środa, 24 grudnia 2025

CO MÓWIĄ ZWIERZĘTA

JOLA RICHTER-MAGNUSZEWSKA

„Mam nadzieję, że ludzkość, zagubiona pod tyloma względami, pójdzie kiedyś po naukę do zwierzęcia, które nam dawniej towarzyszyło i któremu nasi przodkowie zawdzięczali mnóstwo zapomnianej dziś wiedzy o przetrwaniu, wierności i rodzinie.” Shaun Elli, miłośnik wilków

Zawsze lubiłam książki poświęcone przyrodzie, wsiąkałam w treść z wielką uwagę, ciekawił otaczający świat. Takie podejście do natury pozostało mi do dziś. Wiedziona chęcią poznania czegoś nowego na temat krajobrazów, roślin i zwierząt, sięgam nie tylko po książki naukowe i popularnonaukowe, ale również publikacje przeznaczone dla młodych czytelników. Jakże wielka jest ich dostępność na rynku, wydawnictwa mają czym się pochwalić. Mogę dowolnie wybierać te, które najbardziej do mnie przemawiają. A trzeba zaznaczyć, że Kropka wyjątkowo dba nie tylko o stronę merytoryczną książeczek dla dzieciaków i dzieci, ale także wiele uwagi poświęca formie i oprawie graficznej.

„Co mówią zwierzęta” zachęcają do podchwycenia w ręce przede wszystkim piękną i mądrą zawartością, oraz przyciągającymi oko i pobudzającymi wyobraźnię ilustracjami. Zarówno tekst, jak i treść, powstała w myślach i artystycznej aktywności Joli Richter-Magnuszewskiej. Podziwiam osoby o ponadprzeciętnych zdolnościach, pragnących dzielić się z innymi radością tworzenia i cenną wiedzą, w tym z młodymi chłonnymi umysłami. Uwrażliwienie na bogactwo, różnorodność i piękno środowiska naturalnego na wagę złota, zwłaszcza w czasach wymagających zwrócenia szczególnej uwagi na dbałość o ekologiczne aspekty planety, fauny i flory. Dostrzegania natury należy uczyć się od najmłodszych lat, tak aby wkraczać w dorosłość z szeroką świadomością jej wartości samej w sobie i dla nas ludzi. Przyświecać powinien cel zawarty w odwróconym pytaniu, nie co przyroda może dla nas zrobić, ale co my musimy dla niej efektywnie zdziałać.

Zanim przejdziemy do konkretnych kampanii ochrony przyrody, zaszczepiajmy w młodych odbiorcach jak najwięcej informacji i ciekawostek na jej temat. Pomaga w tym wsłuchiwanie się w sygnały od zwierząt, co komunikują, jak reagują, czego oczekują, jakie mają zwyczaje. Osiem milionów głosów, a każdy z cennym przesłaniem dla nas ludzi, także zwierząt. Wokół rozmaity świat naturalnych dźwięków, śpiewu, póz, tańców, także innych form komunikacji, zapachów, śladów i ubarwień. Uczmy się prawdziwie i uważnie słuchać, odkrywać powody i rozumieć zachowania innych niż my gatunków, a w konsekwencji podziwiać za oryginalność i szanować bez względu na wygląd. 

„Co mówią zwierzęta” pomaga w zbliżeniu się do pełnego sekretów świata żywych organizmów. Intrygująco jest zdobywać informacje o zwierzętach, badaczach ich zachowań i zwyczajów, cechach uważnego obserwatora. A czy wiesz, jak powinieneś zachować się w lesie? Wtopić się w otoczenie, by nie przeszkadzać dzikim mieszkańcom? Co zrobić, kiedy dojdzie do spotkania oko w oko z jednym z nich? Jak właściwie odczytywać wysyłane sygnały zwierząt? A może po spotkaniu z książką dojdziesz do wniosku, że etologia to nauka, w którą chcesz się zagłębić, nie tylko w ramach zainteresowań, ale zawodowych sukcesów. W książce znajdują się kody QR z głosami zwierząt nagranymi przez specjalistów, zeskanuj je i poznaj świat dzikich dźwięków.

