środa, 3 grudnia 2025

LEKCJE CHEMII biblioteka

BONNIE GARMUS

"Często najlepszy sposób, żeby poradzić sobie z czymś złym, to odwrócić to coś o sto osiemdziesiąt stopni, wykorzystać jako siłę, nie zgodzić się, żeby to coś złego cię definiowało.”

Po ostatnich niezbyt podchodzących mi książkach, omawianych w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki, wreszcie propozycja, która sprawiła wiele frajdy i radości, nie zapomniała poruszać ważnych zagadnień i skłonić do luźnych refleksji. „Lekcje chemii” ujęły nietuzinkowością, pozornie lekkim podejściem do fabuły, znakomitym wbiciem się w klimat komedii z wkładem dramatyzmu. Wywołały bardzo dobre wrażenie, co więcej, długo gościć będą w pamięci. 

Bonnie Garmus znakomicie poradziła sobie z powiązaniem ścisłego umysłu z romantyczną odsłoną duszy głównej bohaterki. Zaproponowała czytelnikowi wyjątkową podróż w świat chemii zaklęty we wzorach życia. Akcja toczyła się w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku, w południowej Kalifornii, w naukowym środowisku i w zaciszu domowych gospodarstw. Błyszczała również w telewizyjnym paśmie programu rozrywkowo-kulinarnego, przynajmniej takie były założenia wobec niego, ale jak dokładnie, sami musicie chwycić za książkę i przekonać się. Nie zawiodłam się, dynamicznie przewracałam strony, dostosowałam rytm do rytmu powieści.

Kluczową postacią była Elizabeth Zott, marząca o naukowej pracy, chemiczka koncentrująca się na badaniach i alienująca się społecznie. Jako wyjątkowo zdolna osoba wywoływała zazdrość wśród mniej bystrych i inteligentnych. Połowa dwudziestego wieku nie sprzyjała kobietom w realizacji pragnień, spełniania marzeń, a już z pewnością nie karierze na uczelni lub w instytucie. Męska dominacja wykluczała równouprawnienie i utrwalała dyskryminację płciową. Standardami męskich naukowców były paskudne kumoterstwo i kolesiostwo. Jednakże i kobiety potrafiły zachowywać się wrednie i złośliwie wobec innych kobiet, czując, że są dla nich zagrożeniem. 

Czy nieprzyjazne, krzywdzące i nietolerancyjne ze względu na płeć postawy nie są wciąż obecne w naszym społeczeństwie? Czy udało się je przez kilka dziesięcioleci wyeliminować, a może jedynie nadkruszyć i zmniejszyć intensywność? Czy nie mamy wrażenia, że mniejsze zarobki dla żeńskiej części społeczeństwa, podważanie kompetencji z tytułu urody, narzucanie roli opiekunki domowego ogniska, stygmatyzowanie samotnych niezamężnych matek, odbieranie własnej tożsamości żony poprzez zależność od męża, psychiczne i fizyczne molestowanie w pracy, niestety nadal są obecne, tylko zeszły z oficjalnej sceny i ukryły się zza kulisami poprawności?

Autorka podkręcała fabułę wyważonymi zdarzeniami i zgrabną konstrukcją portretów bohaterów, pierwszoplanowych i drugoplanowych. Każdy otrzymał konkretną funkcję i ciekawą interpretację. Ojciec samotnie wychowujący córkę, pomocna sąsiadka, plotkarska sekretarka, ginekolog zakochamy w wioślarstwie, ksiądz z cieniem padającym na moralność, listowy przyjaciel, wierny pies, i oczywiście, druga połówka uczuciowa Elizabeth, uznany naukowiec introwertyk. Kulturowe uproszczenia, sztuczne granice, krzywdzące stereotypy, seksistowskie uproszczenia, efektownie zderzały się z brawurą, determinacją i wiedzą. Sukcesy i porażki następowały po obu stronach barykady, każda odnotowała uszczerbek na pewności siebie, ambicji i godności, ale tylko jedna trwała w moralnym autorytecie, szacunku do siebie samej i prawdziwym poczuciu wartości. 

„Lekcje chemii” okazał się udanym debiutem, dostarczył rozrywki na wysokim poziomie, dobry humor wpleciony w treść, materiał do refleksji. Jak wiele może znaczyć zmiana i jak wbrew pozorom łatwo nadać impuls do jej rozpoczęcia, skoncentrować się na procesie a nie wymogu natychmiastowego zaistnienia? Tylko zmiana realizowana w dłuższym czasie będzie cechować się trwałością. Narracja przyjemna i zachęcająca, dbająca o równowagę emocjonalną i dawkę szczegółów. Książkę odebrałam w kategoriach utworu z cechami bajki dla dorosłych, to nie zarzut, ale uznanie dla Bonnie Garmus za pomysł na formę przedstawienia mnóstwa cennych przekazów, inspirujących spostrzeżeń i uświadamiających wskazówek. Czy zawsze musimy przystosować się do otoczenia, a może to właśnie ono powinno uwzględnić potrzebę zmian? Czy tak naprawdę można pogodzić macierzyństwo z karierą zawodową? Na ile silna jest nasza wola i determinacja, aby samemu projektować własne życie, teraźniejszość i przyszłość?

(zdjęcie: Biblioteka przy Zielonej)

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura współczesna, 458 stron, premiera 07.09.2022 (2022)
tłumaczenie Marek Cieślik
Książka wypożyczona z biblioteki w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki.

wtorek, 2 grudnia 2025

NIE PRZYZNAM SIĘ NIE JA ZABIŁAM

BEATA PASIK I ZBRODNIA W BUTIKU ULTIMO

GRZEGORZ GŁUSZAK

„Choć nie ma stuprocentowych danych, to niektóre badania wskazują, że w polskich więzieniach nie swoje wyroki odsiaduje od jednego do trzech procent osadzonych… od ośmiuset do dwóch tysięcy czterystu osób.”

Mieszane odczucia wobec książki, jak również wobec sprawy kryminalnej. Grzegorz Głuszak dołożył wszelkich starań, aby przedstawić zbrodnię, śledztwo, rozprawy i wyroki. Dał wgląd w różnorodne dokumenty, aby czytelnik szczegółowo zapoznał się i dokonał własnych interpretacji. Prowadził linię przewodnią narracji, ale też, co bardzo cenne, oddał głos kobiecie oskarżonej o morderstwo sprzed ćwierć wieku. 

Z zainteresowaniem wsłuchiwałam się w materiał i próbowałam wyrobić własną opinię. Przywoływałam z pamięci klimat towarzyszący nagłośnieniu w mediach wydarzeń z grudnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku, w warszawskim butiku Ultimo. Gorący temat długo nie schodził z nagłówków, ale nie było czemu dziwić się, centrum miasta, zbrodnia i młoda kobieta w charakterze oprawcy, oraz szaleństwo opanowujące opinię publiczną. 

Autor skrupulatnie podszedł do docierania do informacji, przekopywał archiwa, starał się jak najbardziej poznać Beatę Pasik, posiłkował się nie tylko pisemnymi świadectwami, ale również rozmowami ze specjalistami z wybranych dziedzin. Widać było, że sprawa wywołała i u niego silne przeżycia, pragnienie doprowadzenia do uzyskania wolności przez kobietę, oczyszczenia z zarzutów i wskazanie tożsamości mordercy. Nie przekonywał sposób prowadzenia narracji, irytowało zbyt dużo powtórzeń. Na plus fabularyzacja rekonstrukcji scen i przeżyć więźniarki. 

Przeszkadzało mocne emocjonalne zaangażowanie autora w opisywaniu sprawy. Wolałam większą bezstronność, gdyż sama potrafiłam analizować informacje, poddawać interpretacji i wyciągać wnioski. Uważałam, że serdeczność i życzliwość wobec Pasik nie powinna znaleźć się na łamach książki, miałam wrażenie, że to pójścia o krok za daleko od obiektywności. Jednak rozumiem, czym kierował się Grzegorz Głuszak jako człowiek podlegający sprzeciwowi wobec niesprawiedliwości, jako autor przywołujący silne emocje wciągające odbiorcę historii, chociaż niekoniecznie jako dziennikarz bezpośrednio sugerujący niewinność Beaty Pasik. 

Pomimo kilku zarzutów, warto było sięgnąć po „Nie przyznam się nie ja zabiłam”. Książka traktowała o zbrodni w butiku Ultimo, jednocześnie obrazowała funkcjonowanie polskiego wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania. Spotykamy się z brakiem kompetencji i umiejętności, uniezależnieniem od polityki i biznesu, ale nie możemy generalizować, ponieważ wielu przedstawicieli tych środowisk imponuje wiedzą, etyką, intuicją i etosem zawodowym. 

4/6 – warto przeczytać
reportaż, 529 stron, premiera 23.09.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 1 grudnia 2025

ROMANS MUMII

MIŁOŚĆ Z CZASÓW TUTENCHAMONA

TEOFIL GAUTIER

„Jedni szukają złota, drudzy prawdy, dwóch najcenniejszych rzeczy na świecie.”

Fascynacja starożytnym Egiptem, cudami jego ziemi, odkryciami badawczymi i naukowymi z połowy dziewiętnastego wieku, w tym odszyfrowaniem pisma hieroglifowego, eksploracją zjawiskowych dzieł sztuki, podziwem dla projektów architektonicznych, wyjątkowym bogactwem wnętrz grobowców, zrozumieniem idei religii i pochówków, przełożyły się nie tylko na prace naukowe, ale również weszły do powszechnej szeroko rozumianej kultury. Teofil Gautier, zapewne pod silnym urokiem egipskich cudów, w nurcie romantyzmu, stworzył nowelę łączącą elementy romansu z przepiękną oprawą egipską sprzed trzech i pół tysiąca lat. Miałam wrażenie, że wątek gorącego uczucia był jedynie wabikiem dla czytelniczek spragnionych delikatnej sensacji sercowych. Książka powstała w tysiąc osiemset pięćdziesiątym roku i skłaniała się ku ówczesnym oczekiwaniom odbiorców. 

Zasadniczym rdzeniem był starożytny Egipt, autor w niezwykle sugestywny, barwny i plastyczny sposób przybliżał jego odsłonę z różnorodnych stron. Czułam, że weszłam w tamten świat, żyłam w nim, doświadczałam owianej nicią tajemnicy historii, postrzegałam przeszłość oczami faraona Tutenchamona, jego dworu i zwykłych ludzi. Ogrom szczegółów i detali połączonych w zgrabnej i przekonującej narracji, a brałam pod uwagę, że „Roman mumii” powstał sto sześćdziesiąt siedem lat temu, było również wkroczeniem w inną epokę postrzegania świata i prezentowania literatury. To również książka w książce, pierwszy człon to współczesność, oczywiście, z perspektywy francuskiego pisarza, w której grecki spekulant Argyropulos za finansową gratyfikację odstąpił wejście do odkrytego przez siebie grobowca lordowi Evandale i doktorowi Rumphiusowi. 

