poniedziałek, 28 października 2024

ZEZNANIE

JOHN GRISHAM

„Śmierć w osobliwy sposób wiąże ze sobą ludzi.”

Kiedy tylko chwytam za książkę Johna Grishama, wiem z pewnością, że chętnie się w niej zanurzę, otrzymam zgrabnie skonstruowaną intrygę prawniczą, ciekawą paletę bohaterów, a także rzut oka na wybrany aspekt amerykańskiego społeczeństwa. Wędrowanie sprawdzonymi schematami budowania fabuły nie sprawiałoby tyle radości, gdyby nie pierwszorzędny styl narracji i umiejętność przyciągania uwagi czytelnika. Mamy dobro i zło, postaci stojące po jednej i drugiej stronie, oraz amerykański system sądowniczy, niedoskonały, przesiąknięty korupcją i karierowiczami, powiązany z wielkim biznesem i obrzydliwą polityką. Mały pierwiastek człowieczeństwa walczy z szeroką paletą silniejszych od niego, stojących ponad prawem, z góry będąc na straconej pozycji, w zasadzie w sytuacji bez wyjścia. I podążający ścieżką spraw związanych z rażącą krzywdą społeczną prawnik, sprzeciwiający się dyskryminacji, poświęcający czas, energię, a nawet majątek, w imię obrony niesłusznie skazanego. 

W "Zeznaniu" rolę dobrego prawnika autor powierzył Robbiemu Flakowi, wyrazistej, chociaż pełnej sprzeczności postaci. Mężczyzna z determinacją realizował misję uwolnienia Dontego Drumma, czarnego chłopaka, wybitnego zawodnika drużyny futbolowej, dziewięć lat temu skazanego na karę śmierci za porwanie, brutalne zgwałcenie i zabicie białej dziewczyny, licealnej cheerleaderki. Żadne wniesione apelacje nie przyniosły przełomu w sprawie, a presja czasu rosła, za kilka dni miał być wykonany wyrok śmierci. Siedemset kilometrów na południe od tych wydarzeń, do pastora Keitha Schroedera zgłosił się Travis Boyette, były więzień z ośrodka resocjalizacji. Przyznał się duchownemu do zabicia dziewczyny, ale kluczył między kłamstwem i prawdą. John Grisham wprowadził do akcji jeszcze wielu ciekawych bohaterów, dynamicznie rozbudowywał intrygę, prowadził czytelnika śladem zbrodni, kary i oczyszczenia. „Zeznanie” poruszało aspekty etyki i moralności, przymierzało mniejsze zło do większego dobra, podsuwało pod osąd karę śmierci z religijnej i społecznej perspektywy, wystawiało na osąd reprezentantów mediów, obracało się wokół mocno zagnieżdżonych stereotypów i szybko wydawanych osądów. Zerknij na inne thrillery prawnicze Johna Grishama zaprezentowane na Bookendorfinie ("Testament", "Król odszkodowań", "Zaklinacz deszczu", „Niewinny człowiek”, „Wezwanie”, „Wspólnik”, „Demaskator”, „Ława przysięgłych”, „Bar pod Kogutem”, "Dzień rozrachunku"), a także na wychodzące spod jego pióra thrillery kryminalne ("Wyspa Camino", "Wichry Camino").

4.5/6 – warto przeczytać
thriller prawniczy, 510 stron, premiera 25.09.2024 (2010), tłumaczenie Anna Esden-Tempska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

POMYŚL DWA RAZY

HARLAN COBEN

MYRON BOLITAR tom 12

„Jesteśmy swoimi błędami. Czasem błędy są tym, co w nas najlepsze.”

Propozycja na przyjemne spędzenie czasu z książką, z lekkim dreszczykiem, w atmosferze kryminalnej intrygi. Fabuła rozbudowana, uwzględnia wiele elementów, lecz nie należy do mocno zaskakujących. Kilka ciekawych obrotów spraw, ale w gruncie rzeczy, czytelnik spodziewa się, że nastąpią i przyjmą wybrany kierunek. Spory udział postaci w budowaniu dynamicznej akcji, a ich portrety atrakcyjnie zaprezentowane. Jako że „ Pomyśl dwa razy” to już dwunasty tom serii o Myronie Bolitarze, to sympatycy jego przygód dostrzegają w prezentowanej opowieści coś więcej niż tylko interesująco zaprezentowany scenariusz zdarzeń, także obyczajową otoczkę. Znajomość poprzednich odsłon serii nie jest konieczna, lecz przydaje się podczas interpretacji postaw i zachowań głównych bohaterów. Oprócz Myrona mile widziany jest udział Wina Lockwooda stwarzający wielu możliwości uwalniania akcji dzięki potężnym zasobom finansowym. 