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura dziecięca, literatura popularnonaukowa, przyroda, wiek 6+
premiera 24.09.2025, twarda okładka, 84 strony, format 21cm x 26cm
ilustracje Jola Richter-Magnuszewska
Tekst powstał w ramach współpracy z Szkrabajki.pl

wtorek, 23 grudnia 2025

RODZINNY WYJAZD

BEV THOMAS

"Nigdy nie wiadomo, jak wyglądają związki innych osób za zamkniętymi drzwiami."

Powieść nie wywołała spektakularnych wrażeń ani od strony dreszczowca, ani psychologicznej oprawy. Pomysł na fabułę ciekawy, jednak to wtórny materiał, wielokrotnie wykorzystywany w thrillerach. Nie wzbudzał niecierpliwości czytania, bardziej skłaniał się ku obyczajowym rozważaniom. Zachwiana równowaga między wytwarzanym napięciem a rozpatrywaniem postaw, zachowań i osobowości postaci, sprawiała, że nie mogłam i nie potrafiłam wczuć się w to, co działo się u dwóch głównych bohaterek. 

Rozminęłam się z charakterem Jess Gibson, lekarki pierwszego kontaktu, zmuszonej do porzucenia pracy po incydencie w szpitalu. Wydawała się nierealna w podejściu do ludzi, pacjentów i rodziny. Autorka za słabo uzasadniała szczególne jej przeżycia. Wiedziałam, o co w nich chodziło, lecz temu nie uwierzyłam. Z kolei, Helen, matka dwójki dzieci, z obsesją na punkcie kontroli bliskiego otoczenia, mocniej przekonywała. Miała w sobie coś, co sprawiało, że mogłam z nią podążać w ramach scenariusza zdarzeń. Akcja toczyła się niespiesznie. Bev Thomas starała się stopniowo budować napięcie, ciekawie rozkładała wątki, mocne akcenty włączyła dopiero w finałowej odsłonie powieści. Niektóre z nici fabuły były przewidywalne, łatwo docierałam do tego, co kryło się za aurą tajemniczości, wychwytywałam małe odrealnienia. „Rodzinny wyjazd” nie należał do szczególnie porywających przygód czytelniczych, czasami narracja wydawała się kanciasta, lecz książka poruszała ważny temat przemocy w rodzinie.  

3/6 – w wolnym czasie
thriller psychologiczny, 392 strony, premiera 28.05.2025 (2022)
tłumaczenie Adrian Napieralski
Książka wypożyczona z biblioteki.

poniedziałek, 22 grudnia 2025

RZEKA ODCHODZĄCYCH DUSZ

LIZ MOORE

"Bardziej niż kłamstwa obawiałam się prawdy. Ona bowiem zmieniłaby całe moje życie. Kłamstwo nadawało mu stabilność.”

Wciągająca propozycja czytelnicza, thriller z mocno rozbudowaną warstwą obyczajową, skrojoną z mrocznych dramatycznych odcieni świata uzależnień i ludzkich dramatów. Widać było, że Liz Moore dokładnie przemyślała fabułę, wiedziała, z jakich elementów ją składać, jak przenosić ciężar dramaturgii, aby utrzymać czytelnika w gotowości poznawania ciągu dalszego. Nie tylko wpadła na ciekawy pomysł, jak przedstawić scenariusz zdarzeń, czym zainteresować odbiorcę, za pomocą jakich chwytów wyzwolić adrenalinę towarzyszącą podczas rozgryzania i interpretowania intrygi, ale również przemyślała, jakie przesłania wysłać w kierunku odbiorcy, na co położyć nacisk, a co pozostawić w domyśle. 

