorzystałam na spotkaniu, nie tylko z książka, ale i z samą sobą, do czego zachęciła. Miałam okazję spojrzeć bliżej na różnorodne zagadnienia składające się na szczęście, a przede wszystkim na to, co je burzy, zakłóca i nie dopuszcza do pierwszego głosu. Nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele w moim życiu pojawiło się elementów świadczących o tym, że nie podchodziłam do równowagi i szczęścia z należytą troską i dbałością. Nie były to błędy wielkiego kalibru, ale z pewnością drzazgi, które uwierały, dokuczały i przypominały o sobie.

Ewa Woydyłło niesamowicie przystępnie przemawia do odbiorcy, nie ocenia i nie osądza. Podaje kluczową myśl, rozwija i wspomaga zrozumienie przykładami z życia wziętymi, adekwatnymi cytatami i fragmentami literatury. Pojawia się również psychozabawa i uniwersalna recepta na szczęście. Autorka gorliwie agituje do szczęścia z humanistycznych pobudek, życzliwie zaprasza do pisanego gabinetu terapeutycznego, przybliża sposoby na świadome kierowanie własnym życiem, programowanie szczęścia i akceptacji samego siebie. Celnie zniechęca do toksycznych, niepożytecznych, psujących samopoczucie i obniżających efektywność praktyk w radzeniu sobie z krzywdami, przykrościami i trudami. Ukazuje jakie zło się w nich kryje i jak je pokonać.

Spojrzałam na oduczanie się złych nawyków jak na możliwość nauczenia się czegoś innego, nie podchodziłam do zagadnienia w ten sposób, a jak wiele ułatwia takie nastawienie. Chcę więcej myśleć o sobie, kiedy trudno przychodzi mi przebaczanie doznanych krzywd, a w szczególności wybaczanie samej sobie. Utwierdzam się w przekonaniu, że postawa nieużalanie się nad sobą, nierozpamiętywania porażek i naprawianie win, to mądry wybór. Zgrzyta u mnie w sferze honoru i poczucia wartości, krytykowania, nawet jeśli konstruktywnego. Malkontenctwo i narzekanie już dawno doprowadziłam do zminimalizowanej wersji, przekonałam się, że to autosabotaż. 

Co do ujawniania sekretów, nietłamszenia ich w sobie, nie muszę już się uczyć, uznaję, że to jedyna droga prowadząca ku szczerości w relacji z bliskimi, podobnie jak właściwe wyrażanie emocji. Tematyka uzależnień i współuzależnień mnie nie dotyczy, ale może zainteresować wielu czytelników. Ciekawe przedstawienie złości, która niekoniecznie musi wpaść w agresję, sposoby na jej rozładowanie, przydadzą się każdemu z nas, w końcu, kto ich nie doświadcza. Długie lata uczyłam się asertywności, z sukcesem, o ile jest z nią łatwiej. I rzecz o humorze, wspaniałym lekarstwie nie tylko dla duszy, ale i dla ciała, obie sfery potrzebują fizycznej aktywności.

5/6 - koniecznie przeczytaj
poradnik, psychologia, 210 stron, premiera 30.07.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

niedziela, 23 listopada 2025

FRANZ KAFKA. KOSZMAR ROZUMU

ERNST PAWEL

„Taka była atmosfera świata Kafki – przesycona nienawiścią. Ponieważ nie znał innego, zrozumienie, jak trudno w nim oddychać, zajęło mu trochę czas. I stało się równie szkodliwe jak wdychane powietrze.”

Niedawno prezentowałam arcyciekawą biografię Mojszy Zacharowicza Szagałowowa („Chagall”), pełną kolorów, form i energii. Po niej sięgnęłam po opis życia i twórczości Franza Kafki (1883-1924), niemieckojęzycznego pisarza, żydowskiego pochodzenia, związanego z Pragą. I weszłam w mrok, duchotę, nieufność, kompleksy, wewnętrzny niepokój, histeryczną udrękę, ból i strach. Naprzemiennie odbijałam się od ścian euforii i depresji. Niestabilny stan duchowy, rozdwojenie jaźni, odnajdywał odzwierciedlenie w twórczości pisarza. Wiodącymi kierunkowskazami stały się samotność, wyobcowanie, klęska, bezsilność i zadręczanie się. A jednak okazało się, że Ernst Pawel znakomicie ukazał nie tylko ciemną stronę Kafki, ale też sferę, do której docierało światło geniuszu, wyjątkowej inteligencji i poczucia humoru.