Partnerzy biznesowi, jeden zajmujący się sprawami pieniężnymi, drugi aranżowaniem kontraktów, przekonują się, że ich dawny klient, Greg Downing, kilka lat temu uznany za zmarłego, jednak żyje, a tajemnica pojawienia się mężczyzny należy do osobliwych. Na czołówkę wysuwa się również oskarżenie o podwójne morderstwo. Morderca doskonale zaciera za sobą ślady i z łatwością wrabia w zbrodnie innych. Dotarcie do prawdy okazuje się dla Wina i i Myrona wkroczeniem na ryzykowną i niebezpieczną ścieżkę, z której nie ma już odwrotu. Intryga zagęszcza się, a koszmarne okoliczności zdają się wszystko gmatwać. Harlan Coben oprócz typowej rozrywki w klimacie thrillera, podążania śladem dowodów rzeczowych i trudnych relacji na linii przeszłej rywalizacji, proponuje czytelnikowi chwile refleksji nad ciekawymi aspektami medialnymi, społecznymi i kulturowymi współczesnej cywilizacji. Zgrabnie wplata wybrane elementy fabuły w portret amerykańskiego społeczeństwa. Zerknij też na wrażenia po spotkaniu z innymi książkami Harlana Cobena, "Za wszelką cenę", "Chłopiec z lasu", "Brakujący element", "Zostań przy mnie", "Zachowaj spokój", "Mów mi Win", "Bez pożegnania", "Niewinny", "W głębi lasu","Nieznajomy", "O krok za daleko", "Tylko jedno spojrzenie", "Na gorącym uczynku", "Nie odpuszczaj", "Już mnie nie oszukasz", "W domu", trylogią "Mickey Bolitar" ("Schronienie", "Kilka sekund od śmierci", "Odnaleziony").

4/6 – warto przeczytać
thriller, 380 stron, premiera 09.10.2024, tłumaczenie Jan Kraśko
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

piątek, 25 października 2024

UCIECZKA ANNY

MATTIA CORRENTE

„Wolność to świadomość tego, gdzie już nie chcesz być.”

Jeśli macie ochotę na powieść otoczoną piękną lekką melancholią, dramatycznym splotem ludzkich losów, głęboką zadumą nad własnym życiem, to właśnie „Ucieczka Anny” wprowadzi w odpowiedni nastrój. Od początku książka zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, a im mocniej się z nią zżywałam, tym bardziej mi imponowała. Mattia Corrente z niesamowitym wyczuciem i ogromną wrażliwością wprowadzał czytelnika w przemyślenia postaci, wyzwania, z jakimi mierzyli się u schyłku losów. Autor udanie wzbudzał emocje, nie narzucał ich, ale podsycał wędrówką po tym, co już się zdarzyło, czego nie można było zmienić, z czym przyszło zmierzyć się bohaterom. 

Spoglądanie w przeszłość przez bohaterów przynosiło ból i rozczarowanie, czy na takim materiale mogło rodzić się zrozumienie i spełnienie? Staruszek, którego opuściła żona. Staruszka, która w ostatniej chwili życia wyrywa się na osobistą wolność. Czy to, w co wierzyli, naprawdę znaczyło dla drugiej osoby, wydawałoby najbliższej sercu, to samo? Jak mogli się czuć, kiedy poddawane były w wątpliwość wszystkie filary wspólnego życia? Dlaczego właśnie wtedy, kiedy najbardziej potrzebowali bliskości nagle ją tracili? Ciekawe rozważania, czy faktycznie wolność jest trudna i niebezpieczna, nie zmienia świata, ale zmienia wszystko dla wyrywającego się na nią, ale ileż szkody może wyrządzić innym?

Severino, dawny urzędnik pocztowy, po roku oczekiwania na pojawienie się żony, która z dnia na dzień, bez słowa pożegnania, opuściła go, wyruszył na poszukiwanie kobiety sycylijskim szlakiem. Docierał do miejsc naznaczonych wspólną obecnością, kontaktował się z osobami z przeszłości, przywoływał z pamięci towarzyszące im zdarzenia. Wnikliwa retrospekcja własnego życia, siebie samego, wspólnych lat z żoną, jej postaw. Krok po kroku uświadamiał sobie, co znaczyła dla niego Anna, a co on dla niej. Kiedy poznałam bliżej kobiecą postać zderzyłam się z kontrastową interpretacją, zwłaszcza uświadamiając sobie jej swego rodzaju dziedziczne naznaczenie. Rozumiałam jej pragnienia, jednocześnie zastanawiałam się, czy faktycznie zniewolenie kulturowe stało się jedynym czynnikiem zamykającym bramę ku szczęściu. 

Autor nie ukazywał bieli i czerni życia, to na co dzień chwytały postaci, ale skupiał uwagę na różnorodnych odcieniach szarości i ich znaczeń. W dużym stopniu mobilizował czytelnika, aby wejrzał we własne życie, dokonywane wybory, odważne pragnienia i osobiste ambicje. Czy jesteś stworzonym do bycia szczęśliwym, a może należysz do grupy, która nie poddaje się szczęściu, nie potrafi lub nie chce o nie zawalczyć. Czy kobieta to jedynie przypisana rola żony i matki, jak wiele zyskują lub tracą na tym, że śmiało podnoszą głowy i walczą o swoje? 

Zerknij na pozostałe książki z ujmującej serii z żurawiem, teraz Bo.wiem ("Kornik", "Współrzędne tęsknoty", "Księżniczka Bari", "Dziennik pustki", "To nie ja", "O zmierzchu", "Ona i jej kot", "Kobieta w Fioletowej Spódnicy", "Kwarantanna", "A gdyby tak ze świata zniknęły koty?", "Perfekcyjny świat Miwako Sumidy", "Stacja Tokio Ueno", "Pszczoły i grom w oddali", "Sztormowe ptaki", "Budząc lwy", "Kwiat wiśni i czerwona fasola", "Cesarski zegarmistrz", "Tygrysica i akrobata", "Krótka historia Stowarzyszenie Nieurodziwych Dziewuch", "Ślady wilka", "Kot, który spadł z nieba", "Dziewczyna z konbini"). Cieszą kształtem historii, nietuzinkową atmosferą, dotykaniem duszy, bogatym materiałem do refleksji. Magnetycznie przyciągają, fantastycznie wyciszają, przyjaźnie towarzyszą w myślach przez dłuższy czas. Zatrzymują chwile codzienności, pozwalają zajrzeć w głąb siebie i uchwycić to, co w życiu najważniejsze.