Autorce wyśmienicie udało się zaprezentować obraz Kensington, nowej dzielnicy Filadelfii, skażonej narkotykami i usługami seksualnymi. Ujawniła obraz, którego celowo unika się i nie dostrzega, aby mroczny cień nie dotknął duszy obserwatora. Kiedy przy torowisku znaleziono zwłoki młodej kobiety, początkowo uważano, że to kolejny symptom tragicznej rzeczywistości używek. Podejrzewano, że zmarła w wyniku przedawkowania, jak wiele innych, jednak okazało się, że tym razem było to morderstwo. Co więcej, wkrótce pojawiały się kolejne ofiary seryjnego oprawcy. Thriller nie osadzał się na bezpośrednim prowadzeniu dochodzenia, ale pośrednim, będącym wynikiem połączenia życia osobistego i prywatnego policjantki Michaeli Mickey. Kobieta szukała siostry, uzależnionej od narkotyków, świadczącej usługi seksualne, której od ponad miesiąca nikt nie widział. Autorka znakomicie oddała trudną relację między siostrami, pełną sekretów, zagadek i niespodzianek, widzianą od strony przeszłości i teraźniejszości. Starannie przygotowała portrety postaci, atrakcyjnie mieszała w osobowościach i czasie wspólnego dorastania. Styl narracji przyjemny, wartko niósł po akcji. „Rzeka odchodzących dusz” spodoba się czytelnikom ceniącym coś więcej niż tylko opowieść z dreszczykiem, ale także spojrzenie na fragment otaczającego nas świata, ciemnych zakamarków ulic i dusz, tego, co sprawia, że traktuje się je jako margines, choć w statystykach ilościowych wypadają ponadprzeciętnie. 

4.5/6 - warto przeczytać
thriller kryminalny, 524 strony, premiera 07.05.2025 (2020), tłumaczenie Mateusz Borowski.
Książka wypożyczona z biblioteki.

niedziela, 21 grudnia 2025

KONGRES FUTUROLOGICZNY

STANISŁAW LEM

"Rozum to wolność wewnętrzna."

Książka, do której można powracać i za każdym razem docierać do czegoś nowego. Początkowo wydaje się, że to zwykła rozrywka w krainie wyobraźni autora, przemierzającego przyszłość gatunku ludzkiego, rozwijającego ścieżki problemów, przed jakimi wkrótce stanie cywilizacja. Jednak w miarę poznawania, zaczyna się brać ją na poważnie, jako materiał do głębszych przemyśleń i refleksji. Spogląda się na nią jak na trafną wyrocznię przekształcenia obaw w stan faktyczny. Napisana w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym roku zadziwia celnością i trafnością przewidywania, w aspekcie urealnienia się uwzględnionych pomysłów i intensyfikacji różnorodnych interpretacji. 

Fenomenalna językowa zabawa, pełna treści i znaczenia, wnikliwa i bogata, a przy tym dowcipna i ironiczna. Trudno nie zachwycić się mnogością perspektyw i zagadnień jawnie przemycanych w słowotwórczej grze. Imponuje rozmachem i pomysłowością nawet po pięćdziesięciu pięciu latach. Stanisław Lem mistrzowsko łączy przerażające wizje z pragmatycznym opisem. Różnorodność form narracyjnych sprawia, że powieść licząca zaledwie sto pięćdziesiąt stron może wystąpić w funkcji przewodnika dla większej liczby utworów, co nie znaczy, że nie tworzy spójnej całości. I jeszcze coś, co niezwykle zgrabnie wychodzi autorowi, scalenie fantastyki z nauką, groteski z komizmem, wyzwolenia z trucizną, iluzji z technologią, bliskiej i dalszej przyszłości. Kluczowa postać, Ijon Tichy, nie tylko doświadcza tego, co dzieje się w fabule, ale w jakimś stopniu staje się wymiarem sumienia ludzkości, prawdy człowieka o samym sobie i zanikającej tożsamości. 