Wielką ekscytację u Anglika i Niemca wzbudziła świadomość, że penetrowali coś, co wcześniej nie zostało dotknięte przez profanatorów. Patrząc na sposób obchodzenia się z korytarzami, zawartością grobowca, sarkofagiem i mumią, zakłócania snu i spokoju planowanego po wieki, uwzględniając dzisiejsze podejście do dbałości i eksploracji sztuki, nazwałam ich szkodnikami i dewastatorami. Drugi człon powieści, zajmujący znaczną objętość, to przejście w świat fantastyki, wyobraźni Teofila Gautiera na temat stylu egipskiej epoki klasycznej, odwrócenie klepsydry wieczności, wyimaginowane wskrzeszenie Tahoser, córki wielkiego kapłana Petamunofa, opowieść o jej miłości i miłości do niej. Czyż nie jest prawdą, że Egipt może tworzyć jedynie rzeczy wieczne? Niedawno czytałam "Mity i legendy starożytnego Egiptu" Rogera Lancelyna Greena, sądzę, że książka mogłaby być ciekawym rozszerzeniem "Romansu mumii".

3.5/6 – w wolnym czasie, portal do starożytnego Egiptu
fantastyka, romans, klasyka, 176 stron, premiera 19.03.2025 (1858)
tłumaczenie Bronisława Neufeldówna
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

niedziela, 30 listopada 2025

CIĘŻAR NATURY

JAK ZMIANY KLIMATU WPŁYWAJĄ NA UMYSŁ, MÓZG I CIAŁO

CLAYTON PAGE ALDERN

"Nosisz Matkę Ziemię w sobie. Ona nie jest na zewnątrz ciebie.”
Thich Nhat Hanh


Wreszcie trafiam na książkę, która nie koncentruje się na opisywaniu zmian klimatycznych, ale przybliża ślady, jakie środowisko zostawia na ludzkim samopoczuciu i zachowaniach, dowodzi bezpośrednich ingerencji. Degradując planetę, dyrygując nią, sprawiając nad nią kontrolę, nieodwracalnie przeobrażamy świat, w tym gatunek ludzki. Na co dzień widzimy i odczuwamy gwałtowne zmiany środowiska, wyraźne skutki zmian klimatu, lecz nie dostrzegamy subtelnego nacisku na nas sił przyrody, nie zastanawiamy się, jak wpływają na organizmy, a wiele w tej sferze dzieje się, i to nieodwracalnie. Zmiana klimatu nie tylko już nadeszła – ona jest w nas samych. Nasze mózgi tworzą wewnętrzną reprezentację świata, przewidują funkcjonowanie i stopniowo dostosowują się do nowego. Ciała podlegają drobnym transformacjom. Umysły radzą sobie z psychologicznymi wyzwaniami. Żałoba klimatyczna, lęk ekologiczny, lęk klimatyczny, melancholia środowiskowa, zespół stresu przedurazowego, jakkolwiek zdefiniować, to psychologia klimatu ma czym zajmować się. 

Clayton Page Aldern uzmysławia, że ciężar natury jest kotwicą i łączy nas z Ziemią. Oferuje naukowe spojrzenie na wpływ zmian klimatu na ludzi. Przeobrażenia procesów klimatotwórczych wracają pośrednio i bezpośrednio do gatunku ludzkiego, podlega on przeobrażeniu od środka. Autor pokazuje powiązania między światem zewnętrznym a wewnętrznym, jak zbaczamy z kursu ludzkiego życia. Utrata krajobrazu ściąga nas w kierunku depresji. Wiele dzieje się z pamięcią, poznaniem i zachowaniem, w tym agresją i podejmowaniem decyzji w czasie rzeczywistym. Toksyny środowiskowe wpływają na zdrowie neurologiczne, infekcje, traumy, ekstremalne urazy psychiczne. Czy uświadamiamy sobie przenikanie zmian klimatu do narządów zmysłu, sposobów komunikowania bólu, kształtowania języka, w tym percepcji i szkodzenia sobie nawzajem? Jak silna jest zdolność globalnego klimatu do pogłębiania ubóstwa, napięć społecznych, nieudolnego przywództwa i słabości instytucji politycznych? Dotąd nie miało znaczenia, jak czuje się Ziemia, jedynie my mieliśmy uczucia, ale już dosięgła nas presja czasu na przedefiniowanie pojęcia zmian klimatu i wdrożenie prawdziwych środków zaradczych.

Publikacja napisana w klarownym i przyjaznym stylu narracji. Naukowe pojęcia nie sprawiają trudności w przyswajaniu. Materiał wzbogacają cytaty, fragmenty książek, historie, uwagi, skojarzenia, przykłady z życia i przyrody. Nie brakuje szczegółowych przypisów i przydatnego indeksu. „Ciężar natury” wymaga skupienia od strony troski o środowisko i gatunek ludzki, odsłania zaskakujące fakty na temat planety i klimatu, potwierdza proces dokonujących się zmian i transformacji. Skłania do refleksji, nie tylko o ekologicznym podłożu, ale również przyszłości Ziemi i jej mieszkańców. Zerknij na inne książki z pasjonującej serii bo.wiem, z kategorii #nauka, prezentowane na Bookendorfinie ("Dzikie pomysły natury", "Siła precyzji", "Niezwykłe zmysły", "Atlas sztucznej inteligencji", "Motyle", "Szczepienia", "Superwulkany", "Wielka księga Marsa", "Teorie spiskowe", "Ryby mają głos", "Najlepiej spożyć przed", "Prawdziwe fałszerstwa", "Supernawigatorzy", "Ukryty geniusz", "Szarlatani", "Homo hapticus", "Pierwsze znaki", "Magia bioinżynierii", "Niedostosowani", "Geniusz ptaków", "GPS mózgu").

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, klimatologia, biologia, 318 stron, premiera 12.11.2025 (2024)
tłumaczenie Magdalena Rabsztyn-Anioł
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

sobota, 29 listopada 2025

CZARCIE WZGÓRZE

EUGÈNE SUE

"Tak, ma przyjaciół, których niebezpiecznie jest spotkać wieczorem na wybrzeżu, nocą w lesie albo w górach po zachodzie słońca.”

Krótka powieść, zaledwie 130 stron, zatem mało przestrzeni na rozwinięcie wątków i przygotowanie gruntu pod szerszą przygodę, za to wystarczająco, aby nadać jej awanturniczy klimat. Akcja dynamicznie rozwija się, a każdy rozdział przynosi zaskakujący obrót spraw. Kondensacja zmiany nastawienia wobec postaci i zdarzeń, naprzemiennego odwracania ról dobra i zła, mnożenia fałszywych bytów, cechuje sprawny warsztat pisania. Książka sprzed stu osiemdziesięciu trzech lat, traci na oryginalności z perspektywy współczesnego czytelnika, w końcu to niemal dwa wieki, różne epoki, jednak niezaprzeczalnie stanowi coś wielce intrygującego w swoich czasach. Ciekawie rozpisana przygoda, mnożące się tajemnice, egzotyczny klimat, morskie podróże, wyspa ze ściśle strzeżonym zamkiem i osobliwi mieszkańcy. To zaledwie elementy tła fabuły, podobnie jak ostrzeżenia, niebezpieczeństwa, dzikie wycie i przygnębiające milczenie, albo wysokie pionowe grafitowe skały, przerażająca przepaść i podziemny loch, miejsca akcji podatne na podkręcenie wyobraźni odbiorcy opowieści.

Eugène Sue zręcznie manipuluje napięciem i niepewnością, śmiało podgrzewa atmosferę lęku, udanie używa narzędzi portretowania postaci. Główny bohater, Croustillac, wywodzący się z ubogiej rodziny szlacheckiej, wesoły awanturnik, beztroski poszukiwacz przygód, balansujący na granicy prawa, wpada w sidła pułapki, którą sam na siebie zastawia poprzez śmiałą i ryzykowną obietnicę. Misjonarz Griffon z głęboką wiarą pomocy ubogim, kiedy tylko się pojawia, sprawia, że rzeczy przybierają zadziwiający obrót. Sinobroda, młoda trzykrotna wdowa, nadzwyczaj bogata, wyjątkowo strzeżona przez korsarza, łowcę dusz i ludożercę, owiana przerażającymi legendami w oczach mieszkańców wyspy. Ścieżki losów wykreowanych osób przecinają się wielokrotnie i zaskakująco. Autor stawia nie tylko na przygodę, rozpoczynającą się pod koniec tysiąc sześćset dziewięćdziesiątego roku, licznych bohaterów z sekretami i zleceniami, ale również na obraz kolonialnego świata, jasną i mroczną mentalność ludzką, niezmienną pomimo różnorodnych okoliczności i upływu wieków. Wszystko rozwija na tyle, na ile pozwala mu objętość książki, żałuję, że nie więcej i głębiej. Odbieram „Czarcie wzgórze” jako szkic potencjalnie obszernej wciągającej opowieści, jak w przypadku „Tajemnic Paryża” (prezentowałam na Bookendorfinie), jednakże spójny i atrakcyjny, w sam raz na wieczór w aurze tajemniczej awanturniczej przygody. 

3.5/6 – w wolnym czasie
powieść awanturnicza, klasyka, 128 stron, premiera 18.06.2025 (1842), tłumaczenie anonimowe
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

piątek, 28 listopada 2025

NA SKRAJU WIELKIEGO LASU

LEO VARDIASHVILI

„My (Gruzini) nie mamy wina we krwi. Ono jest naszą krwią.”

Szybko chwyciłam za książkę pod wpływem impulsu, intuicyjnego przyciągania i większego niż zazwyczaj zainteresowania treścią. Wiele dzięki tej decyzji zyskałam. Niesamowicie spodobała mi się przygoda czytelnicza, natrafiłam na coś oryginalnego, zdecydowanie wartego poznania, na materiał do głębszego przeżywania. Krwawa i cierpiąca Gruzja nie powinna mieć w sobie aż tyle magnetyzmu, a jednak, Leo Vardiashvili ukazał ją w formie przemawiającej do serca. Kraj na pograniczu Europy i Azji, z dramatyczną wielowiekową historią, wyniszczony siedemdziesięcioletnią sowiecką okupacją, wojną domową (1991-1993), która zburzyła stary porządek, uwikłała w krwawy zbrojny konflikt etniczny z Abchazją i Osetią Południową, zabrała tysiące ofiar, zmusiła do przesiedleń, drastycznie obniżyła standard życia. Brakowało jedzenia, wody, gazu, prądu. Jeszcze tydzień wcześniej żyli normalnie – i nagle stali w kolejkach po chleb i nosili wodę ze studni.