Złożona osobowość i sprzeczności z niej wynikające, wspomagane poczuciem zagrożenia, osobliwym podejściem do społecznym związków, w zadziwiający sposób nakręcały twórczość prekursora egzystencjalizmu, znakomicie manewrującego groteską i ironią. Człowieka traktującego pisarstwo jako sposób na określanie swojej osobowości. Autor przybliżał obraz Kafki jako człowieka wymykającego przypisywanej mu legendzie. Kreślił z innej perspektywy niż zazwyczaj psychologiczny portret. Sam będąc przyjacielem i wykonawcą testamentu Kafki, włączał do materiału wypowiedzi innych przyjaciół, fragmenty listów, odwołania do utworów, podróży i choroby. Zręcznie oplatał wszystko tłem historycznym, ogromną zawieruchą przetaczającą się przez europejskie kraje, atmosferą środowiska i mentalnością epoki. Prezentował prosty i rzetelny styl narracji, łączył cechy przenikliwości z precyzją. Odnosiłam wrażenie kompletności i dużej wartości biografii. Minęło już sporo czasu od poznawania przeze mnie dzieł Franza Kafki, teraz chętnie do części powrócę, jestem dobrze przygotowana do odświeżenia ich sobie i podchwycenia wypływających z nich przekazów.

5/6 – koniecznie przeczytaj
biografia, literatura, 504 strony, premiera 17.09.2025 (1984), tłumaczenie Irena Stąpor
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

piątek, 21 listopada 2025

TOKSYCZNA DUCHOWOŚĆ

JAK UWOLNIĆ SIĘ OD DESTRUKCYJNYCH PRZEKONAŃ RELIGIJNYCH

BERNARDO STAMATEAS

"Celem tej książki jest pokazanie, że istnieje zdrowa wiara, która przywraca radość życia, marzenia, ducha solidarności i sprawiedliwości oraz pozwala zawierzyć dobremu Bogu, który głęboko nas kocha.”

Książka przypadkowo trafiła w moje ręce, ale ucieszyłam się z tego. Nie przypuszczałam, że wędrówka śladem wolnej duchowości sprawi wiele przyjemności, pozwoli zerknąć na bolesne sprawy z przeszłości z wyważonym dystansem, nakłoni do różnorodnych refleksji. Wydawało się, że „Toksyczna duchowość” kierowana do osób wierzących w różnie nazywanego Boga, mniej lub bardziej pogubionych w religijności, może dostarczyć wiele materiału do rozmyślań i wskazówek do kształtowania siebie także tym pozostającym poza wiarą. Odebrałam ją jako osobistą wędrówkę w głąb siebie, do esencji własnych przekonań, w sferę zebranych życiowych doświadczeń i intymnych myśli. Kluczem do pozytywnego przyjęcia książki stało się dotykanie człowieczeństwa, poczucia własnej wartości, świadomości satysfakcji z rozwoju, chwytania wielkich marzeń, czerpania radości z codzienności, niezgadzania się na wewnętrzne sprzeczności wywołane osobistym odbiorem i narzuceniem interpretacyjnym. 

Bernardo Stamateas to doktor psychologii, seksuolog kliniczny, pastor, mówca o przywództwie i samodoskonaleniu. Oczywiście, w publikacji rozpatrywał wszystko przez pryzmat religijności, ale dzięki skoncentrowaniu na jednostce, zwykłym człowieku, odniosłam wrażenie uniwersalności tekstu, wskazówek, rad i praktycznych sugestii. Wiele wybierałam dla siebie, poddawałam analizie, konfrontowałam z własnymi przekonaniami i utartym szlakiem myślenia. Podobało mi się, że nie było suchych przesłań, gdyż wspierały je przykłady z życia, elementy pojawiające się w scenariuszach duchowej egzystencji i różnorodne cytaty, nieodkrywcze, bo powszechnie znane, ale warte przypomnienia. Rozdziały omawiały toksyczne postawy, w których religia bardziej szkodzi niż pomaga, ponieważ zagraża egzystencji tłamsząc wolność. Ukazywały kierunek, w jakim powinno się je identyfikować i przezwyciężać wypaczone schematy. Zachęcały do skupienia się na wzbogaceniu wnętrza, ludzkiego potencjału, poszerzeniu perspektyw, aktualizacji postaw religijności, dążeniu do integralności i spójności doświadczania życia. 