Przeludnienie planety, katastrofa urbanistyczna, zanieczyszczenie środowiska, znaczące zmiany klimatyczne, kryzys energetyczny, deficyt żywnościowy, pułapki technologiczne, zagrożenia sztucznej inteligencji, psychologiczne konsekwencje obecności w wirtualnej rzeczywistości, defraudacja kultury, katastrofa militarystyczna i dewaluacja polityczna. Błyskotliwe i prowokujące dzieło, w treści pełne zbiorowego szaleństwa, fasady wykwintnej uprzejmości, toksycznego luksusu, zatrważającej psychologicznej manipulacji prawdą, kryptochemokracji i niezmożnej ludzkiej wynalazczości, dostarczające ogromnej satysfakcji czytelniczej. Zerknij również na wrażenia po spotkaniu z podsuwającym materiał do refleksji "Niezwyciężonym", rewelacyjną komiksową przygodą "Podróż siódma", interesującą korespondencją między Stanisławem Lemem a Ursulą K. Le Guinza "I mów, że moja chwała z przyjaciół się bierze", tytułami prezentowanymi na Bookendorfinie.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
fantastyka naukowa, 158 stron, premiera 26.11.2025 (1970)
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

sobota, 20 grudnia 2025

SZTORM

AUGUST STRINDBERG tom 1

KRISTINA OHLSSON

„Ten, kto bez przerwy poluje, sam staje się ofiarą.”

Ciekawy kryminał, nie trzyma mocno w napięciu, jednak wciąga na tyle, by dobrze się zrelaksować. Fabuła uwzględnia rozbudowane obyczajowe wątki. Kristina Ohlsson oferuje czytelnikowi kilka perspektyw spojrzenia na bieg zdarzeń. Od strony kluczowej postaci serii, czyli byłego finansisty Augusta Strindberga, policyjnych służb, z głównym udziałem Marty Martinsson, szesnastoletniego chłopaka Karla, pamiętnika zaginionej kobiety. Zgrabnie przeplata sceny z bohaterami powieści, dużo opisów i emocji. Akcja rozgrywa się w stosunkowo szybkim tempie, lecz śledztwo niekoniecznie szybko posuwa się do przodu. Podoba mi się, że autorka stawia na to, aby wiele się działo w teraźniejszości, przygotowuje materiał pod różne interpretacje zachowania osób, ubarwia intrygę odwołując się do przeszłości sprzed trzydziestu lat. 

Atrakcyjnie wybiera miejsce akcji, zachodnie wybrzeże Szkocji, z zatoczkami, fiordami, klifami i rybackimi domkami. Wiatrami i deszczem przynoszącymi ponurość i świadectwo potęgi natury. Niewielkimi miejscowościami, często z garstką ludzi, w których wszyscy bardzo dobrze się znają i wszystko o sobie wiedzą. I domem, omijanym szerokim łukiem przez społeczność, z koszmarną historią zbrodni sprzed trzech dekad, niczym raną, która nie chce się zagoić. Teraz Kungshamn opanowuje poczucie nadciągającego nieszczęścia, po chwili w niewyjaśnionych okolicznościach znika lubiana przez wszystkich nauczycielka. Prasa rozdmuchuje temat do granic możliwości. Czy Agnes pada ofiarą umyślnego przestępstwa, a może ucieka na własne życzenie? Według poszukujących, zagadka nie ma sobie równych. Czy w końcu nastąpi przełom w śledztwie? Zerknij na inne książki Kristiny Ohlsson, przedstawione na Bookendorfinie, rewelacyjne kryminały z serii o Martinie Bennerze ("Zagadka Sary Tell", "Pojedynek z diabłem"), reprezentantkę serii kryminalnej z kobiecą rolą główną ("Ostatnia sprawa Fredriki Bergman").