Wraz z kluczową postacią przemieszczałam się po opuszczonych poradzieckich blokowiskach, ulicach naznaczonych strachem i biedą, najstarszej dzielnicy i najstarszym cmentarzu w Tbilisi, a dla kontrastu także po zamożnej części i świadectwach nowoczesności jako punktach na mapie. Zastałam obraz miasta sparaliżowanego przez gwałtowną powódź z czerwca dwa tysiące piętnastego roku, z zalanym ogrodem zoologicznym i licznymi poruszającymi się po stolicy zwierzętami. Podobnie jak główny bohater powieści, poddałam się kilku odmianom okupacji, zwierzęta rozszalałej wodzie, zaś człowiek mrocznej przeszłości, stracie i przymusie poszukiwań. Sugestywnie odbierałam gruzińską mentalność, gościnność, radzenie sobie z przeciwnościami, oszczędzanie innym bolesnej prawdy, postawienie na wszystko albo nic, balansowanie na granicy katastrofy, strategię ucieczki w kaukaskie góry podczas zagrożenia ze strony najeźdźców.

Saba jako ośmioletni chłopiec, wraz z starszym o dwa lata bratem, i ojcem opuścili niebezpieczną Gruzję, po tułaczce osiedlili się w Londynie i zaczęli wieść zwyczajne życie. Jedyne, czego im emocjonalnie brakowało, to obecności pozostawionej ze względów ekonomicznych w ojczyźnie matki. Autor zadawał ciekawe pytania, czy człowiek bez przeszłości, bez znajomości historii, bez osadzonych głęboko korzeni, ma szansę zdobyć wewnętrzny spokój i odczuć moc poczucia przynależności? Czy, jak to mówi Nodar, jedna z ważniejszych postaci, wystarczy wetknąć sobie piórka w dupę, żeby stać się kogutem? Dlaczego powiadają, że do domu nie da się wrócić? Czy to, co się kiedyś tak bardzo kochało, może stać się źródłem największego zwątpienia i lęku?

Po osiemnastu latach Saba podążał szlakiem bliskich, milknących wiadomości, przerażających snów, Tbilisi usianego wspomnieniami i głosami zmarłych osób. Było w tym wiele symboliki i metafory. Aura powracających dialogów z bliskim, którzy odeszli, na wskroś przenikała myśli i wyobraźnię młodego mężczyzny, poddawała kierunek działań, odkrywała tajemnice, pomagała, ale i wciągała w pułapki. Miejsca odwiedzane po dwóch dekadach, świadectwa brutalnej historii, również rodzinnego życia, przemawiały w szczególny sposób, utwierdzały w zakorzenionych odczuciach, negowały zafałszowania wspomnień. Utrata czegoś cennego boli. Ale jeszcze bardziej boli, gdy odzyskany skarb jest popsuty. Wszystkiemu przyglądał się posąg Matki Gruzji.

Vardiashvili utrzymywał szybkie tempo akcji, co nie znaczy, że nie pozostawiał przestrzeni do snucia rozmyślań o różnorodnej tematyce. Życiu, miłości, przyjaźni, poświęceniu, oddaniu, także nienawiści, zdradzie, manipulacji i kłamstwie. Element wyrywkowej kontroli i pościgu policji, ucieczka przed nią, podążanie ścieżką usypaną okruchami świadectw istnienia, literackiej opowieści, wymyślnymi wskazówkami, punktami zaczepienia, autor prowadził w ekscytującym i zajmującym stylu. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że bezpośrednio uczestniczyłam w podróży o kilku znaczeniach, tak dobrze odbierałam emocje, odczucia, wątpliwości i prawdę. Pasował mi styl narracji, na przemian ciepły i chłodny, poważny i z humorem, ironiczny i dosłowny. Żeby odrzeć coś ze znaczenia, czasem trzeba to obśmiać. Szalenie udany debiut literacki.

5/6 – koniecznie przeczytaj
literatura współczesna, 382 strony, premiera 22.10.2025 (2024), tłumaczenie Ewa Borówka
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

czwartek, 27 listopada 2025

CZY NIKA ZNIKA?

ANNA BICHALSKA

"Chyba każdy człowiek jest trochę jak książka.”

Niesamowicie ciepła i przyjazna książka, jedna z tych, co chętnie się przytula do serducha, entuzjastycznie chłonie słowa, intuicyjnie odbiera ważny przekaz. Czytałam ją dzieciom z klubu młodych pasjonatów książek i widziałam jak bardzo do nich przemawiała, jakby znajdywały styczność z własnym doświadczeniem życiowym. Odnajdywały w niej odpowiedź na nurtujące ich, w mniejszym lub większym stopniu, myśli o własnym znikaniu w oczach bliskich, o którym niekoniecznie potrafiły opowiedzieć rodzicom. 

Współczesne czasy charakteryzują się pośpiechem, pogonią za pracą i pieniędzmi, nie sprzyjają spokojnej celebracji codzienności i społecznych kontaktów. Bliskość przybliża się do powierzchowności, towarzyszenie zmienia się w nieobecność, poświęcanie uwagi najbliższym staje się dobrem luksusowym, a niezastopowane zapominanie wkracza w szkodliwy nawyk. Ale czy naprawdę tak ma być, czy nic z tym nie można zrobić, dokąd zaprowadza to rodziny? Dlaczego akceptujemy stopniowe zanikanie szczerych gestów, spojrzeń i słów, intensyfikującą się izolację, pozbawianie uczuć i wspomnień. Nie warto do tego dopuszczać, trzeba działać póki jeszcze nie jest za późno. Jak? Kierując się sercem, otwartością, prawdą i wyczuciem, spędzać czas z dziećmi na różne sposoby. Niekiedy trzeba coś wymyślić i stworzyć, aby powiadomić otoczenie o własnym znikaniu w jego oczach i nieobecności?

Anna Bichalska przedstawiła historię sześcioletniej Niki, dziewczynki wrażliwej na otaczający świat, chętnie przebywającej wśród przyrody, radośnie poddającej się przygodom. Wiele działo się w jej życiu, przeprowadzka z szarego wieżowca do domu z ogrodem i huśtawką, odkrywanie bajkowego przejścia do sąsiedniego starego domu z pięknym ogrodem i niezwykłą właścicielką. Poznawanie budynku z mnóstwem kryjówek i tajemniczych zakamarków, magicznego zapachu książek i przedmiotów z przeszłości. Kiedy rodzice za sprawą zaangażowania w życie zawodowe przestali bawić się z Niką, a nawet zwracać uwagę na to, co do nich mówiła, dziewczynka czuła, że najwyższy czas dać im o tym znać, przypomnieć, co jest największym skarbem ich życia. 

Jak sobie poradziła z zadaniem, jakim sposobem, w jakim stylu? Tego dowiecie się ze stron „Czy Nika znika?”. Historię szybko czytaliśmy, spodobała się nam przyjemna narracja, wpatrywaliśmy się w barwne ilustracje znakomicie dopełniające treść. Autorka podsuwała młodym odbiorcom pomysł na pisanie tradycyjnego listu, nie musiał być tekstem, mógł być stworzony z obrazków. Najważniejsze, aby wyrażał emocje i oczekiwania, zapewniał adresata o potrzebie bliskości i miłości, skłonił do zmiany zachowania i uznania potęgi wspólnie spędzonych chwil. Właśnie taką lekcję radzenia sobie z życiowymi doświadczeniami i odczuciami dostałam ponad pół wieku temu od mojej mamy. Zapewniam, że działała dawniej i wciąż rewelacyjnie się sprawdza.

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura dziecięca, wiek 5+, 80 stron, premiera 03.03.2025
tłumaczenie, ilustracje Marta Rydz-Domańska
twarda okładka, format 16,5cm x 23,5cm
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Bis.

wtorek, 25 listopada 2025

JA KONTRA MÓZG

PORADNIK DLA TYCH, CO MYŚLĄ ZA DUŻO

HAYLEY MORRIS

"Każdy z nas musi się nauczyć dbać o swoje małe, szare, gadatliwe komórki mózgowe. Mózg jest jak dzikie zwierzątko, którym warto się zaopiekować.”

No cóż, zupełnie nie tego spodziewałam się po książce. Nie potrafiłam się z nią zgrać, nie wciągnęłam się w tematykę, inaczej, może nie tyle w tematykę, co wybrane zagadnienia do omówienia. Nie nawiązałam więzi z autorką, choć tak wiele przekazuje o swoim życiu, także bardzo intymnym i sekretnym, bo obejmującym ukryte myśli. Nie czułam, aby publikacja czegoś mnie uczyła, na coś szczególnego zwracała uwagę, czy podsuwała materiał do refleksji. Być może to kwestia odległości pokoleniowej między mną a autorką, innego spojrzenia na otaczający świat, ludzi i siebie samego. A może niedopasowanie wynikało z innego poczucia humoru, ale nie twierdzę, że był zły lub nieodpowiedni, po prostu nie trafiał do mnie. Albo zwyczajnie w świecie, obszar, w którym poruszała się komiczka tiktoka wydał mi się zawężony i wypaczony, przekoloryzowany i spłaszczony. Liczyłam na więcej treści mniej zabawy. Nie sądzę, aby przyczyną zawodu była śmiałość w podejmowaniu pozornie wstydliwych zagadnień, nie mam z tym najmniejszych problemów. Przyczyn bardziej upatrywałabym w tym, że nie byłam docelowym odbiorcą „Ja kontra mózg”, gdyż co prawda, czasem doświadczam przywoływane myśli, jednak nie przybierają kształtu natrętnych, dokuczliwych i przerażających. 