Autor inspirował do wyrobienia krytycznego myślenia, przyznania sobie prawa do subiektywnego doświadczania religijności, postawienia na autonomią egzystencjonalną. Omawiał skutki poczucia winy, wystawiania się na cierpienie, dążenia do perfekcjonizmu, obsesji w paradygmatach, czekania na boski ruch, obciążania się powinnościami, uważania, że świat jest zły, a dobro tylko w niebie. Negatywne następstwa pogardy dla ciała, podporządkowania się upokarzającym karom, szkodliwemu osądzaniu, zastraszającej uległości i destrukcyjnym przywódcom. A co niezwykle cenne, pokazywał, co można zrobić, by świadomie dokonywać zmian w myślach, czynach i postawach, co czyni zdrowa wiara w kontraście do toksycznej. Używając podsumowań wypunktowywał kluczowe przekazy na sprawdzanie przynależności do zdrowej duchowości i na dalsze rozmyślania o tym, co zyskujemy na wznieceniu odwagi, samodzielnej naprawie własnej wiary i przekształceniu negatywnych odniesień w pozytywne. Podjął trudną i wymagającą skupienia tematykę, odbiegał od pierwotnej misji religii, zatruwania czyjejś wiary jako praktyczne niszczenie życia tej osoby, pozbawiania prawa do kwestionowania i interpretowania, jednakże posługiwał się językiem przyjaznym, klarownym, pełnym nadziei, otuchy i dobrych emocji. 

5/6 - koniecznie przeczytaj
poradnik, religijność, nauki społeczne, 304 strony, premiera 30.06.2025 (2010)
tłumaczenie Maria Zawanowska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Bellona.

czwartek, 20 listopada 2025

POŻEGNANIE Z NARWIĄ

HANNA KRALL, rozmawia WOJCIECH TOCHMAN

"Jak człowiek nie wie, co ma robić, to może poprawić coś dookoła siebie.”

Przysłuchiwałam się rozmowie z zainteresowaniem. Opowieści o życiu, doceniłam, że na publicznym forum za pośrednictwem książki. Dzieleniu się wiedzą i przemyśleniami zdobytymi podczas przeżyć i doświadczeń. Składały się na nie różne barwy, jedne pozornie zwykłe i proste, inne naznaczone dramatem i tragedią, kolejne nawiązujące do ciepłych uczuć i myśli, a pomiędzy, mnóstwo dalszych. Wszystkie wymieszane, z niektórymi, o których nie tyle chce się zapomnieć, co pogodzić, które poprowadziły w różne miejsca, umożliwiły spotkanie z różnymi ludźmi, naznaczyły obecnością różne czasy. Nie jestem na etapie dokonywania podsumowań własnego losu, jeszcze nie czuję takiej potrzeby, koncentruję się na życiu tu i teraz, ale z ogromną ciekawością spoglądam na to, co innym było dane przejść. Nie wiem, czy stać mnie będzie na poszukiwanie śladów własnej przeszłości ze szczegółowością i imponującą pamięcią, jak w „Pożegnaniu z Narwią”. Pośrednio odnosić się do zdarzeń z historii, głęboko splecionych z życiem Hanny Krall, warunkujących decyzje i wybory, naprzemiennie odbierających szanse możliwości, i dających nowe opcje i coś w prezencie.

Czułam zawiązaną nić szacunku, przyjaźni i zrozumienia między dwójką reporterów. Rozmowa wydawała się przyjazna i twórcza. Odkrywała coś, czemu nie zawsze chciałoby się dać wypłynąć na powierzchnię. Wspomnienia z wojny, pobytu w domu dziecka, zdobywaniu edukacji, pracy w charakterze reportera, konfrontacji ze starym systemem politycznym i cenzurą, bycie świadkiem narodzin Polski w nowej solidarnościowej odsłonie. I oczywiście, twórczość autorki, nawiązania do książek, uchylanie tajemnic ze źródeł powstawania i symboliki. Sprawy leżące na sercu i wokół bliskich. Niepodobne do moich, jednak wpływające na wyobraźnię, wyzwalające empatię, zrozumienie i podziw. Dostrzegłam punkt styczny, doktora Marka Edelmana, z którym pracowała moja mama w Szpitalu Pirogowa w Łodzi, w jednym gabinecie. I jeszcze, zbliżone odczucia związane z chwilą zrozumienia, że się umrze… kiedy zobaczyłam śpiącego tatę na łóżku.