4.5/6 – warto przeczytać
kryminał, 528 stron, premiera 17.04.2025 (2020), tłumaczenie Ewa Wojciechowska
Książka wypożyczona z biblioteki.

piątek, 19 grudnia 2025

DUCH OGNIA

GRAHAM MASTERTON

"Każdy ogień jest głodną bestią, która ma swoją własną wolę.”

Bardzo zawiodłam się, nawet biorąc pod uwagę to, że nastawiłam się na szybką relaksującą w mrocznej odsłonie przygodę czytelniczą i wiedziałam czego spodziewać się po piórze mistrza horroru. Graham Masterton nie wypadł ze schematu konstruowania fabuły, jednak miałam wrażenie, że zupełnie nie przyłożył się do uczynienia z intrygi czegoś ciekawego. Pożarowe dochodzenie przeplatało się z mocnymi scenami, wiedziałam z góry, czego się spodziewać, w żaden sposób nie zostałam zaskoczona. Denerwowały postawy pierwszoplanowych i drugoplanowych postaci, brakowało im indywidualności i  charakterystycznych rysów osobowości. Co więcej, nie podobało mi się podejście głównej bohaterki i jej męża do własnej rodziny, rozpieszczony do granic możliwości syn, ojciec z syndromem patriarchatu, matka co i rusz zmieniająca zdanie i godząca się na pewne absurdy. Jedynie córka z atrakcyjnie przypisaną wrażliwością, chorobą, osobowością i tajemnicą ratowała sytuację. Psycholog, działała poza profesjonalizmem, zaś autor książki o duchach wymykał się ramom wiarygodności. 

Uwielbiam horrory, w tym Grahama Mastertona, doskonale wiem, czym się rządzi gatunek literacki, w jaki sposób podkręca wyobraźnię czytelnika, w których elementach pozwala sobie na skrócone wersje, że czasami dopuszcza proste rozwiązania, by poczuć adrenalinę przygody czytelniczej. Jednak „Duch ognia” zawierał wiele niedociągnięć i absurdów, nawet w konstrukcji esencji intrygi i wyjaśnienia metafizycznych splotów w scenariuszu zdarzeń. Okazał się pójściem na skróty, powieleniem dawnych wzorców, ale najgorszy zarzut dotyczył nietrzymania w napięciu, niepodsycania ognia niecierpliwego poznawania, pozostawienia po sobie zgliszczy tego, co kiedyś prezentowała twórczość Grahama Mastertona. Nieco informacji o scenariuszu zdarzeń: seria dziwnych i niedających się racjonalnie wyjaśnić pożarów, z ogniem o wyjątkowo wysokiej temperaturze, z brakiem śladów użycia środków zapalających, wywoływała konsternację policji i straży pożarnej. Ofiary nie wydawały się być ze sobą w jakikolwiek sposób powiązane. Osobliwe wibracje szybko dawały się odczuć w kręgu rodziny Ruth Cutter. Kobieta, pracująca w wydziale do spraw podpaleń, musiała zmierzyć się nie tylko z wyjątkowo trudnym śledztwem, ale także z zatrważającymi sytuacjami wśród bliskich. Przy okazji, zastanawiam się, jak często cytowany jest fragment wypowiedzi Sherlocka Holmesa o wykluczeniu niemożliwego i nieprawdopodobieństwa prawdy? I ta powieści go przywołała. Klasyka kryminału wciąż obecna we współczesnych.