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura współczesna, 238 stron, premiera 13.05.2024 (2022), tłumaczenie Tomasz Kwiecień
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

czwartek, 24 października 2024

JA, INKWIZYTOR. MIASTO SŁOWA BOŻEGO

JACEK PIEKARA

CYKL INKWIZYTORSKI tom 18

„Wszystko jest możliwe pod naszym niebem, gdzie źli ludzie wraz z demonami splątują nici ludzkich żywotów.”

Co jakiś czas natrafiałam na tomy tego cyklu, za każdym razem obiecywałam sobie, że zacznę je poznawać, tak się nie stało. Kiedy przeczytałam w zapowiedziach, że osiemnastą odsłonę można czytać niezależnie od poprzednich, stwierdziłam, że nadszedł właściwy moment, by zabrać się za te przygody czytelnicze. „Ja, inkwizytor. Miasto Słowa Bożego” zrobił na mnie mocno dobre wrażenie, z przyjemnością wchodziłam w fabułę, chociaż na początku nie w pełni wciągała, lecz ciekawie nakreślała aurę dekadencji. Poddałam się klimatowi nieuchwytnej magii, mocy relikwii i tajemniczych morderstw. Im dłużej siedziałam w powieści, tym lepsze wrażenie wywoływała, tym chętniej się angażowałam. Barwna paleta przekonujących postaci, z echami zagadek w tle, nieodsłoniętymi kartami intencji i smykałką do przechytrzenia przeciwnika. Wyjątkowo plastyczna narracja, dbająca o każdy detal, ułatwiająca opisami przeniesienie do książkowego świata i emocji przeżywanych przez bohaterów. Nieustanne zerkanie na ludzką naturę, rozkładanie jej na czynniki pierwsze, naświetlanie ukrytych motywów i żądzy. Wszystko w religijnej otoczce, rzeczami dziejącymi się niejako za kotarami głównej sceny, w teatrze na użytek społeczeństwa, w zbiorze tajemnic poliszynela. 

Inkwizytor Mordimer Madderdin okazał się niezłą gadułą, przekonującym narratorem, sympatycznie odsłaniającym karty własnej osobowości i charakteru. Trzeba przyznać, że udanie podkoloryzowanymi, zręcznie naświetlonymi, celowo niszczącymi pojawiające się dylematy w interpretacji zachowań. Obrońca świętej wiary obdarzony bystrym umysłem i zdolnością podejmowania szybkich decyzji znakomicie odnajdywał się w grze interesów i misji związanej z relikwiami. Zainteresowało mnie, czy główna postać serii zmieniała się na przestrzeni tomów, jaka była kiedy zaczynała dawać się poznawać, czy dopiero z czasem nabrała cech cynicznego obserwatora rzeczywistości i wprowadzającego humorystyczne pierwiastki. Spodobał mi również się portret przeora klasztoru Hieronima del Monte, człowieka wywodzącego się z potężnego i bogatego rodu, odkrywającego znaczącą rolę w przebiegu fabuły. Arystokrata Maurycy von Solheim przejmujący początkowo scenę powieści stanowił atrakcyjne dopełnienie kluczowej postaci, zwłaszcza w płaszczyźnie dialogów. Zagadka kryminalna powiązana z tajemniczym, osobliwym i bulwersującym morderstwem, frapująco rozpisana, rozłożona na czynniki pierwsze, a następnie udanie złożona w wyjaśnienie. Powieść na przyjemny wieczór czytelniczy, chwilę wejścia w mroczne czasy, niezupełnie prawdziwe, ale nawiązujące do znanych z kart historii, okazja do spotkania niejednoznacznej postaci, zanurzonej w cieniach demonów, krzywd, morderstw, ale również czarnego humoru.

4.5/6 – warto przeczytać
fantastyka, 560 stron, premiera 01.10.2024
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

wtorek, 22 października 2024

LAS BIRNAMSKI

[PRZEDPREMIEROWO] 

ELEANOR CATTON

„Miasteczko Thorndike, leżące po północnej stronie przełęczy u stóp gór Korowai, z jednej strony graniczyło z jeziorem, z drugiej z Parkiem Narodowym Korowai. Po zamknięciu przełęczy powstał tu prawdziwy ślepy zaułek...”

Ciekawa propozycja czytelnicza, z zainteresowaniem podążałam szlakiem intrygi, kilka obrotów spraw zaskoczyło mnie zachęcająco podkręcając wyobraźnię. Eleanor Catton wciągnęła w fabułę sporo rozważań o filozoficznym podłożu, wzbogaconych polityką, biznesem i ochroną środowiska, które nastrajały refleksyjnie, choć zdarzały się również mniej inspirujące intelektualnie wstawki. Tym niemniej, powstał ciekawy obraz w pewnym stopniu odzwierciedlający kondycję współczesnej cywilizacji. Niesymetrycznie podzielone na warstwy społeczeństwa, skrajna koncentracja władzy, przywileje jedynie po stronie zagęszczonego kapitału finansowego. 