Więcej niż chwilę poświęciłam na rozważania o nieuleganiu przeciwnościom, nietkwieniu w mrokach, niepewności tego, czy zachowałabym się należycie w godzinie próby, docieraniu do świadomości społecznej, czym była druga wojna światowa i obecnie toczące się konflikty, ginięciu za ideę i zabijaniu dla idei, wpisaniu w naturę człowieka szkodzeniu własnemu gatunkowi, przygotowaniu się na śmierć bliskiej osoby, uwolnieniu od tego, co przeżyte, wierze w Boga i wierze Boga w człowieka. Książka uprzyjemniła wieczór czytelniczy, poddała materiał do refleksji, pozwoliła na przyjrzenie się rozmówczyni. Zachęciła do dalszego odkrywania twórczości autorki. Poznałam dwie książki Hanny Krall ("Biała dama" i "Synapsy Marii H."), Wojciecha Tochmana ("Pianie kogutów, płacz psów"), wrażeniami ze spotkania z nimi dzielę się na Bookendorfinie

4.5/6 – warto przeczytać
reportaż, biografia, 178 stron, premiera 24.09.2025 (2014-2025)
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

środa, 19 listopada 2025

KWANTY NIE GRYZĄ

BEZBOLESNY PRZEWODNIK PO DZIWACTWACH MECHANIKI KWANTOWEJ

NINA MAZUREWICZ

"Szukamy luk w przyjętym sposobie myślenia i niedociągnięć w uznawanych twierdzeniach naukowych.”

Kiedy pojawia się ciekawa publikacja poświęcona współczesnej fizyce, staram się po nią sięgnąć, aby do mojej wyobraźni, za kolejnym powtórzeniem materiału, ale z innej formy, docierało to, co stopniowo odkrywają naukowcy. Zatem, kiedy dostrzegłam tytuł „Kwanty nie gryzą”, nie mogłam go pominąć. Zachęcał obietnicą przyjaznego stylu narracji, na tyle przekonującego i zrozumiałego, by nawet osoba bez ścisłego wykształcenia była w stanie dotrzymać kroku przekazywanej wiedzy przez autorkę. Otrzymałam więcej niż oczekiwałam. Moje sprzężenie z danymi o mechanice kwantowej, pojmowaniem i poruszaniem się w jej sferze, fascynująco przybliżyła do teorii opisującej świat mikrocząstek. 

Nina Mazurewicz bardzo ułatwiła proces podążania za naukowymi informacjami. Odniosłam wrażenie, że już prościej i klarowniej nie mogłoby być. Spodobało mi się, że opisy zawierały sporą dawkę dobrego humoru, znakomicie zdejmującego ciężar z wagi zagadnień, ułatwiającego poukładanie w głowie partii materiałów, bezbolesne i trwałe zapamiętanie. Wydawało mi się, że każdy rozdział to osobny wykład, w którym z przyjemnością uczestniczyłam. Właśnie partiami, naturalnie wynikającymi z rozdziałów, najlepiej przyswajało mi się książkę. „Kwanty nie gryzą” wzbogacały ilustracje, ciekawie i przejrzyście dopełniające tekst, jednak dla mnie użyta w nich czcionka okazała się zdecydowanie za mała, miałam problemy z przeczytaniem. Doceniłam to, że autorka stopniowo, z historycznego ujęcia, wprowadzała w zakres nauki, kolejnych osiągnięć, aż do fizyki kwantowej, ze spojrzeniem w przyszłość oczekiwań. Znakomicie, że trzymała się ujednoliconych pojęć, koncentrowała na tym, co najważniejsze, ale nie zapominała o tym, co atrakcyjne z punktu ujęcia tematyki, co mogło przywabić dodatkowe zainteresowanie czytelnika. W moim odczuciu, jak najbardziej warto sięgnąć po książkę, zwłaszcza przez osoby amatorsko stykające się z mechaniką kwantową, mnóstwo klarownie przekazanej wiedzy i entuzjazmu wobec odkrywania tajemnic świata.