Zapraszam po wrażenia ze spotkania z serią o detektyw Katie Maguire ("Uznani za zmarłych", "Siostry krwi", "Pogrzebani", "Martwi za życia", "Martwe tańczące dziewczynki", "Świst umarłych", "Żebrząc o śmierć", "Do ostatniej kropli krwi", "Czerwone światło hańby"), cyklem przygód jasnowidza Harriego Erskine ("Manitou", "Zemsta Manitou", "Duch zagłady", "Krew Manitou", "Armagedon", "Infekcja"), zakręconymi thrillerami kryminalnymi w ramach serii "Wirus" ("Wirus", "Dzieci zapomniane przez Boga", "Ludzie cienia", "Wybryk natury"), ciekawie drażniącymi wyobraźnię horrorem "Dżinn", postapokaliptyczną sensacją "Susza", różnorodnymi opowiadaniami w mrocznych klimatach w "Dni śmiertelnego strachu", metafizyczną historią osobliwych zdarzeń "Dom stu szeptów", potężną falą energii paranormalnej w "Zjawie", ekscytującymi dreszczowcami "Ikon", "Szpital Filomeny", "Szkarłatna wdowa", "Sabat czarownic", "Potomek", krótkimi formami literackimi na "Festiwal strachu", opowiadaniami Mastertona z "Upiornych świąt".

2.5/6 – czytasz i zapominasz
horror, 350 stron, premiera 22.04.2025 (2009), tłumaczenie Paweł Wieczorek
Książka wypożyczona z biblioteki.

czwartek, 18 grudnia 2025

WYPRAWY NIEDALEKIE. KRAKÓW I OKOLICE

PAWEŁ GAIK

"Jednodniowa wycieczka to flirt z podróżowaniem, intensywny i ekscytujący, ale bez zobowiązań… oferuje mikroprzyjemności, które zmieniają się w makrowspomnienia.”

Niedawno prezentowałam książkę „Nad wodę”, proponującą pięćdziesiąt wypraw nad wodę i do lasu z Warszawy, teraz chętnie dzielę się wrażeniami z poznania „Wypraw niedalekich”, czyli pięćdziesięciu pięciu niebanalnych pomysłów na jednodniowe wycieczki. Paweł Gaik ceni odpoczynek w naturalnym rytmie przyrody, niespiesznym celebrowaniu odwiedzanych miejsc, dostrzeganiem atrakcyjności w szczegółach. Proponuje różnorodne typy mikrowypraw. Każdy znajduje coś dla siebie, w miarę możliwości czasowych, kondycji fizycznej, pór roku i zakresu zainteresowań. Korzyści z krótkich wycieczek ogromne. Intensywny charakter i wielki pakunek ekscytacji znakomicie przekładają się na pobudzenie organizmu, odświeżenie umysłu i odzyskanie energii. Małe podróże pozwalają spojrzeć na świat z nowej perspektywy, często nawet bardziej docenić to, co blisko nas, dostrzec piękno, a nawet wysunąć na czołówkę w pozytywnym odbiorze rodzimy kraj w porównaniu z innymi. Autor proponuje oderwanie od codzienności w aktywnym trybie poznawania atrakcji w pobliżu. Epicentrum to Kraków, dwanaście propozycji spojrzenia na miasto z bliska, zaś zewnętrzny krąg, wymagający dojazdu mieszczącego się do godziny jazy, obejmuje dwadzieścia ciekawych penetracji różnych miejsc, a jeśli możemy sobie pozwolić na dwugodzinny dojazd, do zaliczenia mamy dwadzieścia trzy wersje mikroturystyczne. Miejsca, o których pozornie wiemy wszystko, potrafią zaskoczyć. 

Warto pozwolić sobie na przyrodniczą podróż przez kontynenty za minimalną opłatę. Poddać się zielonemu resetowi. Nawiązać bezpośredni kontakt z naturą. Zachwycać się krajobrazami. Wejść na górskie szlaki. Przemierzać nad powierzchnią mokradeł. Dotrzeć do raju grzybiarzy. Odbyć spacer brzegiem rzeki. Odebrać magię podziemi. Poczuć pod nogami imponujący obszar lotnych piasków. Odnaleźć miejsce duchowego wyciszenia. Usłyszeć muzykę natury. Dotknąć ducha historii. Wpaść w sidła legend. Ulec opowieściom miasteczek. Podziwiać przykłady architektury. Zajrzeć w okno przemysłowych osiągnięć. Każdy pomysł na jednodniową wyprawę dostarcza mnóstwo ciekawych informacji i użytecznych wskazówek, a przy tym zdjęciowych dowodów. Łatwo je zaplanować i zrealizować, kiedy wiemy o potrzebnym czasie, możliwym dojeździe i towarzyszeniu psa, usytuowaniu parkingów i punktów gastronomicznych. Doceniam kolorowe plany z trasą i punktami odwiedzin. Wiele podróży na mini skalę już zaliczyłam, ale kilkanaście czeka na odkrycie, czuję się zainspirowana przez przewodnik, by szybko zabrać się za nie.