Początkowo bardzo ujęła mnie oprawa psychologiczna postaci, każda barwna, atrakcyjna, z detalami prześledzona. Jednak zbliżając się do końca powieści, zwłaszcza w trzeciej części, stopniowo zatracały wyrazistość, zaś postawy wymykały się prawdopodobieństwu. Scenariusz zdarzeń narzucał na uczestników opowieści duży ciężar, co zawsze jest mile wyczekiwane przez czytelnika w tym gatunku literackim, lecz poczułam lekkie zawiedzenie, że autorce nie do końca udało się utrzymać bohaterów w obszarach przyporządkowanych ról. Ale doceniłam prowadzenie psychologicznej ścieżki, zwłaszcza kilka naprawdę interesująco przeprowadzonych dwudzielnych w odbiorze postaw. Rewelacyjnie wykreowana Shelley. Jako jedynej wierzyłam aż do finału. Przekonywała naturalnością i bezpośredniością. Mira frapująco wymykała się ocenie. Eleanor Catton sprytnie stopniowo odkrywała jej prawdziwe oblicze, co więcej, sama postać długo nie wiedziała, kim tak naprawdę jest. Tony wypadł nieco niepewnie, z jednej strony nieśmiało, z drugiej na fali szturmu w pogoni za prawdą. Robert nie stanowił wyzwania w odszyfrowywaniu osobowości. Mocną stroną mężczyzny okazała się nieprzewidywalność działań, ale nie intencji, co miało swój urok zmieszany z jedynie lekką niepewnością. 

Pisarka postawiła na zgrabne podkręcanie sensacyjnych nut, odpowiednie ich dawkowane w przemyślanych momentach. Czytelnik nie natrafiał na schowane głęboko tajemnice, mógł śmiało zaglądać, co się pod nimi kryło, to bohaterowie musieli być prowadzeni do konfrontacji z prawdą. Thriller potrafił długo tkwić w jednym miejscu i na jednej scenie, by za chwilę mocno dynamizować akcję. Zgrabnie wchodziło się w odczucia naprzemiennie prezentowanych postaci. Zakończenie powieści satysfakcjonujące, chociaż jeden element niepotrzebnie został wtrącony, ale to właśnie on pozwolił autorce dokonać pewnych roszad i rozliczeń. Jeszcze przez jakiś czas będę myślała o książce, uwzględniła pierwiastki warte dalszych rozpatrywań, a z pewnością bliższego poznania roli Nowej Zelandii na mapie świata, kraju przyciągającego uwagę ludzi z najwyższej hierarchii bogactwa i możliwości. „Las Birnamski” jako thriller psychologiczny spodoba się odbiorcom ceniącym nietuzinkowy pomysł na fabułę, mocne rozbudowanie osobowości postaci i głębokie spojrzenie w ludzką motywację. Nowa Zelandia, dwa tysiące siedemnasty rok, trzęsienie ziemi odcięło od cywilizacji kawałek lądu. Miliarder realizował biznesowy plan. Grupa aktywistów zajmowała się ogrodnictwem. Wybuchowa mieszanka interesów, planów i korzyści, a na dalszym planie ochrona nowozelandzkiej przyrody.

5/6 - koniecznie przeczytaj
thriller psychologiczny, 490 stron, premiera 23.10.2024 (2023), tłumaczenie Maciej Świerkocki
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

SIŁA PRECYZJI

JAK INŻYNIEROWIE KONSTRUOWALI WSPÓŁCZESNY ŚWIAT

SIMON WINCHESTER

„Oznaką prawdziwej inteligencji jest umiejętność uznania dwóch przeciwstawnych koncepcji tak, aby ta rozbieżność nas nie paraliżowała.” Francis Scott Fitzgerald, „The Crack-Up”

Sporo czasu poświęciłam na poznanie książki. Simon Winchester drobiazgowo podszedł do opisywanych zagadnień, co bardzo mi się spodobało, gdyż mogłam zdobyć wiele ciekawych informacji, chociaż potrzebowałam czasu, aby oswoić się ze stylem narracji. Autor wybrał interesujący temat dla publikacji, rzadko rozwijany w tak obszernym zakresie, pokazujący siłę napędową, na której opiera się współczesny świat. Nie byłoby wysoce rozwiniętej cywilizacji, gdyby nie precyzja i pogoń człowieka za nią. W codziennym życiu niewiele zastanawiamy się nad terminem precyzja, a przecież otacza nas z każdej strony. Publikacja ukazała jak zmieniała się precyzja z upływem czasu, jakim podlegała ewolucjom, w jakiej roli wystąpi w przyszłości. Nie do końca uświadamiamy sobie jej istotę, czym tak naprawdę jest, czym się charakteryzuje, jakie są różnice między nią a zamiennie używanymi pojęciami.

Simon Winchester przyglądał się historii precyzji. Omawiał jej znaczenie w mechanizmach zegarowych, silnikach parowych, zamkach, tokarkach, broni, urządzeniach pomiarowych, płytkach wzorcowych, silnikach, teleskopach, lokalizatorach, mikroprocesorach i wielu innych. Spoglądał na rewolucyjne rozwiązania, zagłębiał się w ukazaniu skali, prezentował imponujące wynalazki i przełomowe rozwiązania precyzyjne. Uświadomiłam sobie niezwykłą drobiazgowość precyzji i jej udział w przedmiotach codziennego użytku. Zerknęłam na precyzję jako motor napędowy postępu ludzkości, a jednocześnie pojęcie silnie kontrastujące w nieprecyzyjności przyrody. Publikację cechował przyjazny styl narracji, uwzględniający naukowe wyjaśnienia, wzbogacony licznymi osobistymi wstawkami. Każdy rozdział zaczynał się od pasującego do zawartości cytatu. Na końcu publikacji autor zebrał terminy i określenia, które mogły przysporzyć czytelnikowi problemów, przytoczył bibliografię, którą się pożytkował, wstawił indeks ułatwiający wyszukiwanie w tekście wybranych terminów. Warto zwrócić uwagę na ten tytuł, interesująca tematyka, atrakcyjne rozwinięcia, wdzięczna narracja, materiał do przemyśleń, ale również fascynujące wejście w specjalistyczną wiedzę.