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, fizyka kwantowa, 204 strony, premiera 24.06.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 17 listopada 2025

BŁĘKITNY ZAMEK

LUCY MAUD MONTGOMERY

"Moment, w którym kobieta uświadamia sobie, że nie ma po co żyć – ani dla miłości, ani dla obowiązku, ani dla celu czy nadziei – smakuje gorzko jak śmierć.”

Zadziwiające, jak mocno krępują społeczne konwenanse, oczekiwania ogółu, narzucone normy postrzegania otoczenia i nas samych. Dopiero, kiedy świat zdaje się przed nami zamykać, z powodu straty bliskiej osoby lub śmiertelnej choroby, zdajemy sobie sprawę, że nie mamy nic do stracenia, a to, co uważaliśmy za ważne z punktu widzenia innych, okazuje się rzeczą niemal bez znaczenia i wartości. Tuż przed końcem życia, zaczynamy prowadzić szczery dialog z sobą, dowiadujemy się, czego pragniemy, co chcemy by wydarzyło się zanim znikniemy na zawsze. I choć brakuje już czasu, zaskakująco mocno tkwi w nas nadzieja na poprawienie losu, choćby na krótki okres. A staje się to, kiedy odważnie bierzemy ster życia we własne ręce, wywalczamy osobistą wolność, podążamy tropem własnych zasad i reguł. 

We współczesnym świecie, ze względu na dokonane zmiany kulturowe i społeczne, łatwiej tego dokonać niż głównej bohaterce powieści z minionej epoki. Monotonna egzystencja starej panny, bez nadziei i widoków na przyszłość, związanej przez archaiczną tradycję i presję środowiska, wytresowanej, co wypada, a co nie wypada robić. Początkowo sposobem na wyrwanie się od toksycznych relacji z bliskimi jest ucieczka w krainę marzeń, aby nawet na kilka chwil odsunąć się od poczucia bycia nieistotną, bez celu w życiu, wrażenia, że obok mijają cenne doświadczenia i doznania. Valancy Stirling długo zbiera się na bunt i zerwanie kajdan. Dopiero świadomość bliskiej śmierci mobilizuje ją. Pomimo strachu decyduje się na radykalne przekształcenie myśli i postaw w drodze ku radości, spełnieniu, szczęściu i miłości. Nie tylko inni jej nie poznają, ale i ona sama. Zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele traci funkcjonując w świecie pozorów. Kibicuję kluczowej postaci, odrzucającej obawy, utrwalającej determinację. Lubię za poczucie humoru. 

Luicy Maud Montgomery pisze stylem przemawiającym do serc czytelniczek. Wyzwala silne emocje, przyciąga do losów bohaterki więzami współczucia, akceptacji, empatii i przyjaźni. Wyśmienicie odmalowuje ludzkie przywary, megalomanię starych rodzin, chowanie się za kotarą starych konwenansów. Poprzez pozornie błahą historię nakłania kobiety do śmiałego wyrażania siebie, zadowalania siebie a nie innych, wypracowania prawdziwej indywidualności, kształtowania mocnego poczucia własnej wartości. Poznaję świat „Błękitnego Zamku”, nie jako młoda osoba, ale dorosła kobieta, i wyrażam zrozumienie i wsparcie. Podoba mi się wyzwalająca pierwsza część powieści, druga oczyszczająca również wywołuje dobre wrażenie, trzecia zachwyca radością życia. Natomiast ostatnia, wpada w esencję romantycznych nut, nieprzekonujących, lecz wyczekiwanych przez większość czytelniczek. Na plus zaskakuje wydźwięk życia Barneya Snaitha, któremu środowisko społeczne przypisuje szalone mroczne historie. Jego powiedzenie Nie wiemy, dokąd zmierzamy, ale czy nie na tym polega zabawa, niesie cenne przesłania. 

Zerknij również na książki Lucy Maud Montgomery przybliżone na Bookendorfinie, z serii o rudowłosej Ani, wielokrotnie do nich powracam w chwilach, kiedy los nie obdarza mnie uśmiechem, ("Ania z Szumiących Wierzb", "Anne z Zielonych Szczytów", „Anne z Avonlea”, "Anne z Redmontu") i inne wersje tłumaczeniowe, w klasycznym wydaniu znanym mi z dzieciństwa ("Ania z Zielonego Wzgórza", "Ania z Avonlea", "Ania na uniwersytecie").