Ale uwaga! Nie uważam, że książka była nudna i bezwartościowa, wręcz przeciwnie, jednak pod warunkiem, że trafiła na potrzeby młodej osoby, mierzącej się z różnego rodzaju l’appel du vide i pragnącej nauczyć się pokojowej koegzystencji ze swoim mózgiem. Otrzymała wówczas ciekawe wyjaśnienia, praktyczne wskazówki i mogące przynieść pożądany efekt rady. Narracja opierała się na opisie osobistych zdarzeń i odczuć Hayley Morris, przekroju wspomnień od dzieciństwa do dorosłości. Uwzględniała spory rozstrzał poruszanych aspektów potwierdzających, że mózg potrafi nieustannie poddawać właściciela krytyce, wystawiać na próby cierpliwości, ściągać w kierunku negatywnych emocji, dużego ryzyka, a nawet śmierci. Jego skłonność do psot, ciągłe zadawanie pytań, przewrotność i gadatliwość potrafi irytować, stresować i przerażać. Może wpływać na niskie poczucie wartości, wpędzać w poczucie winy, wzbudzać wstyd w wielu sferach życia. Jeśli to co powyżej nie jest w nadmiarze, to wszystko przebiega normalnie i naturalnie, co więcej, jest potrzebne i uzasadnione, ponieważ wynika z prób mózgu ostrzeżenia właściciela przed czymś groźnym, stanowi ochronę i przygotowanie na czarne scenariusze. Mózg działa i w pozytywnym wydźwięku, komplementuje, podsuwa pomysły i miłe wspomnienia. Emocjonalnie odniosłam się do rozdziału „Tata kontra mózg”, bardzo styczny z przeżyciami moimi i autorki.

2.5/6 – czytasz i zapominasz
poradnik, psychologia, obsesje, 290 stron, premiera 09.04.2025 (2023)
tłumaczenie Maria Jaszcurowska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

poniedziałek, 24 listopada 2025

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!

JAK DBAĆ O WŁASNE SZCZĘŚCIE

EWA WOYDYŁŁO

"Kiedy rodzi się nawyk, mózg przestaje w pełni uczestniczyć w podejmowaniu decyzji.” Charles Duhigg

Ostatnie lata, zwłaszcza dwa, życie wypełniał mi smutek, ból i rozpacz, ale także poczucie straty, siebie samej i szczęścia. Paliatywna opieka nad tatą, obecność przy śmierci, opieka nad mamą z Alzheimerem i afazją, okres, kiedy nie byłam przy niej, bo byłam przy drugim rodzicu, rodził ogromne wyrzuty sumienia. I powrót do troszczenia się o mamę. Z jednej strony ulga, że stać mnie na prawdziwe człowieczeństwo, zaskakujące odkrycie, że wiele sobą reprezentuję w sferze emocji, zdolna jestem do ofiarnego działania, kiedy pojawia się ku temu konieczność. 

Z drugiej strony świadomość utraty części życia w zamian za poświęcenie dla kogoś, wypalenie chęci do celebrowania codzienności, brak możliwości realizowania marzeń i zawodowych planów, ze względu na brak spokoju, czasu, snu i sił. Wielki uszczerbek na życiu psychicznym, fizycznym i społecznym, ale gdybym zawróciła czas, postąpiłabym tak samo, bez wahania i wątpliwości. I to właśnie trzymało mnie w poczuciu miłości, oddania, zrozumienia i pomocy dla rodziców. Chociaż towarzyszyła mi świadomość słusznego postępowania, w zgodzie z moją hierarchią moralną, to bardzo, ale to bardzo, brakowało mi, nie wsparcia bliskich i nie wiedzy koniecznej do zajęcia się ciałem i umysłem chorych, bo jedno otrzymałam a drugie zdobyłam, nawet nie zwykłych dni, bo o nie siłą rzeczy ekstremalnie trudno w takich okolicznościach, ale poczucia styku z prawdziwym szczęściem. Szczęściem z perspektywy, no właśnie, dbania o umysł i ciało, wolnej i zdrowej duszy, o czym pisze Ewa Woydyłło w książce „Wszystkiego najlepszego!”.

Teraz, kiedy przepracowałam etapy żałoby po tacie, w jakimś stopniu pogodziłam się z chorobą mamy, skonkretyzowałam plany na obecność w jej życiu i fachową pomoc, nabrałam więcej sił, najwyższy czas pomyśleć o sobie w szerszym zakresie, powrócić do dawnych pasji i ambicji. Kieruję się przyjętą z pełną świadomością wytyczną życia tu i teraz, nie rozkładam na czynniki pierwsze przeszłości i nie buduję strategii przyszłości. Aby w pełni wykorzystać własny potencjał, w tym twórczy i samodoskonalenia, bo je traktuję jako potężne filary esencji życia, podnieść jakość nadszarpniętej trudnymi doświadczeniami kondycji psychicznej, budzić się z wewnętrznym uśmiechem, witać nowy dzień z entuzjazmem należnym nowym możliwościom, entuzjastycznie podchodzić do otoczenia i siebie samej, pracuję nad sobą i czerpię radość z tego procesu. 

Dlatego z zainteresowaniem sięgnęłam po poradnik, licząc na wyjaśnienia i wskazówki. Była to słuszna decyzja, wiele skorzystałam na spotkaniu, nie tylko z książka, ale i z samą sobą, do czego zachęciła. Miałam okazję spojrzeć bliżej na różnorodne zagadnienia składające się na szczęście, a przede wszystkim na to, co je burzy, zakłóca i nie dopuszcza do pierwszego głosu. Nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele w moim życiu pojawiło się elementów świadczących o tym, że nie podchodziłam do równowagi i szczęścia z należytą troską i dbałością. Nie były to błędy wielkiego kalibru, ale z pewnością drzazgi, które uwierały, dokuczały i przypominały o sobie.

Ewa Woydyłło niesamowicie przystępnie przemawia do odbiorcy, nie ocenia i nie osądza. Podaje kluczową myśl, rozwija i wspomaga zrozumienie przykładami z życia wziętymi, adekwatnymi cytatami i fragmentami literatury. Pojawia się również psychozabawa i uniwersalna recepta na szczęście. Autorka gorliwie agituje do szczęścia z humanistycznych pobudek, życzliwie zaprasza do pisanego gabinetu terapeutycznego, przybliża sposoby na świadome kierowanie własnym życiem, programowanie szczęścia i akceptacji samego siebie. Celnie zniechęca do toksycznych, niepożytecznych, psujących samopoczucie i obniżających efektywność praktyk w radzeniu sobie z krzywdami, przykrościami i trudami. Ukazuje jakie zło się w nich kryje i jak je pokonać.

Spojrzałam na oduczanie się złych nawyków jak na możliwość nauczenia się czegoś innego, nie podchodziłam do zagadnienia w ten sposób, a jak wiele ułatwia takie nastawienie. Chcę więcej myśleć o sobie, kiedy trudno przychodzi mi przebaczanie doznanych krzywd, a w szczególności wybaczanie samej sobie. Utwierdzam się w przekonaniu, że postawa nieużalanie się nad sobą, nierozpamiętywania porażek i naprawianie win, to mądry wybór. Zgrzyta u mnie w sferze honoru i poczucia wartości, krytykowania, nawet jeśli konstruktywnego. Malkontenctwo i narzekanie już dawno doprowadziłam do zminimalizowanej wersji, przekonałam się, że to autosabotaż. 

Co do ujawniania sekretów, nietłamszenia ich w sobie, nie muszę już się uczyć, uznaję, że to jedyna droga prowadząca ku szczerości w relacji z bliskimi, podobnie jak właściwe wyrażanie emocji. Tematyka uzależnień i współuzależnień mnie nie dotyczy, ale może zainteresować wielu czytelników. Ciekawe przedstawienie złości, która niekoniecznie musi wpaść w agresję, sposoby na jej rozładowanie, przydadzą się każdemu z nas, w końcu, kto ich nie doświadcza. Długie lata uczyłam się asertywności, z sukcesem, o ile jest z nią łatwiej. I rzecz o humorze, wspaniałym lekarstwie nie tylko dla duszy, ale i dla ciała, obie sfery potrzebują fizycznej aktywności.

5/6 - koniecznie przeczytaj
poradnik, psychologia, 210 stron, premiera 30.07.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

niedziela, 23 listopada 2025

FRANZ KAFKA. KOSZMAR ROZUMU

ERNST PAWEL

„Taka była atmosfera świata Kafki – przesycona nienawiścią. Ponieważ nie znał innego, zrozumienie, jak trudno w nim oddychać, zajęło mu trochę czas. I stało się równie szkodliwe jak wdychane powietrze.”

Niedawno prezentowałam arcyciekawą biografię Mojszy Zacharowicza Szagałowowa („Chagall”), pełną kolorów, form i energii. Po niej sięgnęłam po opis życia i twórczości Franza Kafki (1883-1924), niemieckojęzycznego pisarza, żydowskiego pochodzenia, związanego z Pragą. I weszłam w mrok, duchotę, nieufność, kompleksy, wewnętrzny niepokój, histeryczną udrękę, ból i strach. Naprzemiennie odbijałam się od ścian euforii i depresji. Niestabilny stan duchowy, rozdwojenie jaźni, odnajdywał odzwierciedlenie w twórczości pisarza. Wiodącymi kierunkowskazami stały się samotność, wyobcowanie, klęska, bezsilność i zadręczanie się. A jednak okazało się, że Ernst Pawel znakomicie ukazał nie tylko ciemną stronę Kafki, ale też sferę, do której docierało światło geniuszu, wyjątkowej inteligencji i poczucia humoru.

Złożona osobowość i sprzeczności z niej wynikające, wspomagane poczuciem zagrożenia, osobliwym podejściem do społecznym związków, w zadziwiający sposób nakręcały twórczość prekursora egzystencjalizmu, znakomicie manewrującego groteską i ironią. Człowieka traktującego pisarstwo jako sposób na określanie swojej osobowości. Autor przybliżał obraz Kafki jako człowieka wymykającego przypisywanej mu legendzie. Kreślił z innej perspektywy niż zazwyczaj psychologiczny portret. Sam będąc przyjacielem i wykonawcą testamentu Kafki, włączał do materiału wypowiedzi innych przyjaciół, fragmenty listów, odwołania do utworów, podróży i choroby. Zręcznie oplatał wszystko tłem historycznym, ogromną zawieruchą przetaczającą się przez europejskie kraje, atmosferą środowiska i mentalnością epoki. Prezentował prosty i rzetelny styl narracji, łączył cechy przenikliwości z precyzją. Odnosiłam wrażenie kompletności i dużej wartości biografii. Minęło już sporo czasu od poznawania przeze mnie dzieł Franza Kafki, teraz chętnie do części powrócę, jestem dobrze przygotowana do odświeżenia ich sobie i podchwycenia wypływających z nich przekazów.