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura podróżnicza, 284 stron, premiera 23.04.2025 
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Znak Literavova.

środa, 17 grudnia 2025

NAD WODĘ

MIKROWYPRAWY Z WARSZAWY

MONIKA MASALSKA, SEWERYN MASALSKI

"Darujemy sobie zamki, dwory i modernistyczne wille i porywamy was w mazowiecką przyrodę – nad wodę i do lasu.”

Lubię chwytać za książki powstałe na bazie własnych doświadczeń i przeżyć, a bogactwo turystycznych wrażeń zapisane jest w słowach. Czytam przewodniki, ale i mniejsze formy ich odmian, tematycznie sięgające daleko od Polski i koncentrujące się na pięknie naszego kraju. Ponieważ uczestnictwo w wycieczkach na wielką skalę jest obecnie dla mnie wykluczone, mam nadzieję, że tylko na jakiś czas i powrócę do pasji, chętnie korzystam z radości podróżowania za pośrednictwem książek na inne kontynenty i do innych krajów, ale także w ramach wybranych polskich regionów, województw, a nawet samych miast i obrzeży. Kiedy wpadł mi w rękę tytuł „Nad wodę”, liczyłam, że spodoba mi się, da inną perspektywę poznanych miejsc, zainspiruje do odwiedzenia nowych. Przychylnie ją odebrałam, otrzymałam atrakcyjne propozycje małej turystyki, info o wybranych destynacjach, bogate wrażenia autorów z pobytu, sporo ciekawostek. Siedem mikrowypraw w Warszawie, dwadzieścia siedem do godziny jazdy ze stolicy, czternaście do dwóch godzin i dwie do trzech. Uwzględniały potrzeby pięcioosobowej rodziny, wymagania dorosłych i dzieci w różnym wieku, aby bezpiecznie i radośnie spędzić czas na świeżym powietrzu wśród zieleni i wody.

Doceniłam przyjazny styl narracji, entuzjazm wobec fizycznej aktywności, fascynację przyrodą, nawet najmniejszym elementem, co bardzo podkręcało chęć zobaczenia wszystkiego na własne oczy. Nie ma znaczenia pora roku, dla pasjonatów eksploracji środowiska naturalnego, pobytu nad wodą i w lesie, każdy dzień spędzony w towarzystwie i z bliską relacją z naturą, znakomicie odstresowuje, dodaje pozytywnej energii i na długo ładuje akumulatory. Jeżeli tylko czuje się taką potrzebę, albo na stałe wpisana jest w kalendarium turystycznym, łatwo i szybko jest zaplanować trasę i ścieżki łączności z przyrodą. Im częściej człowiek się w to angażuje, tym więcej pojawia się wprawy i przyjemności. „Nad wodą” bardzo dobrze wpisuje się w nurt korzystania z wolnego czasu nawet w niewielkim rozmiarze, w sam raz na pojedynczy dzień. Książka szczegółowo przygotowana od strony merytorycznej, zakresu informacji, całościowej oprawy graficznej i dla pojedynczych wycieczek, wyróżnienia najważniejszego. Rozdziały posiadają plan z zaznaczoną trasą i punktami odwiedzin, dane o czasie wypoczynku, sposobach dojazdu, usytuowaniu parkingu, dostępności gastronomii, pobytu z psem, ewentualnych utrudnieniach wobec wózków i wymaganiach w terenie. Monika Masalska i Seweryn Masalski odbyli mnóstwo mikrowypraw, doskonale wiedzą, co warto zobaczyć i jak się do tego przygotować, dzielą się tą wiedzą z czytelnikami, a czynią to w sposób przejrzysty i atrakcyjny, zwłaszcza, że wsparty zdjęciami inspirującymi do poznania mazowieckiej przyrody.