Zerknij na inne książki z pasjonującej serii bo.wiem, z kategorii #nauka, zaprezentowane na Bookendorfinie ("Niezwykłe zmysły", "Atlas sztucznej inteligencji", "Superwulkany", "Szczepienia", "Wielka księga Marsa", "Teorie spiskowe", "Ryby mają głos", "Niedostosowani", "Najlepiej spożyć przed", "Prawdziwe fałszerstwa", "Motyle", "Supernawigatorzy", "Ukryty geniusz", "Szarlatani", "Homo hapticus", "Pierwsze znaki", "Magia bioinżynierii", "Geniusz ptaków", "GPS mózgu").

5/6 – koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, technika, inżynieria, 366 stron, premiera30.09.2024 (2018)
tłumaczenie Grzegorz Ciecieląg
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

sobota, 19 października 2024

KANION ŚMIERCI

FRANKIE ELKIN tom 2

LISA GARDNER

„Cierpienie prowadzi do dziwnych sojuszy.”

Dwa lata temu sięgnęłam po pierwszy tom („Zanim zniknęła”) i zaciekawiła mnie kluczowa postać. Frankie Elkin od dziesięciu lat charytatywnie zajmuje się poszukiwaniem zaginionych osób, o których zapomniały już media i policja. Bez odpowiedniego wykształcenia i zaplecza finansowego stara się dociec, co stało się z zaginionymi i przynieść rodzinom ofiar choćby częściowe zaleczenie ran związane z odkryciem prawdy. Niedawno prezentowałam na Bookendorfinie trzeci tom serii („Wszędzie cię widzę”) z głównym udziałem, zaś teraz uzupełniłam znajomość drugim. Zrobił dobre wrażenie, jednak jak poprzednicy pozostawił z niedosytem emocji i napięcia. 

„Kanion śmierci” odbywał się w klimacie górskiej izolacji, zła czającego się z każdej strony, surowości przyrody i niebezpieczeństwa ze strony ludzkich istot. Pięć lat wcześniej mieszkańcy niewielkiego Wyoming długo poszukiwali zaginionego młodzieńca, który nie wrócił z górskiej wycieczki. Suto zaprawiany alkoholem wieczór kawalerski skończył się tragedią. Czterech towarzyszy zdawało się nie pamiętać zdarzeń poprzedzających zniknięcie. Ojciec zaginionego nie odpuszczał, nieustannie organizował wyprawy, najpierw ratunkowe, później poszukiwawcze, pragnąc dotrzeć do ciała syna, a w ostatniej zdecydowała się wziąć udział Frankie. Szybko przekonała się, że im wyżej wchodzili w góry, tym więcej zagadek pojawiało się w grupie poszukiwaczy. Odludne, umiejscowione poza cywilizacją tereny, bez możliwości kontaktu komórkowego, pokrywały się mrokiem tajemnic. Intensyfikowało się wyczuwalne w powietrzu napięcie, do głosu dochodziły dawne lęki i nowe niepokoje. A jednak Elkin nie odpuszczała. 

Fabuła momentami mocno naciągana, często przewidywalna, stopniowo odsuwała kolejne zasłony zakrywające indywidualne prawdy uczestników. Nie zawsze przekonywały motywacje postaci, czasem ich portrety traciły na wyrazistości, niekoniecznie dawało się je zrozumieć. Wyjaśnienie zagadki nie satysfakcjonowało, wyczekiwałam mocniejszych akcentów. Doceniłam konsekwentne prowadzenie osobowości i przekonań głównej bohaterki, atrakcyjny pomysł na fabułę, ale trochę zawiodłam się na przedstawieniu historii, liczyłam na więcej czytelniczej adrenaliny. „Kanion śmierci” z dreszczykiem i w mrocznym kryminalnym klimacie wypełnił wieczór, zaciekawił, przyjemnie wciągnął, wiele się działo, ale niczym szczególnym się nie wyróżnił. Sprawdził się jako przerywnik między bardziej rozbudowanymi i trzymającymi w napięciu thrillerami. 

Zerknij na odczucia po poznaniu innych książek Lisy Gardner (seria z rolą główną detektyw D.D. Warren: "Kochać mocniej", "Dziecięce koszmary", "Nie bój się", "Złap mnie", "Samotna", "W ukryciu", "Sąsiad", "Kochać mocniej", "Powiem tylko raz", "Czyste zło", "Znajdź ją"), miksującej thriller z kryminałem serii z udziałem Quinciego i Rainie ("Zaginiona", "Pożegnaj się").

4/6 – warto przeczytać
thriller kryminalny, 422 stron, premiera 14.06.2023 (2022), tłumaczenie Jerzy Żebrowski
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

czwartek, 17 października 2024

NIE MÓJ ALZHEIMER

HISTORIE OPIEKUNÓW

PAULINA WÓJTOWICZ

„Alzheimer, owszem, odbiera zdolność do logicznego myślenia, ale czyni cię niesamowicie przebiegłym. Żeby osiągnąć cel, zrobisz wszystko.”