4.5/6 – warto przeczytać
literatura obyczajowa, klasyka, 278 stron, premiera 20.08.2025 (1926)
tłumaczenie Kaja Makowska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

sobota, 15 listopada 2025

MÓJ DZIADEK – GENIALNY DETEKTYW

MASATERU KONISHI

„Wszystko, co dzieje się na świecie, to opowieści. Piękne, bo zmyślone. I rzeczywistość, i kryminały, i science fiction… Teatr też.”

Znakomicie bawiłam się przy tej przygodzie czytelniczej. Miała w sobie wszystko to, czego oczekiwałam po tego typu literaturze. Jednocześnie zaskoczyła wieloma elementami, kilkoma wprawiła w zachwyt, a stylem narracji oczarowała. Masateru Konishi dotykał czułych strun ludzkiej duszy, wyzwalał wiele emocji, wskazywał na odczuwanie jako wartość nadrzędną życia. Zadziwiające, jak bardzo wrażliwie opowiadał o trudnej i wyniszczające chorobie utraty pamięci, zarówno dla osoby nią dotkniętą, jak i dla bliskiego. 

Pośród długiego cienia rzucanego przez Alzheimera pokazał, że nawet najmniejsza część chwili, godziny, dnia, warta jest docenienia i szczególnej uwagi. Poprzez przedefiniowania szarych komórek na szkarłatne w otoczce pasji odtwarzania opowieści kryminalnych, ukazywał, że właściwe podejście do zagadnień demencji wbrew pozorom daje wolność kreatywnego tworzenia i satysfakcji z artystycznego podejścia do mrocznych zagadek. Starszy pan, uwikłany w dewastujący proces zaniku funkcji, cierpiący na realistyczne złudzenia, niespodziewane halucynacje, zaburzenia świadomości, jednak nie tracił zdolności poznawczych, nagromadzonej wiedzy, a jego intelekt wydawał się nietknięty. Jak to możliwe, że omamy wynikały z logicznego rozumowania dowiecie się, kiedy zajrzycie do książki. Historia niesamowicie was wciągnie, w szczególny sposób umili wieczór, natchnie do ponownego czytania wielu książek, klasyki i nie tylko, zdominowanych przez detektywistyczną zagadkę.

„Mój dziadek – genialny detektyw” oferował nie jedną, ale kilka skomplikowanych zagadek do rozszyfrowania. Autor przypominał czytelnikowi kryminalne motywy, nawiązywał do najczęściej pojawiających się, natychmiast oddziałujących na wyobraźnię i zmuszających do znalezienia własnej odpowiedzi na zagmatwany scenariusz zdarzeń. Nie tyle logiczny test umysłu, szukanie wyjaśnień zbrodni, co odnajdywanie fundamentalnych błędów i tworzenie alternatywnej opowieści prowadzącej ku prawdzie. Wszystko w wyjątkowo ładnym stylu i z więcej niż odrobiną dobrego humoru. Zagadka zamkniętego pokoju, znikająca ofiara, czysta dedukcja, bohater widmo, nagłe zwroty interpretacji, różne możliwe scenariusze, rozwiązanie pozostawione odbiorcy, bezpieczny kryminał o kluczowej postaci. Miłośnicy kryminału natychmiast odnajdą się w tym, przywołają z pamięci tytuły będące reprezentantami wymienionych podkategorii. 

Masateru Konishi stworzył coś, co przyciągnie koneserów detektywistycznych zagadek, ale także zaciekawi osoby stroniące dotąd od takiej rozrywki. Przywoływał sławne dzieła twórców kryminału, fenomenalnie wplatał ich klimat w fabułę, a przy tym niczego nie narzucał, nie oczekiwał ich znajomości, tylko delikatnie inspirował do poznania lub ponownego spotkania z nimi. Nie zwlekajcie, sięgnijcie po powieść, dostarczy wielu kryminalnych emocji, wzbogaci oryginalną perspektywą spojrzenia na wyjątkową więź między dziadkiem i wnuczką, wprowadzi w świat japońskiej kultury, oczaruje subtelną romantyczną nutą melodyczną, a w finale zbliży do kluczowych postaci mocną sensacją. Generalnie, miałam wrażenie, że obserwuję sen głównej bohaterki, sposób poradzenia sobie ze stopniową utratą jaźni i szczególnej obecności bliskiej osoby, dajcie znać, czy podchwyciliście szczególny rys metafizyczności, czy mu się poddaliście, jak na niego zareagowaliście, jestem bardzo ciekawa.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
kryminał, 256 stron, premiera 24.09.2025 (2023), tłumaczenie Dariusz Latoś
Tekst powstał w ramach współpracy z Secretum.pl