5/6 – koniecznie przeczytaj
biografia, literatura, 504 strony, premiera 17.09.2025 (1984), tłumaczenie Irena Stąpor
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

piątek, 21 listopada 2025

TOKSYCZNA DUCHOWOŚĆ

JAK UWOLNIĆ SIĘ OD DESTRUKCYJNYCH PRZEKONAŃ RELIGIJNYCH

BERNARDO STAMATEAS

"Celem tej książki jest pokazanie, że istnieje zdrowa wiara, która przywraca radość życia, marzenia, ducha solidarności i sprawiedliwości oraz pozwala zawierzyć dobremu Bogu, który głęboko nas kocha.”

Książka przypadkowo trafiła w moje ręce, ale ucieszyłam się z tego. Nie przypuszczałam, że wędrówka śladem wolnej duchowości sprawi wiele przyjemności, pozwoli zerknąć na bolesne sprawy z przeszłości z wyważonym dystansem, nakłoni do różnorodnych refleksji. Wydawało się, że „Toksyczna duchowość” kierowana do osób wierzących w różnie nazywanego Boga, mniej lub bardziej pogubionych w religijności, może dostarczyć wiele materiału do rozmyślań i wskazówek do kształtowania siebie także tym pozostającym poza wiarą. Odebrałam ją jako osobistą wędrówkę w głąb siebie, do esencji własnych przekonań, w sferę zebranych życiowych doświadczeń i intymnych myśli. Kluczem do pozytywnego przyjęcia książki stało się dotykanie człowieczeństwa, poczucia własnej wartości, świadomości satysfakcji z rozwoju, chwytania wielkich marzeń, czerpania radości z codzienności, niezgadzania się na wewnętrzne sprzeczności wywołane osobistym odbiorem i narzuceniem interpretacyjnym. 

Bernardo Stamateas to doktor psychologii, seksuolog kliniczny, pastor, mówca o przywództwie i samodoskonaleniu. Oczywiście, w publikacji rozpatrywał wszystko przez pryzmat religijności, ale dzięki skoncentrowaniu na jednostce, zwykłym człowieku, odniosłam wrażenie uniwersalności tekstu, wskazówek, rad i praktycznych sugestii. Wiele wybierałam dla siebie, poddawałam analizie, konfrontowałam z własnymi przekonaniami i utartym szlakiem myślenia. Podobało mi się, że nie było suchych przesłań, gdyż wspierały je przykłady z życia, elementy pojawiające się w scenariuszach duchowej egzystencji i różnorodne cytaty, nieodkrywcze, bo powszechnie znane, ale warte przypomnienia. Rozdziały omawiały toksyczne postawy, w których religia bardziej szkodzi niż pomaga, ponieważ zagraża egzystencji tłamsząc wolność. Ukazywały kierunek, w jakim powinno się je identyfikować i przezwyciężać wypaczone schematy. Zachęcały do skupienia się na wzbogaceniu wnętrza, ludzkiego potencjału, poszerzeniu perspektyw, aktualizacji postaw religijności, dążeniu do integralności i spójności doświadczania życia. 

Autor inspirował do wyrobienia krytycznego myślenia, przyznania sobie prawa do subiektywnego doświadczania religijności, postawienia na autonomią egzystencjonalną. Omawiał skutki poczucia winy, wystawiania się na cierpienie, dążenia do perfekcjonizmu, obsesji w paradygmatach, czekania na boski ruch, obciążania się powinnościami, uważania, że świat jest zły, a dobro tylko w niebie. Negatywne następstwa pogardy dla ciała, podporządkowania się upokarzającym karom, szkodliwemu osądzaniu, zastraszającej uległości i destrukcyjnym przywódcom. A co niezwykle cenne, pokazywał, co można zrobić, by świadomie dokonywać zmian w myślach, czynach i postawach, co czyni zdrowa wiara w kontraście do toksycznej. Używając podsumowań wypunktowywał kluczowe przekazy na sprawdzanie przynależności do zdrowej duchowości i na dalsze rozmyślania o tym, co zyskujemy na wznieceniu odwagi, samodzielnej naprawie własnej wiary i przekształceniu negatywnych odniesień w pozytywne. Podjął trudną i wymagającą skupienia tematykę, odbiegał od pierwotnej misji religii, zatruwania czyjejś wiary jako praktyczne niszczenie życia tej osoby, pozbawiania prawa do kwestionowania i interpretowania, jednakże posługiwał się językiem przyjaznym, klarownym, pełnym nadziei, otuchy i dobrych emocji. 

5/6 - koniecznie przeczytaj
poradnik, religijność, nauki społeczne, 304 strony, premiera 30.06.2025 (2010)
tłumaczenie Maria Zawanowska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Bellona.

czwartek, 20 listopada 2025

POŻEGNANIE Z NARWIĄ

HANNA KRALL, rozmawia WOJCIECH TOCHMAN

"Jak człowiek nie wie, co ma robić, to może poprawić coś dookoła siebie.”

Przysłuchiwałam się rozmowie z zainteresowaniem. Opowieści o życiu, doceniłam, że na publicznym forum za pośrednictwem książki. Dzieleniu się wiedzą i przemyśleniami zdobytymi podczas przeżyć i doświadczeń. Składały się na nie różne barwy, jedne pozornie zwykłe i proste, inne naznaczone dramatem i tragedią, kolejne nawiązujące do ciepłych uczuć i myśli, a pomiędzy, mnóstwo dalszych. Wszystkie wymieszane, z niektórymi, o których nie tyle chce się zapomnieć, co pogodzić, które poprowadziły w różne miejsca, umożliwiły spotkanie z różnymi ludźmi, naznaczyły obecnością różne czasy. Nie jestem na etapie dokonywania podsumowań własnego losu, jeszcze nie czuję takiej potrzeby, koncentruję się na życiu tu i teraz, ale z ogromną ciekawością spoglądam na to, co innym było dane przejść. Nie wiem, czy stać mnie będzie na poszukiwanie śladów własnej przeszłości ze szczegółowością i imponującą pamięcią, jak w „Pożegnaniu z Narwią”. Pośrednio odnosić się do zdarzeń z historii, głęboko splecionych z życiem Hanny Krall, warunkujących decyzje i wybory, naprzemiennie odbierających szanse możliwości, i dających nowe opcje i coś w prezencie.

Czułam zawiązaną nić szacunku, przyjaźni i zrozumienia między dwójką reporterów. Rozmowa wydawała się przyjazna i twórcza. Odkrywała coś, czemu nie zawsze chciałoby się dać wypłynąć na powierzchnię. Wspomnienia z wojny, pobytu w domu dziecka, zdobywaniu edukacji, pracy w charakterze reportera, konfrontacji ze starym systemem politycznym i cenzurą, bycie świadkiem narodzin Polski w nowej solidarnościowej odsłonie. I oczywiście, twórczość autorki, nawiązania do książek, uchylanie tajemnic ze źródeł powstawania i symboliki. Sprawy leżące na sercu i wokół bliskich. Niepodobne do moich, jednak wpływające na wyobraźnię, wyzwalające empatię, zrozumienie i podziw. Dostrzegłam punkt styczny, doktora Marka Edelmana, z którym pracowała moja mama w Szpitalu Pirogowa w Łodzi, w jednym gabinecie. I jeszcze, zbliżone odczucia związane z chwilą zrozumienia, że się umrze… kiedy zobaczyłam śpiącego tatę na łóżku.

Więcej niż chwilę poświęciłam na rozważania o nieuleganiu przeciwnościom, nietkwieniu w mrokach, niepewności tego, czy zachowałabym się należycie w godzinie próby, docieraniu do świadomości społecznej, czym była druga wojna światowa i obecnie toczące się konflikty, ginięciu za ideę i zabijaniu dla idei, wpisaniu w naturę człowieka szkodzeniu własnemu gatunkowi, przygotowaniu się na śmierć bliskiej osoby, uwolnieniu od tego, co przeżyte, wierze w Boga i wierze Boga w człowieka. Książka uprzyjemniła wieczór czytelniczy, poddała materiał do refleksji, pozwoliła na przyjrzenie się rozmówczyni. Zachęciła do dalszego odkrywania twórczości autorki. Poznałam dwie książki Hanny Krall ("Biała dama" i "Synapsy Marii H."), Wojciecha Tochmana ("Pianie kogutów, płacz psów"), wrażeniami ze spotkania z nimi dzielę się na Bookendorfinie

4.5/6 – warto przeczytać
reportaż, biografia, 178 stron, premiera 24.09.2025 (2014-2025)
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

środa, 19 listopada 2025

KWANTY NIE GRYZĄ

BEZBOLESNY PRZEWODNIK PO DZIWACTWACH MECHANIKI KWANTOWEJ

NINA MAZUREWICZ

"Szukamy luk w przyjętym sposobie myślenia i niedociągnięć w uznawanych twierdzeniach naukowych.”

Kiedy pojawia się ciekawa publikacja poświęcona współczesnej fizyce, staram się po nią sięgnąć, aby do mojej wyobraźni, za kolejnym powtórzeniem materiału, ale z innej formy, docierało to, co stopniowo odkrywają naukowcy. Zatem, kiedy dostrzegłam tytuł „Kwanty nie gryzą”, nie mogłam go pominąć. Zachęcał obietnicą przyjaznego stylu narracji, na tyle przekonującego i zrozumiałego, by nawet osoba bez ścisłego wykształcenia była w stanie dotrzymać kroku przekazywanej wiedzy przez autorkę. Otrzymałam więcej niż oczekiwałam. Moje sprzężenie z danymi o mechanice kwantowej, pojmowaniem i poruszaniem się w jej sferze, fascynująco przybliżyła do teorii opisującej świat mikrocząstek. 

Nina Mazurewicz bardzo ułatwiła proces podążania za naukowymi informacjami. Odniosłam wrażenie, że już prościej i klarowniej nie mogłoby być. Spodobało mi się, że opisy zawierały sporą dawkę dobrego humoru, znakomicie zdejmującego ciężar z wagi zagadnień, ułatwiającego poukładanie w głowie partii materiałów, bezbolesne i trwałe zapamiętanie. Wydawało mi się, że każdy rozdział to osobny wykład, w którym z przyjemnością uczestniczyłam. Właśnie partiami, naturalnie wynikającymi z rozdziałów, najlepiej przyswajało mi się książkę. „Kwanty nie gryzą” wzbogacały ilustracje, ciekawie i przejrzyście dopełniające tekst, jednak dla mnie użyta w nich czcionka okazała się zdecydowanie za mała, miałam problemy z przeczytaniem. Doceniłam to, że autorka stopniowo, z historycznego ujęcia, wprowadzała w zakres nauki, kolejnych osiągnięć, aż do fizyki kwantowej, ze spojrzeniem w przyszłość oczekiwań. Znakomicie, że trzymała się ujednoliconych pojęć, koncentrowała na tym, co najważniejsze, ale nie zapominała o tym, co atrakcyjne z punktu ujęcia tematyki, co mogło przywabić dodatkowe zainteresowanie czytelnika. W moim odczuciu, jak najbardziej warto sięgnąć po książkę, zwłaszcza przez osoby amatorsko stykające się z mechaniką kwantową, mnóstwo klarownie przekazanej wiedzy i entuzjazmu wobec odkrywania tajemnic świata.