Od strony emocjonalnej książka bardzo mi przypasowała, czytając wypowiedzi opiekunów wielokrotnie przechodziły przez moje ciało ciarki, tak blisko czułam się powiązana wspólnymi doświadczeniami. Mając bezpośrednią styczność z osobą chorą na zespół otępienny płata czołowego, widzę jak potworna jest to choroba, jak szalenie trudno opiekować się kimś takim. Człowiek często zastanawia się, ile jeszcze trudów opieki zdoła udźwignąć, aby w tym wszystkim nie zapomnieć o sobie, własnych potrzebach i marzeniach, odłożonych na dalszy plan realizacji zawodowej, a przede wszystkim o własnym zdrowiu i integracji rodziny. Właśnie najgorsze jest w tym, że tak niewiele pozostaje z tego, na czym najbardziej opiekunom zależy, kiedy dzień za dniem, noc za nocą, wypełnia potrzeba nadzorowania dosłownie wszystkiego przy chorym. Wielu decyduje się na powierzenie opieki innym, ale i tak pozostaje do rozpracowania moralny dylemat, a wielu na to finansowo nie stać.

Często pytamy się sami siebie, w imię czemu takie poświęcenie, ofiarowanie własnego życia, balansowanie na linie równowagi psychicznej i usilnego poszukiwania niezbędnej energii. Nawet kiedy odpowiednio poukładamy sobie w głowie, co niestety trwa i jest procesem, u jednych dłuższym, u innych krótszym, że w miarę upływu miesięcy, a nawet lat, coraz bardziej zajmujemy się chorobą a w coraz mniejszym stopniu kimś, kto tkwi w jej sidłach i stopniowo nieodwracalnie zanika, zdajemy sobie sprawę, że na powierzchni przetrwania trzyma najczęściej wdzięczność za przeszłość, troska o codzienne funkcjonowanie chorego, miłość wyrażana czynem, poczucie przeżywania głębokiego człowieczeństwa, ale nade wszystko, pogodzenie się z tym, co nieuniknione, wymagające nieustannego dopasowywania się i akceptacji rzeczywistości.

Alzheimer wysysa z każdego opiekuna siły witalne, wystawia na wielkie próby cierpliwości, u niektórych sprawia, że przychodzą momenty, kiedy wszystko widzi na czarno, a jednak jak pomyślimy, że to nic w porównaniu z tym, co dzieje się w głowie chorego, jak musi przeżywać zanik szarych komórek, z czym nieustannie mierzyć się, aby sprostać otoczeniu, sobie i chorobie, uzmysławiamy sobie, że marudzenie i narzekanie na swoiste ubezwłasnowolnienie i przywiązanie do chorego tak naprawdę do niczego nie prowadzi, tylko wzmacnia niepokój i frustrację. Opiekunowie nie dość, że mają różne życiowe sytuacje, zmagają się z różnymi przypadkami, to jeszcze cechują się różną osobowością i temperamentem. Szalenie trudno jest dopasować wszystko do perfidnej i bezwzględnej choroby, próbować wytyczać własne zasady wrogowi, który nie uznaje żadnych zasad, lub cieszyć się z drobnych sukcesów przy chorym, gdyż często na drugi dzień niewiele już znaczą.

Poznając historie opiekunów, przedstawione przez nich samych na łamach książki, utwierdziłam się w przekonaniu, że w dużym stopniu to właśnie intuicja znakomicie mnie prowadzi, wskazuje odpowiednie kierunki pracy z chorą osobą, pozwala na korektę nieuniknionych błędów podczas opieki, zmusza do pracy nad własnym charakterem, ale też uczy niezadręczania się nieustannym zastanawianiem się, co dalej, jak wszystko pogodzić, gdzie w tym wszystkim jestem ja. Wysłuchanie głosu innych opiekunów sprawia, że człowiek z pełną mocą zdaje sobie sprawę ze skali rozprzestrzenienia się Alzheimera we współczesnym społeczeństwie, wbrew pozorom, nie tylko wśród osób starszych, i nie tylko za sprawą uwarunkowań genetycznych. 

Przerażające jest, jak pomoc ze strony państwa jest daleko niewystarczająca, a co najbardziej zatrważające, jak wiele lekarzy nawet teoretycznie nie jest przygotowanych do znajomości tej choroby, potwierdzając to niezrozumieniem istoty rzeczy i mechanicznym przepisywaniem leków. Przerobiłam siedmiu psychiatrów zanim trafiłam na właściwego, potrafiącego z chorym rozmawiać, odpowiednio ustawić leki, co więcej, wspomóc słowem i wskazówkami także opiekuna. A przecież na pewnych etapach choroby to wyjątkowo ważne, wręcz niezbędne do jak najlepszego radzenia sobie w codzienności chorego i z chorym. Podobnie jak uczestnictwo chorego w aktywizujących zajęciach, psychologicznych rozmowach, społecznej integracjach, ruchowej rehabilitacji.

Publikacja powinna trafić w ręce opiekunów, właśnie im najbardziej pomoże w zrozumieniu z czym się mierzą, o co będą musieli jeszcze powalczyć, kim mogą się stać jeśli przekroczą pewne granice. Nawet jeśli posiadamy już dużą wiedzę o chorobie, to na doświadczeniu innych można wiele nauczyć się, zorientować się, czy dobrze sobie przemyśleliśmy wybrane aspekty wzięcia odpowiedzialności za życie kogoś chorego kierując się kluczami uczuć, troski, zaufania, wspomnień i godności. Dlatego warto się z książką zapoznać, podchwycić pewne pomysły, dostrzec różnice, oswoić się z nieuniknionym stanem, zerknąć w przyszłość przebiegu choroby i niestety przejścia w nicość. Natomiast przerywniki między wypowiedziami opiekunów stanowią informacje przybliżające alzheimerowskiego przeciwnika jedynie w podstawowym wymiarze, pomocne dla osób, które są dopiero co po diagnozie i szukają pierwszego wsparcia.