piątek, 14 listopada 2025

SMAK

ZAPISKI O KULTURZE I ZMYSŁACH

JEHANNE DUBROW

"Wszyscy nosimy w sobie smaki czasoprzestrzeni, które zapisały się głęboko w naszej pamięci.”Sam Anderson

Zwlekałam z sięgnięciem po książkę, czekałam aż pojawi się odpowiedni nastrój, aby udać się z autorką w podróż szlakiem najbardziej intymnego zmysłu. I bynajmniej nie chodziło tylko o rozpatrywanie smaku w kategoriach czystej rejestracji odczuć powiązanych z jedzeniem, bo wówczas nie musiałabym się mentalnie przygotowywać, ale o coś więcej niż kulinarne doznania, a zatem radość z uczestnictwa w wymiarze przywoływanej literatury, poezji, sztuki, malarstwa, muzyki, opery, filmu, bajki, filozofii i religii. Jehanne Dubrow zaproponowała spotkanie ukazujące, że smaki odbierane przez ludzki umysł mają początek w ciele, z pomocą umysłu interpretującego doświadczenia i nadającego im sens. Poznając różne smaki coraz więcej dowiadujemy się o nas samych i otaczającym świecie, kolekcjonujemy i przywołujemy doświadczenia z własnego życia, tworzymy kierującą nami mapę sentymentów. Smak jako archeolog, esencja nas samych, odsłaniający pogrzebaną w naszym ciele przeszłość, co więcej, historię świata.

Autorka przekonywała, że bez rozwijania zmysłu smaku nie byłoby rozwoju i postępu cywilizacji. Zgłębianie tajemnic smaku wymaga spojrzenia na niego z naukowej perspektywy, biologii, chemii i fizyki, a nawet ekologii, psychologii i ewolucji. Smak słodki, sygnalizujący kalorie i energię, smak kwaśny informujący o niedojrzałości lub korzyści dla pracy jelit, smak słony zgłaszający obecność soli i minerałów, smak gorzki alarmujący przed trucizną, i wreszcie, smak umami, „pyszny”, ogłaszający aminokwasy i białka, obfitość glutaminianu sodu, wzmacniaczy smaku. Co ciekawe, smak obejmuje też węch, dotyk i słuch. Dubrow prowadziła ścieżką szeroko rozumianej kultury, utworów literackich, wyłapywała z nich to, co nawiązywało lub kojarzyło się ze smakiem, z dzieł muzycznych, obrazów, światopoglądowych i wypływających z wiary odniesień. Przytaczała historie ludzi i własne doświadczenia. Zastanawiające, jakże często używamy słowa „smak” w znaczeniu wykraczającym poza nasze preferencje kulinarne, stosując metafory smakowe. Zachęcam do spotkania z książką, sympatycznie spędziłam czas, interesująco spoglądałam na utwory literatury i sztuki z innej perspektywy niż zazwyczaj, przywoływałam zdarzenia i klimaty z życia powiązane z pełnymi doznań smakami. Styl narracji przyjemny i przyjazny, sugestywny i zmysłowy, ciepły i refleksyjny.

4.5/6 – warto przeczytać
esej, kulinaria, zmysły, 160 stron, premiera 17.05.2025 (2022)
tłumaczenie Aleksander Gomola
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

czwartek, 13 listopada 2025

ODŁĄCZ SIĘ

ZWOLNIJ ODŁÓŻ TELEFON WRÓĆ DO SIEBIE

HANNAH BRENCHER

"...niekończąca się opowieść – kulminacja ponad tysiąca odłączonych godzin… historia uczenia się, jak znaleźć równowagę między życiem w świecie cyfrowym a obecnością w realnym...”