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, fizyka kwantowa, 204 strony, premiera 24.06.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 17 listopada 2025

BŁĘKITNY ZAMEK

LUCY MAUD MONTGOMERY

"Moment, w którym kobieta uświadamia sobie, że nie ma po co żyć – ani dla miłości, ani dla obowiązku, ani dla celu czy nadziei – smakuje gorzko jak śmierć.”

Zadziwiające, jak mocno krępują społeczne konwenanse, oczekiwania ogółu, narzucone normy postrzegania otoczenia i nas samych. Dopiero, kiedy świat zdaje się przed nami zamykać, z powodu straty bliskiej osoby lub śmiertelnej choroby, zdajemy sobie sprawę, że nie mamy nic do stracenia, a to, co uważaliśmy za ważne z punktu widzenia innych, okazuje się rzeczą niemal bez znaczenia i wartości. Tuż przed końcem życia, zaczynamy prowadzić szczery dialog z sobą, dowiadujemy się, czego pragniemy, co chcemy by wydarzyło się zanim znikniemy na zawsze. I choć brakuje już czasu, zaskakująco mocno tkwi w nas nadzieja na poprawienie losu, choćby na krótki okres. A staje się to, kiedy odważnie bierzemy ster życia we własne ręce, wywalczamy osobistą wolność, podążamy tropem własnych zasad i reguł. 

We współczesnym świecie, ze względu na dokonane zmiany kulturowe i społeczne, łatwiej tego dokonać niż głównej bohaterce powieści z minionej epoki. Monotonna egzystencja starej panny, bez nadziei i widoków na przyszłość, związanej przez archaiczną tradycję i presję środowiska, wytresowanej, co wypada, a co nie wypada robić. Początkowo sposobem na wyrwanie się od toksycznych relacji z bliskimi jest ucieczka w krainę marzeń, aby nawet na kilka chwil odsunąć się od poczucia bycia nieistotną, bez celu w życiu, wrażenia, że obok mijają cenne doświadczenia i doznania. Valancy Stirling długo zbiera się na bunt i zerwanie kajdan. Dopiero świadomość bliskiej śmierci mobilizuje ją. Pomimo strachu decyduje się na radykalne przekształcenie myśli i postaw w drodze ku radości, spełnieniu, szczęściu i miłości. Nie tylko inni jej nie poznają, ale i ona sama. Zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele traci funkcjonując w świecie pozorów. Kibicuję kluczowej postaci, odrzucającej obawy, utrwalającej determinację. Lubię za poczucie humoru. 

Luicy Maud Montgomery pisze stylem przemawiającym do serc czytelniczek. Wyzwala silne emocje, przyciąga do losów bohaterki więzami współczucia, akceptacji, empatii i przyjaźni. Wyśmienicie odmalowuje ludzkie przywary, megalomanię starych rodzin, chowanie się za kotarą starych konwenansów. Poprzez pozornie błahą historię nakłania kobiety do śmiałego wyrażania siebie, zadowalania siebie a nie innych, wypracowania prawdziwej indywidualności, kształtowania mocnego poczucia własnej wartości. Poznaję świat „Błękitnego Zamku”, nie jako młoda osoba, ale dorosła kobieta, i wyrażam zrozumienie i wsparcie. Podoba mi się wyzwalająca pierwsza część powieści, druga oczyszczająca również wywołuje dobre wrażenie, trzecia zachwyca radością życia. Natomiast ostatnia, wpada w esencję romantycznych nut, nieprzekonujących, lecz wyczekiwanych przez większość czytelniczek. Na plus zaskakuje wydźwięk życia Barneya Snaitha, któremu środowisko społeczne przypisuje szalone mroczne historie. Jego powiedzenie Nie wiemy, dokąd zmierzamy, ale czy nie na tym polega zabawa, niesie cenne przesłania. 

Zerknij również na książki Lucy Maud Montgomery przybliżone na Bookendorfinie, z serii o rudowłosej Ani, wielokrotnie do nich powracam w chwilach, kiedy los nie obdarza mnie uśmiechem, ("Ania z Szumiących Wierzb", "Anne z Zielonych Szczytów", „Anne z Avonlea”, "Anne z Redmontu") i inne wersje tłumaczeniowe, w klasycznym wydaniu znanym mi z dzieciństwa ("Ania z Zielonego Wzgórza", "Ania z Avonlea", "Ania na uniwersytecie").

4.5/6 – warto przeczytać
literatura obyczajowa, klasyka, 278 stron, premiera 20.08.2025 (1926)
tłumaczenie Kaja Makowska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

sobota, 15 listopada 2025

MÓJ DZIADEK – GENIALNY DETEKTYW

MASATERU KONISHI

„Wszystko, co dzieje się na świecie, to opowieści. Piękne, bo zmyślone. I rzeczywistość, i kryminały, i science fiction… Teatr też.”

Znakomicie bawiłam się przy tej przygodzie czytelniczej. Miała w sobie wszystko to, czego oczekiwałam po tego typu literaturze. Jednocześnie zaskoczyła wieloma elementami, kilkoma wprawiła w zachwyt, a stylem narracji oczarowała. Masateru Konishi dotykał czułych strun ludzkiej duszy, wyzwalał wiele emocji, wskazywał na odczuwanie jako wartość nadrzędną życia. Zadziwiające, jak bardzo wrażliwie opowiadał o trudnej i wyniszczające chorobie utraty pamięci, zarówno dla osoby nią dotkniętą, jak i dla bliskiego. 

Pośród długiego cienia rzucanego przez Alzheimera pokazał, że nawet najmniejsza część chwili, godziny, dnia, warta jest docenienia i szczególnej uwagi. Poprzez przedefiniowania szarych komórek na szkarłatne w otoczce pasji odtwarzania opowieści kryminalnych, ukazywał, że właściwe podejście do zagadnień demencji wbrew pozorom daje wolność kreatywnego tworzenia i satysfakcji z artystycznego podejścia do mrocznych zagadek. Starszy pan, uwikłany w dewastujący proces zaniku funkcji, cierpiący na realistyczne złudzenia, niespodziewane halucynacje, zaburzenia świadomości, jednak nie tracił zdolności poznawczych, nagromadzonej wiedzy, a jego intelekt wydawał się nietknięty. Jak to możliwe, że omamy wynikały z logicznego rozumowania dowiecie się, kiedy zajrzycie do książki. Historia niesamowicie was wciągnie, w szczególny sposób umili wieczór, natchnie do ponownego czytania wielu książek, klasyki i nie tylko, zdominowanych przez detektywistyczną zagadkę.

„Mój dziadek – genialny detektyw” oferował nie jedną, ale kilka skomplikowanych zagadek do rozszyfrowania. Autor przypominał czytelnikowi kryminalne motywy, nawiązywał do najczęściej pojawiających się, natychmiast oddziałujących na wyobraźnię i zmuszających do znalezienia własnej odpowiedzi na zagmatwany scenariusz zdarzeń. Nie tyle logiczny test umysłu, szukanie wyjaśnień zbrodni, co odnajdywanie fundamentalnych błędów i tworzenie alternatywnej opowieści prowadzącej ku prawdzie. Wszystko w wyjątkowo ładnym stylu i z więcej niż odrobiną dobrego humoru. Zagadka zamkniętego pokoju, znikająca ofiara, czysta dedukcja, bohater widmo, nagłe zwroty interpretacji, różne możliwe scenariusze, rozwiązanie pozostawione odbiorcy, bezpieczny kryminał o kluczowej postaci. Miłośnicy kryminału natychmiast odnajdą się w tym, przywołają z pamięci tytuły będące reprezentantami wymienionych podkategorii. 

Masateru Konishi stworzył coś, co przyciągnie koneserów detektywistycznych zagadek, ale także zaciekawi osoby stroniące dotąd od takiej rozrywki. Przywoływał sławne dzieła twórców kryminału, fenomenalnie wplatał ich klimat w fabułę, a przy tym niczego nie narzucał, nie oczekiwał ich znajomości, tylko delikatnie inspirował do poznania lub ponownego spotkania z nimi. Nie zwlekajcie, sięgnijcie po powieść, dostarczy wielu kryminalnych emocji, wzbogaci oryginalną perspektywą spojrzenia na wyjątkową więź między dziadkiem i wnuczką, wprowadzi w świat japońskiej kultury, oczaruje subtelną romantyczną nutą melodyczną, a w finale zbliży do kluczowych postaci mocną sensacją. Generalnie, miałam wrażenie, że obserwuję sen głównej bohaterki, sposób poradzenia sobie ze stopniową utratą jaźni i szczególnej obecności bliskiej osoby, dajcie znać, czy podchwyciliście szczególny rys metafizyczności, czy mu się poddaliście, jak na niego zareagowaliście, jestem bardzo ciekawa.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
kryminał, 256 stron, premiera 24.09.2025 (2023), tłumaczenie Dariusz Latoś
Tekst powstał w ramach współpracy z Secretum.pl

piątek, 14 listopada 2025

SMAK

ZAPISKI O KULTURZE I ZMYSŁACH

JEHANNE DUBROW

"Wszyscy nosimy w sobie smaki czasoprzestrzeni, które zapisały się głęboko w naszej pamięci.”Sam Anderson

Zwlekałam z sięgnięciem po książkę, czekałam aż pojawi się odpowiedni nastrój, aby udać się z autorką w podróż szlakiem najbardziej intymnego zmysłu. I bynajmniej nie chodziło tylko o rozpatrywanie smaku w kategoriach czystej rejestracji odczuć powiązanych z jedzeniem, bo wówczas nie musiałabym się mentalnie przygotowywać, ale o coś więcej niż kulinarne doznania, a zatem radość z uczestnictwa w wymiarze przywoływanej literatury, poezji, sztuki, malarstwa, muzyki, opery, filmu, bajki, filozofii i religii. Jehanne Dubrow zaproponowała spotkanie ukazujące, że smaki odbierane przez ludzki umysł mają początek w ciele, z pomocą umysłu interpretującego doświadczenia i nadającego im sens. Poznając różne smaki coraz więcej dowiadujemy się o nas samych i otaczającym świecie, kolekcjonujemy i przywołujemy doświadczenia z własnego życia, tworzymy kierującą nami mapę sentymentów. Smak jako archeolog, esencja nas samych, odsłaniający pogrzebaną w naszym ciele przeszłość, co więcej, historię świata.