Moment, gdy zanosiłam do sądu wniosek o ubezwłasnowolnienie, to jedna z najgorszych chwil w życiu. Nikomu nie życzę.”, wspomina opiekunka z książki. U mnie sama rozprawa wywołała szalenie intensywne emocje, dzięki wielkiej wrażliwości prokurator i zgodzie sędzi, mogłam siedzieć na rozprawie obok tak bliskiej mi osoby, o której ubezwłasnowolnienie wystąpiłam. Trzymałam ją za rękę, głaskałam delikatnie, dodawałam otuchy w przejściu wszystkiego, a jednocześnie sama jakbym ostatni raz szukała wsparcia u kochanego rodzica, który wcześniej zawsze mi je oferował z wielkim oddaniem i prawdziwą miłością. Życie nie jest idealne, wystawia na wielkie próby, często zrzuca na barki ogromny ciężar osobliwej misji do wypełnienia, ale każdego dnia wypełnia mnie radość z powodu jego różnorodności, poznawania świata i siebie. Czy wolałabym mniej presji i bólu powiązanej z chorobą otępienną kogoś bliskiego? Oczywiście, że tak, ale staram się dostosować się do tego, co mi oferuje los, i do tego, co niestety przyniósł bliskiej osobie. W tym znajduję osobliwe moce, by mieć siły walczyć dalej o jej godność, cieszyć się drobiazgami, ulotnymi chwilami bliskości, wbrew ograniczeniom zmierzać ku spełnieniu, a zatem i szczęściu. Gdybym pozwoliła sobie na przygnębiające myśli, nie przetrwałabym.

4.5/6 – warto przeczytać
reportaż, 272 strony, premiera 11.09.2024
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Ringier Axel Springer Polska.

środa, 16 października 2024

CIĘŻAR STRACHU

MICHAŁ MATEUSIAK

„Ostatnie lata to wylęgarnia psycholi, prześcigających się w coraz to zmyślniejszych metodach.”

Wciągająca przygoda czytelnicza, ciekawie przedstawiona, chętnie w nią weszłam. Michał Mateusiak sprawnie operował słowem, zgrabnie prezentował kryminalną zagadkę, nie w rozbudowany, ale jednak atrakcyjny sposób kierował pomysłem na fabułę. Szkoda tylko, że scenariusz zdarzeń należał do szablonowych. Opierał się głównie na sprawdzonych technikach przyciągania uwagi odbiorcy, jak przeszłość naznaczona koszmarami, tajemnica skrywana za zachowaniami kluczowej postaci, czy osobisty psychologiczny aspekt zbrodni.

W pewnym momencie dotarłam do sceny, która zbyt mocno zdradziła niewiadome elementy mające trzymać w niepewności i podsuwać nowe interpretacje dotyczące tożsamości sprawcy makabrycznego mordu. Domyśliłam się wówczas, jak może potoczyć się docieranie do prawdy, co zmniejszyło zainteresowanie książką. Czułam, że można było albo bardziej ukryć intencje, nie opisywać sceny dokładnie, nie wychodzić poza zwykły profesjonalizm zawodowy postaci, albo wcale o scenie nie wspominać, pozostawić w domyśle odbiorcy, by później zaskoczyć go faktem odbycia rozmowy. W kilku drobnych sprawach też można było mniej dopowiedzieć, albo odejść od sprawdzonych wzorców, a nawet technik, jednakże przy większym doświadczeniu pisarskim autor lepiej będzie czuł proces budowania napięcia. Gdyby nie wspomniane zastrzeżenia, wystawiłabym wyższą notę wrażeń czytelniczych, gdyż mimo wszystko powieść miała moc przyciągania.

Michał Mateusiak nie oszczędzał bohaterów, stawiał przed potężnymi życiowymi wyzwaniami, potrafił zdecydować się na drastyczne cięcia losów, co jakkolwiek by to nie zabrzmiało, spodobało mi się. Sensacyjne sceny rozgrywane pod koniec powieści brzmiały przekonująco, podnosiły czytelniczą adrenalinę. Autor dobrze poradził sobie z kreacją komisarza Leonarda Gardeckiego, czterdziestolatka obdarzonego trudnym charakterem. Entuzjastycznie podeszłabym do pomysłu spotkania z nim w ramach innej książki. Miał w sobie iskrę rozpalającą wobec niego sympatię, dźwigał interesujący życiowy bagaż, potrafił zdecydowanie działać. Chociaż nie ukrywam, że mężczyznami borykającymi się z uzależnieniem od alkoholu w tym gatunku literackim przesyciłam się. Sierżant Anita Dębska nie przekonała, kobieca postać okazała się nijaka. 

Powieść zaczęła się od mocnego uderzenia, makabrycznego mordu dokonanym na błyskotliwym i fenomenalnie zapowiadającym się prawniku, odnoszącym już znaczące sukcesy zawodowe. Potężnie zmasakrowane zwłoki mężczyzny odkrył w centrum miasta przypadkowy rowerzysta. Okazało się, że sprawca bardzo dobrze wszystko zaplanował, a pozostawiona przez niego kartka z zaszyfrowaną wiadomością sugerowała, że sprawy mogły przybrać seryjny obrót. Czy udało się komisarzowi Gardeckiemu rozszyfrować motyw działania i zapobiec dalszej aktywności człowieka cechującego się wyjątkową bezwzględnością i okrucieństwem? W moim odczuciu, warto zwrócić uwagę na kryminał, uwzględnić w planach czytelniczych, nie należał do oryginalnych, ale z dużą dynamiką i energią prezentował przebieg akcji. Wkomponuje się w jesienny wieczór czytelniczy.