Postrzegam jako szczęście, że dzieciństwo i młodość upłynęły mi bez mediów społecznościowych, komputerów i komórek. Przywykłam do życia bez urządzeń umożliwiających natychmiastowy bezpośredni kontakt, błyskawiczne dzielenie się tym, co akurat przeżywam, czy nieograniczony dostęp do informacji. Później nastąpiła ogromna rewolucja, nastała era nowej technologii i urządzeń, które mocno wkroczyły w codzienność i każdą minutę doby. Co prawda, stworzyły wiele cennych rzeczy w życiu osobistym i zawodowym, ale również znacząco zachwiały równowagę w obu sferach, spowodowały niekorzystne zmiany kulturowe, społeczne i psychiczne. Na plan dalszy odeszło tworzenie i samodzielne myślenie, na pierwszy wysunęła się konsumpcja i powierzchowność znajomości, przyjaźni, a nawet miłości. 

Życie nabrało dynamicznego tempa w pogoni za czymś szczególnym, lekceważąc okazje do cieszenia się zwykłymi rzeczami. Zatracenie w świecie cyfrowym spowodowało zerwanie więzi z esencją wewnętrznego życia, nieobecność w tu i teraz, w zamian napawanie się fałszywymi obrazami potwierdzenia własnej wartości i życia, wyidealizowaną relacją z przeżyć innych i umniejszeniem własnego samopoczucia. Ponosimy wielkie koszty natychmiastowej łączności ze światem i wpadamy w pułapkę wyznacznika sukcesu „bycia zajętym”. Oczywiście, korzystam z telefonu i internetu, ale potrafię zachować dystans, nie zatracić się w możliwościach, jakie dają, odłączyć się bez poczucia straty. Nie wszyscy mają świadomość, jak wiele czasu z życia, tego prawdziwego a nie sztucznie kreowanego, zabierają nowoczesne kanały komunikacji. 

Wiele osób, jak nie większość młodego pokolenia, przeżywa nomofobię, lęk przed brakiem kontaktu z telefonem komórkowym. I to szczególnie do nich Hannah Brencher kieruje książkę. Mocno zachęca do celowego i planowanego wylogowania się z cyfrowego świata. Jednak nie na zasadzie całkowitego zerwania, lecz częściowego, dla poprawienia dyscypliny korzystania z telefonu i komputera, rozwinięcia pozostałych aspektów życia, pielęgnowania nowego stylu życia, radości z procesu i postępów w tym obszarze. Wezwanie i wyzwanie do wyłączenia ekranów, niezadowalanie się życiem toczącym się tuż obok, ucieczki od miałkiego informacyjnego szumu, wewnętrznego dyskomfortu, postawienia na odzyskiwanie kontroli nad własnym życiem, kształtowanie umiejętności koncentracji, odnajdywanie celu, przybliżanie się do realizacji marzeń i wkraczania w pasje, poszukiwanie tajemnic, nadziei i wiary. Wybierając taką drogę redukujemy stres, złość, wyczerpanie, apatię, zazdrość i emocjonalną pustkę. 

Autorka pokazuje na cudzych i własnych doświadczeniach, przebieg procesu stopniowej separacji, czego nauczyła się dzięki zmianie podejścia do social mediów, jakie nowe możliwości odkryła, jak mocno osadziła się w realnym świecie. Podsuwa pomysły na tworzenie mapy terytorialnej życia, podejmowania decyzji w ramach napotykanych rozwidleń, nawiązywania kontaktu z samym sobą, bycia dokładnie tam, gdzie trzeba, obecności a nie dokumentowania, kreowania nawyków i tradycji. Później przechodzi do bardzo osobistych, wręcz intymnych, przeżyć i spostrzeżeń, krążących wokół tematyki odkładania komórki, niesprawdzania poczty, nieotwierania przeglądarek. Podsuwa rady, wskazówki i podpowiedzi. Nie zgrywam się z aspektem głębokiej wiary w Boga przenikającej każdy aspekt życia, jaki reprezentuje Brencher, przeszkadza mi w uniwersalnym odbiorze przekazów i identyfikowania się z przesłaniami. Język narracji przyjazny, spokojnie prowadzi po meandrach odnajdywania się w cyfrowym świecie, opisie różnorodnych doświadczeń i przeżyć, powrotu do pełnej energii i witalności.

3.5/6 – w wolnym czasie
poradnik, social media, stron 298, premiera 30.07.2025 (2024)
tłumaczenie Anna Nowosielska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Bellona.