Autorka przekonywała, że bez rozwijania zmysłu smaku nie byłoby rozwoju i postępu cywilizacji. Zgłębianie tajemnic smaku wymaga spojrzenia na niego z naukowej perspektywy, biologii, chemii i fizyki, a nawet ekologii, psychologii i ewolucji. Smak słodki, sygnalizujący kalorie i energię, smak kwaśny informujący o niedojrzałości lub korzyści dla pracy jelit, smak słony zgłaszający obecność soli i minerałów, smak gorzki alarmujący przed trucizną, i wreszcie, smak umami, „pyszny”, ogłaszający aminokwasy i białka, obfitość glutaminianu sodu, wzmacniaczy smaku. Co ciekawe, smak obejmuje też węch, dotyk i słuch. Dubrow prowadziła ścieżką szeroko rozumianej kultury, utworów literackich, wyłapywała z nich to, co nawiązywało lub kojarzyło się ze smakiem, z dzieł muzycznych, obrazów, światopoglądowych i wypływających z wiary odniesień. Przytaczała historie ludzi i własne doświadczenia. Zastanawiające, jakże często używamy słowa „smak” w znaczeniu wykraczającym poza nasze preferencje kulinarne, stosując metafory smakowe. Zachęcam do spotkania z książką, sympatycznie spędziłam czas, interesująco spoglądałam na utwory literatury i sztuki z innej perspektywy niż zazwyczaj, przywoływałam zdarzenia i klimaty z życia powiązane z pełnymi doznań smakami. Styl narracji przyjemny i przyjazny, sugestywny i zmysłowy, ciepły i refleksyjny.

4.5/6 – warto przeczytać
esej, kulinaria, zmysły, 160 stron, premiera 17.05.2025 (2022)
tłumaczenie Aleksander Gomola
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

czwartek, 13 listopada 2025

ODŁĄCZ SIĘ

ZWOLNIJ ODŁÓŻ TELEFON WRÓĆ DO SIEBIE

HANNAH BRENCHER

"...niekończąca się opowieść – kulminacja ponad tysiąca odłączonych godzin… historia uczenia się, jak znaleźć równowagę między życiem w świecie cyfrowym a obecnością w realnym...”

Postrzegam jako szczęście, że dzieciństwo i młodość upłynęły mi bez mediów społecznościowych, komputerów i komórek. Przywykłam do życia bez urządzeń umożliwiających natychmiastowy bezpośredni kontakt, błyskawiczne dzielenie się tym, co akurat przeżywam, czy nieograniczony dostęp do informacji. Później nastąpiła ogromna rewolucja, nastała era nowej technologii i urządzeń, które mocno wkroczyły w codzienność i każdą minutę doby. Co prawda, stworzyły wiele cennych rzeczy w życiu osobistym i zawodowym, ale również znacząco zachwiały równowagę w obu sferach, spowodowały niekorzystne zmiany kulturowe, społeczne i psychiczne. Na plan dalszy odeszło tworzenie i samodzielne myślenie, na pierwszy wysunęła się konsumpcja i powierzchowność znajomości, przyjaźni, a nawet miłości. 

Życie nabrało dynamicznego tempa w pogoni za czymś szczególnym, lekceważąc okazje do cieszenia się zwykłymi rzeczami. Zatracenie w świecie cyfrowym spowodowało zerwanie więzi z esencją wewnętrznego życia, nieobecność w tu i teraz, w zamian napawanie się fałszywymi obrazami potwierdzenia własnej wartości i życia, wyidealizowaną relacją z przeżyć innych i umniejszeniem własnego samopoczucia. Ponosimy wielkie koszty natychmiastowej łączności ze światem i wpadamy w pułapkę wyznacznika sukcesu „bycia zajętym”. Oczywiście, korzystam z telefonu i internetu, ale potrafię zachować dystans, nie zatracić się w możliwościach, jakie dają, odłączyć się bez poczucia straty. Nie wszyscy mają świadomość, jak wiele czasu z życia, tego prawdziwego a nie sztucznie kreowanego, zabierają nowoczesne kanały komunikacji. 

Wiele osób, jak nie większość młodego pokolenia, przeżywa nomofobię, lęk przed brakiem kontaktu z telefonem komórkowym. I to szczególnie do nich Hannah Brencher kieruje książkę. Mocno zachęca do celowego i planowanego wylogowania się z cyfrowego świata. Jednak nie na zasadzie całkowitego zerwania, lecz częściowego, dla poprawienia dyscypliny korzystania z telefonu i komputera, rozwinięcia pozostałych aspektów życia, pielęgnowania nowego stylu życia, radości z procesu i postępów w tym obszarze. Wezwanie i wyzwanie do wyłączenia ekranów, niezadowalanie się życiem toczącym się tuż obok, ucieczki od miałkiego informacyjnego szumu, wewnętrznego dyskomfortu, postawienia na odzyskiwanie kontroli nad własnym życiem, kształtowanie umiejętności koncentracji, odnajdywanie celu, przybliżanie się do realizacji marzeń i wkraczania w pasje, poszukiwanie tajemnic, nadziei i wiary. Wybierając taką drogę redukujemy stres, złość, wyczerpanie, apatię, zazdrość i emocjonalną pustkę. 

Autorka pokazuje na cudzych i własnych doświadczeniach, przebieg procesu stopniowej separacji, czego nauczyła się dzięki zmianie podejścia do social mediów, jakie nowe możliwości odkryła, jak mocno osadziła się w realnym świecie. Podsuwa pomysły na tworzenie mapy terytorialnej życia, podejmowania decyzji w ramach napotykanych rozwidleń, nawiązywania kontaktu z samym sobą, bycia dokładnie tam, gdzie trzeba, obecności a nie dokumentowania, kreowania nawyków i tradycji. Później przechodzi do bardzo osobistych, wręcz intymnych, przeżyć i spostrzeżeń, krążących wokół tematyki odkładania komórki, niesprawdzania poczty, nieotwierania przeglądarek. Podsuwa rady, wskazówki i podpowiedzi. Nie zgrywam się z aspektem głębokiej wiary w Boga przenikającej każdy aspekt życia, jaki reprezentuje Brencher, przeszkadza mi w uniwersalnym odbiorze przekazów i identyfikowania się z przesłaniami. Język narracji przyjazny, spokojnie prowadzi po meandrach odnajdywania się w cyfrowym świecie, opisie różnorodnych doświadczeń i przeżyć, powrotu do pełnej energii i witalności.

3.5/6 – w wolnym czasie
poradnik, social media, stron 298, premiera 30.07.2025 (2024)
tłumaczenie Anna Nowosielska
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Bellona.

środa, 12 listopada 2025

WIECZNY POKÓJ

JOE HALDEMAN

WIECZNA WOJNA tom 2

"Może po wojnie znów się ucywilizujemy, tak jak to zawsze bywało w przeszłości.”

Początkowo, kiedy przebijałam się przez tekst, wydawało mi się, że spotkanie z drugim tomem okaże się dobrą, ale nie nadzwyczajną przygodą w klimacie science fiction. Nie uwzględniłam, że powieść będzie ewoluować, w miarę upływu stron coraz mocniej odwoływać się do istoty człowieczeństwa, poddawać zatrważający w wydźwięku materiał do przemyśleń. Pierwsze rozdziały ukazujące obraz wojny w niedalekiej przyszłości, połowy dwudziestego pierwszego wieku, ogarniętej konfliktami na wszystkich kontynentach, wykorzystującej zdalnie sterowane maszyny, nie ujawniały, że nastąpi znaczący zwrot w wadze przekazywanych treści. Od klasycznego science fiction do sensacji. Pomiędzy wojną a pokojem, dychotomicznym brzmieniem i kontrastowym uzależnieniem. 

Czy faktycznie natura człowieka jest tak łatwa do rozszyfrowania, jeśli u podstaw w obserwacji gatunku ludzkiego leży pewność skłonności do samozagłady? Jakby destrukcja, toksyczność i okrucieństwo wpisane były w kod genetyczny, zaś pragnienie władzy i posiadania stały się wyzwalaczami tego, co w nas najgorsze. Joe Haldeman zdawał się pokazywać potęgę wojny, niezdolność człowieka do utrzymania pokoju, preferowanie zniszczenia i traumy przed wolnością i samostanowieniem. I sytuację jednostki, zmuszonej przez zbiorowość do podporządkowania się woli nie tyle większości, co pragnieniom przywódców. Czy jakikolwiek ruch społeczny jest wstanie przeciwstawić się deptaniu człowieczeństwa, moralnych zasad i etycznych zachowań?

Autor wkładał w fabułę nie tylko zagadnienia warte bliższego przyjrzenia się od strony odwiecznej skłonności człowieka do wikłania się w wojenne konflikty, ale również skutki ekspansji technologii, i co frapujące, zapytania, co tak naprawdę dzięki niej zyskujemy, a co bezpowrotnie tracimy, w którą stronę przeważa się szala. Wydawać by się mogło, że wykreowana rzeczywistość daleka była od prawdziwej, lecz kiedy przyglądałam się jej bliżej, dostrzegałam, że wyobraźnia pisarza sięgnęła celniej niż na pierwszy pospieszny rzut oka. To, co działo się, w wielu aspektach jest niemal na wyciągnięcie ręki we współczesnym świecie. Jeszcze kilka kroków do życia w jednym ciele kilku osób, współdzielących emocje i kasowania na życzenie fragmentów pamięci. Krok od wszczepionych złącz i ciężko uzbrojonej maszyny podejmującej samodzielne decyzje taktyczne na polu walki. Wdrożone śmiałe wykorzystywanie możliwości zdalnej eliminacji przeciwników. 