4.5/6 – warto przeczytać
kryminał, 254 strony, premiera 09.09.2024
Tekst powstał w ramach współpracy z Secretum.pl

czwartek, 10 października 2024

DNI ŚMIERTELNEGO STRACHU

GRAHAM MASTERTON, DAWN G. HARRIS

„To są dni, gdy sobie uświadamiamy, że jesteśmy zaledwie zbiorem przypadkowych atomów, które tymczasowo się spotkały, aby stać się nami.” Manfred Waffenmeister, „Das Buch der Angdst”

Książka zapewniła zajmujący wieczór czytelniczy z dreszczykiem. Dziesięć różnorodnych opowiadań trzymało dobry poziom, tylko jedno nie przekonało mnie w wystarczającym stopniu, by przyznać mu wysoką notę, ale barwnie dołączyło do innych. Byłam zaciekawiona i zaintrygowana opowiadaniami. Niektóre mocno wchodziły w treściwy horror, inne delikatnym thrillerem drażniły wyobraźnię, pozostałe wywoływały ciarki dopiero w finałowej odsłonie. Wiele zaskakiwało przewrotnym elementem, intrygująco rozwijającą się osobliwością, czymś wymykającym się postrzeganiu i rozumieniu, ale intensyfikującym się w odbieraniu emocji i przesłań. 

Otwierający publikację „Morderczy uścisk” wkraczał w sferę nadprzyrodzonych właściwości przedmiotu. Z jednej strony zanurzonego w brutalnym i bezwzględnym złu, z drugiej kierującego się słuszną misją. Natomiast „Zadurzony w cieniach”, w zasadzie nic nowego nie zaprezentował w fabule, posiłkował się sprawdzonym schematem budowania scenariusza zdarzeń, jednak ciekawie podgrzewał emocje i atmosferę, gładko prowadził do przypuszczalnego zakończenia. „Nad stawem miłosierdzia” okazał się krwawym, wręcz obrzydliwym obrazem bestialstwa człowieka, bezsilnością ofiar i religijną niemocą. Przywołał refleksję na temat potęgi wymierzania sprawiedliwości. Szalenie ciekawym utworem była „Równowaga narodowa”, chociaż w szkielecie opierała się na wcześniej wykorzystywanych pomysłach, to jednak interesująco je przedstawiała. Wkraczała w sferę science fiction i współczesnych migracyjnych wyzwań. Również „Colman Musztarda” sięgnął po wątek zbrodni i kary, połączenia szkarłatu z nową technologią. 

„Portret Kasi” początkowo snuł opowieść nasyconą wrażliwością i delikatnością, a w miarę rozwoju fabuły przybierał ostre barwy zemsty. Pojawiały się senne obrazy łączące miłość i portret, a w tle poczucie straty i złego wyboru, a potem nastąpił raptowny zwrot akcji. „Najwspanialszy dar” budził wstręt, skrajne odczucia odzwierciedlające ekstremalne zachowanie postaci, niezrozumiałe, a jednak do wytłumaczenia, tylko za jak wielką cenę dla bohaterki. „Epifania”, jak wskazywał tytuł, powiązana była z nagłym objawieniem, wnikaniem w najbardziej skryte pragnienia, których siła odrzutu sprawiała, że dochodziło do załamania postrzegania rzeczywistości. „Czerwony rzeźnik z Wrocławia” nie wyszedł poza ramy oklepanego pomysłu na fabułę, w moim odczuciu, najmniej udane opowiadanie w zbiorze. „Serołak” także odwołał się do sprawdzonych wzorców, lecz zapewnił ciekawy ich przebieg i mocną finałową odsłonę. Poruszył motyw zniszczonego przez los dziecka i kontrast z pożądanym wzorcem rodziny, oraz supremacji krzywdy i szykan ze strony uczniów i nauczycieli. Wiadomo było, że z takiej mieszanki musiało w końcu wybuchnąć coś upiornego. 

Zapraszam po wrażenia ze spotkania z serią o detektyw Katie Maguire ("Uznani za zmarłych", "Siostry krwi", "Pogrzebani", "Martwi za życia", "Martwe tańczące dziewczynki", "Świst umarłych", "Żebrząc o śmierć", "Do ostatniej kropli krwi", "Czerwone światło hańby"), cyklem przygód jasnowidza Harriego Erskine ("Manitou", "Zemsta Manitou", "Duch zagłady", "Krew Manitou", "Armagedon", "Infekcja"), zakręconymi thrillerami kryminalnymi w ramach serii "Wirus" ("Wirus", "Dzieci zapomniane przez Boga", "Ludzie cienia", "Wybryk natury"),ciekawie drażniącymi wyobraźnię horrorem "Dżinn", postapokaliptyczną sensacją "Susza", metafizyczną historią osobliwych zdarzeń "Dom stu szeptów", potężną falą energii paranormalnej w "Zjawie", ekscytującymi dreszczowcami "Ikon", "Szpital Filomeny", "Szkarłatna wdowa", "Sabat czarownic", "Potomek", krótkimi formami literackimi na "Festiwal strachu", opowiadaniami Mastertona z "Upiornych świąt".

4.5/6 - warto przeczytać
horror, antologia, 300 stron, premiera 16.07.2024, tłumaczenie Piotr Kuś, Daria Szulęcka
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.