niedziela, 15 stycznia 2023

ZAPOMNIANY OGRÓD

KATE MORTON

„Jak dużo w życiu zależy od właściwego czasu.”

Czasami lubię wejść w powieści, w których baśniowa otoczka nadaje szczególnego kolorytu i przenosi w inną rzeczywistość, wypełnioną tajemniczymi i zagadkowymi szeptami. Kate Morton miękko i przyjemnie snuje rodzinną historię, naprzemiennie wplata w scenariusz zdarzeń słodkie i gorzkie nuty, mniej lub bardziej ukryte sekrety, osadza blisko serca czytelnika i przywołuje różnorodne emocje. Łatwo wpasować się w klimat książki. Lubię, kiedy narracja przebiega w kilku strefach czasowych, a tu sięga pierwszej połowy dwudziestego wieku, robi przystanki na latach siedemdziesiątych i porusza się po współczesności sprzed piętnastu lat. 

A jednak nie potrafię całkowicie wbić się rozgrywaną intrygę ze względu na fałszywe, oczywiście w moim odczuciu, założenia jej źródła. Sama idea utraty tożsamości po otrzymaniu informacji o byciu adoptowanym wydaje się mocno naciągana. Rozumiem potrzebę dowiedzenia się, jak mogłoby się potoczyć życie, gdyby biegło pierwotną ścieżką, ale nie można mówić o utracie siebie, tylko dlatego, że wychowująca kochająca adopcyjna rodzina wyjawia prawdę o biologicznych korzeniach. Czy faktycznie można być tylko wówczas sobą, gdy dotrze się do papierkowych świadectw dalekiej przeszłości, a co z siedemnastoma latami życia? Idą na zatracenie, skreślenie, zaprzeczenie? Niezbyt dojrzałe podejście kluczowej postaci, rozumiem pragnienie znalezienia odpowiedzi na kłębiące się pytania, okres wyciszenia potrzebny na uporządkowanie myśli po otrzymaniu zaskakujących wiadomości, ale aby smutek i przygnębienie rzutowały na całe życie i w pewnym stopniu wyrzeczenie się bliskich? Nie zdradzam fabuły, wspomniane elementy pojawiają się już na pierwszych stronach, ale zachęcam do zastanowienia się nad podanymi zagadnieniami zanim sięgniecie po „Zapomniany ogród”. Z czasem pewne aspekty ulegają wygładzeniu, już tak mocno nie ranią fałszywymi nutami, ale wciąż jest dość powierzchownie. Nie można za to mówić o banalności i nudzie. Kate Morton atrakcyjnie i wciągająco przedstawia równoległe biegi losów, uświadamia, co tak naprawdę jest kluczem do poznania siebie i innych, co otwiera bramy przeznaczenia i szczęścia, kto gości w naszym sercu i pragnieniach. Powieść do jesiennego i zimowego czytania, ku pokrzepieniu, odsunięciu zmartwień. Nie jest to trudna intelektualna podróż, ale urocza emocjonalna wędrówka.

4/6 – warto przeczytać
literatura obyczajowa, 540 stron, premiera15.06.2022 (2008), tłumaczenie Anna Dobrzańska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

6 komentarzy:

  1. Zawsze chciałam poznać książkę Kate Morton (jakąkolwiek w sumie, choć wiadomo - najlepiej najlepszą, tak żeby poznać jej pióro w ogóle), ale zastanowię się czy to będzie ta pozycja. Twoje przemyślenia na temat tego co oznacza informacja o byciu adoptowanym są bardzo podobne do moich. Zresztą, mam to dosyć mocno w głowie, bo i mnie zdarzyła się tego typu sytuacja, nie z adopcją, ale z późnym poznaniem części rodziny. Doskonale rozumiem potrzebę odkrywania swoich korzeni, ale utrata tożsamości? To trochę za duże słowa. Z drugiej strony, u siedemnastolatków duże słowa chyba są ich sposobem na radzenie sobie z pewnymi emocjami... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat miałam też okazję poznać tę lekturę i bardzo miło ją wspominam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa lektura. Będę ją miała na uwadze przy następnych zakupach w księgarni internetowej, w której zawsze lubię kilka od razu książek kupować przy jednym zamówieniu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kate Morton jest w moich planach, jestem ciekawa jej pióra. Czuję, że ta historia mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety nie zainteresowała mnie ta powieść, więc raczej przejdę obok niej obojętnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna okładka, napewno zwraca na siebie uwagę na wystawie w księgarni

    OdpowiedzUsuń