Alianci, Ngumi i Enterzy, trzy liczące się siły na ziemskiej scenie „Wiecznego pokoju”, każda z innym przesłaniem i pomysłem na przyszłość ludzkości. Momentami powieść nieco przegadana, niepotrzebnie rozciągnięta, ale jednocześnie wiele oferująca czytelnikowi. Julian Class, dowódca plutonu i operator zdalnej maszyny bojowej, kluczowa postać, ciekawie sportretowana. Autor uwzględnił szeroki wymiar psychologicznych aspektów wynikających z uczestnictwa w wojnie, ratowania ludzkości z brutalnej opresji, ocalenia świata, wręcz wszechświata, przed rozpadem. Atrakcyjnie spojrzenie na wytyczne rządu, zapewniające każdemu dowolne dobra materialne, troszczące się o zaspokojenie podstawowych potrzeb, ale zmuszające ludność do zarabiania na dobra luksusowe. "Wieczny pokój" nie był kontynuacją powieści "Wieczna wojna", przybliżoną na Bookendorfinie, lecz stanowił swoiste rozwinięcie. Zerknij również na wrażenia po spotkaniu z trzecim tomem "Wieczna wolność".

Inne dotychczas przedstawione na Bookendorfinie tytuły z serii Wehikuł czasu: "Księżycowy pył", "Wszystko jest iluzją", "Filmowy wehikuł czasu", "Poranek dnia zagłady", "Najazd z przeszłości", "Powtórka", "...i ujrzeli człowieka", "Kukułcze jaja z Midwich", "Czarna chmura", "Odyseja kosmiczna 3001. Finał", „Odyseja kosmiczna 2001”, „Odyseja kosmicznej 2010”, "Odyseja kosmiczna 2061", "Spotkanie z Ramą", "Rama II", "Koniec dzieciństwa", "Bill, bohater galaktyki", "Biada Babilonowi", "Olśnienie", "Równi bogom", "Klany księżyca Alfy", "Radio Wolne Albemuth", "Czas jest najprostszą rzeczą", "Umierając żyjemy", "Ziemia trwa", "Opowiadania najlepsze", "Osa", "Kwestia sumienia", "Ostatni brzeg", "Człowiek do przeróbki", "My", "Gdzie dawniej śpiewał ptak", "Gwiazdy moim przeznaczeniem", "Drzwi do lata", "Wieczna wojna", "Cieplarnia", "Przestrzeni! Przestrzeni!", "Non stop", "Aleja potępienia", "Kwiaty dla Algernoma", "Hiob. Komedia sprawiedliwości", "Rój Hellstroma", "Wieczna wolność", "Więcej niż człowiek", "Gwiazdy jak pył", "Prądy przestrzeni", "Kamyk na niebie", "Koniec wieczności".

5/6 - koniecznie przeczytaj
science fiction, 398 stron, premiera 21.10.2025 (1997) ?
tłumaczenie Zbigniew A. Królicki
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

wtorek, 11 listopada 2025

CHAGALL

JACKIE WULLSCHLÄGER

„Z łatwością przyswoił sobie wszystkie estetyczne prądy swoich czasów, aby rozwinąć radykalny, oryginalny styl – wykreowane przez niego uniwersum...”

Stosunkowo mało znam się na malarstwie, ale nawet ja miałam okres w życiu, kiedy oglądanie i przeżywanie obrazów Chagalla bardzo mnie interesowało. Było to antidotum na szarą rzeczywistość ustroju komunistycznego, który panował w latach mojej młodości. Gdybym wówczas miała dostęp do tak wyśmienicie napisanej biografii, jeszcze więcej budziłoby się we mnie emocji, odczuć, wzruszeń i rozmyślań towarzyszących odkrywaniu wymykającej się szablonom sztuki.

Jackie Wullschläger w pięknym stylu podchodzi do sylwetki i twórczości wszechstronnego artysty, wybitnego malarza i grafika, pioniera sztuki nowoczesnej. W niezwykły sposób łączy to, co przytrafiało się i zdarzało w życiu Mojszy Zacharowicza Szagałowowa (1887-1985), rosyjsko-żydowskiego pochodzenia, z francuskim obywatelstwem. Jakże oryginalnie od strony artystycznej pojmował rzeczywistość, wspomnienia, sny, to, elementy ówczesnych czasach, naznaczonych dramatycznymi wydarzeniami, kulturowymi zmianami i indywidualnym cierpieniem. 

Z jednego wynikało drugie, a drugie narzucało emocje i symbolikę. Imponujące bogactwo przeżyć o różnych odcieniach. Spełnione i niespełnione marzenia, mniej lub bardziej gorące namiętności, odwiedzane miejsca na mapie świata, wielokulturowość. Wszystko znajdywało odzwierciedlenie w dziełach, obrazach, rzeźbach, ceramice i witrażach. Mistrzowsko oddane barwy, zachwycające połączenia, osobliwe kształty, zniekształcone perspektywy, elementy folkloru, składały się na metaforyczny i fantastyczny model prezentacji tego, co grało w sercu i duszy artysty. Jego sztuka przemawia do każdego, wyzwalająca frapujące odczucia, często zaskakujące emocje. 

Doceniłam, że autorka zdecydowała się na interpretację dzieł mistrza barw, intuicyjnie przemawiających, gdyż warto znać szczegóły powstania i źródła przesłań. Narracja bardzo sugestywna, plastyczna, obrazowa, reprezentująca żywy i emocjonalny styl, dająca szeroki obraz i detaliczny podgląd. Rzetelność publikacji ujawniała się nie tylko w starannym przygotowaniu i opracowaniu materiałów pomocnych do jej stworzenia, ale również w opisie sylwetki Chagalla, artystycznej duszy, trudnej do okiełznania, często narcystycznej, egoistycznej i upartej, maksymalnie zafiksowanej na tworzeniu, a jednocześnie tak uwielbianej i spełnionej. 

Wullschläger udanie uchwyciła niezwykłą aurę życia, od biedy w dzieciństwie, poprzez tułaczkę po świecie, rolę kobiet i sposób ich traktowania, do wypełnienia malarskiej misji i dyscypliny. „Chagall” to tytuł zdecydowanie wart wciągnięcia na listę czytelniczą, zwłaszcza do spotkania o powolnym delektującym charakterze. Wiele czytelniczej przyjemności w otoczce wyjątkowych dzieł i bogatego życia artysty, malarskiego przeżywania, wiedzy i inspiracji. Książkę wzbogacały zdjęcia, rysunki, szkice, akwarele, portrety, reprodukcje. Nie zabrakło przydatnego indeksu, uzupełniających przypisów i pomocnej bibliografii. Sześćset stron wciągającego zaczytania, wiele godzin niezwykłej podróży, do minionej epoki, z uniwersalnym przesłaniem twórczości.

5.5/6 – koniecznie przeczytaj
bibliografia, 608 stron, premiera 24.09.2025, tłumaczenie Magdalena Koziej
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

sobota, 8 listopada 2025

WSZYSCY GRZESZNICY KRWAWIĄ

S.A. COSBY

"Istnieje rodzaj chaosu, który zdaje się mieć swój własny porządek. Kiedy chaotyczna sytuacja staje się rutyną, z tej powtarzalności wyłania się pewien wzór.”

Amerykańskie Południe, hrabstwo Charon, zbudowane z krwi i ciemności, cuchnących fundamentów sprzedajności duszy i ciała. Ziemia przesiąknięta łzami, mroczne cienie i zwyrodnienia, przemoc, zamęt i zgnilizna. Siedlisko wielu strasznych grzechów, mieszkańcy przyjmujący wilcze maski. Wszechobecna bigoteria, wciąż namacalnie odczuwany rasizm, a nade wszystko wyrastający z historii stygmat niewolnictwa. W takiej scenerii społecznej funkcjonuje czarnoskóry szeryf Titus Crown. Przekonuje się, że przeszłość Południa nie zmienia się, wraca i dopada w straszny sposób. Mierzy się z kulminacją wielowymiarowej natury ludzkiej, mroczną głębią uprzedzeń i nienawiści. 

Kiedy młody chłopak zabija w szkole powszechnie szanowanego nauczyciela geografii, opiekuna klubu dyskusyjnego i założyciela kółka teatralnego, ginie od kul zastępcy szeryfa. Złudzenie spokoju, rutyny i normalności mieszkańców hrabstwa zostaje bezpośrednio obrócone w pył. Żywe emocje dochodzą do głosu i powstaje grunt pod bardzo niestabilną sytuację. Drobna iskra może wzniecić pożar na niewyobrażalną skalę. Na światło dzienne wyłaniają się cienie i szczegóły morderstw dokonane na ciemnoskórych dzieciach. Śledztwo szybko rozwija się, ale dynamicznie następujące po sobie incydenty utrudniają odkrycie prawdy. Wszystko zdaje się wymykać spod kontroli. Bo tak naprawdę, czy jesteśmy w stanie całkowicie poznać drugą osobę? Czyż nawet ci, których kochamy, nie ukrywają przed światem części siebie? A kiedy prawda jest niewygodna nie wybieramy sceptycyzm?

S.A. Cosby proponuje czytelnikowi porządnie skonstruowany kryminał, pełen wielu zwrotów akcji i równoległych wątków. Pierwszorzędnie skrawa detektywistyczne kierunki, łączy intrygującym szwem, bez luźnych nitek wystających ze scenariusza zdarzeń. Zgrabnie trzyma się barw wytyczonych przez kryminalną opowieść, jednocześnie nadaje ciekawy fason i atrakcyjny klimat. Mała plotkarska społeczność, szeryf walczący z duchami przeszłości, religijny fanatyzm i biznesowe układy. Powiecie, że to już było, co w tym nowego i inspirującego do poznawania? Odpowiadam, niepowtarzalne i unikalne dla pióra autora połączenie mrocznego echa przeszłości, przekazywanego z pokolenia na pokolenie, z nierozliczonymi krzywdami, zbrodniami na wielką skalę, szaleństwem wyrażanym brutalnością i bezwzględnością. 

W komplecie przekonująco sportretowana kluczowa postać, niepokojąco zatracająca się w obrazach przeszłości, a jednocześnie twardo i odpowiedzialnie pełniąca funkcję szeryfa. Crown jako były agent FBI niejedno już w życiu widział i przeszedł, doskonale wie jak sobie radzić z mrocznymi charakterami, ale teraz staje przed wyzwaniem, któremu może nie sprostać. Czy udaje się mu znaleźć równowagę między techniką, intuicją i prawdą? A może liczy na to, że zorganizowany morderca stanie się niestabilny i w końcu popełni błąd? Zerknij na wrażenia po spotkaniu z inną książką tego autora, zaprezentowaną na Bookendorfinie, „Kolczaste łzy”.

5/6 - koniecznie przeczytaj
kryminał, 406 stron, premiera 26.03.2025 (2023), tłumaczenie Jan Kraśko
Książka wypożyczona z biblioteki.