5/6 - koniecznie przeczytaj
przewodnik, 304 strony, premiera 23.04.2025tłumaczenie, ilustracje
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.

wtorek, 16 grudnia 2025

PORA NA ŚMIERĆ

NICO COSTA tom 1

DAVID HEWSON

„To zawsze te małe rzeczy, te, po których się tego nie spodziewasz – to one cię zabijają.”

Niedawno dzieliłam się wrażeniami po spotkaniu z książką Davida Hewsona ("Domek dla lalek"), którego twórczość chcę poznać w jak najszerszym wydaniu. Co prawda, również pierwszy tom, ale innej serii, tym razem o młodym policjancie Nico Costa, potwierdził, że ten typ sensacyjnej przygody czytelniczej szalenie mi odpowiada. Dodatkowym bonusem okazało się miejsce akcji – ukochane przeze mnie Wieczne Miasto. „Pora na śmierć” pozytywnie zaskoczyła bogactwem różnorodnych postaci, wyzwalających mieszane odczucia, zakłócających proces dociekania motywów aktywności seryjnego mordercy, kameleona dowolnie zmieniającego postać i wygląd.

Dwudziestosiedmioletni Costa, fascynujący się obrazami włoskiego malarza Michelangelo Merisi da Caravaggio, biorący udział w maratonach biegowych, z piętnem ojca komunisty, stawiał początki w detektywistycznej pracy. Przydzielono go do wyeksploatowanego zawodowo partnera, starego gliny z nadwagą, Luca Rossi posiadał jednak sporą wiedzę i intuicję. Wyczekiwałam spotkań z ojcem kluczowej postaci, stojącym przed obliczem śmierci, dzielącym się życiowym doświadczeniem i spojrzeniem na świat. Wiele ciekawych spostrzeżeń przypisał mu autor, jednak uniknął gloryfikowania bohatera. Nie myśl, że rodzina to coś w rodzaju magicznej recepty na szczęście. Rodzina może człowieka wyleczyć, ale może go też zabić, jeśli coś pójdzie nie tak. Również atrakcyjna od strony portretu była patolog Teresa Lupo, znacznie ubarwiła powieść. Natomiast, Sara Farnese, uniwersytecka wykładowczyni przedmiotów o początkach chrześcijaństwa, to szalenie niejednoznaczna i trudna w odbiorze bohaterka.

Sporo się działo w fabule, liczne zwroty akcji, nieczyste zagrania ze strony włoskich policyjnych sił i watykańskich celebrytów. Zaczęło się od zamachu w papieskiej bibliotece, makabrycznego odkrycia i odnalezienia zmasakrowanych ciał. Im głębiej wchodziłam w powieść, tym bardziej mierzyłam się ze śmiertelnym fatalizmem, historiami z apokryfów, mrocznymi okolicznościami śmierci wczesnochrześcijańskich męczenników, naturą rzymskiej polityki, ściśle strzeżonymi rodzinnymi tajemnicami, bankową korupcją na wielką skalę. Wkraczałam w koszmar, w którym zasady rządzące zwykłym ludzkim zachowaniem nie liczyły się, zawodziła logika zbrodni przy rozważaniu szczegółów, a to trzymało w narastającym napięciu, wyczekiwaniu kolejnych śladów i dowodów chorej psychiki. Krew męczenników jest nasieniem Kościoła! Narracja przyjazna, chociaż niekiedy brakowało elegancji.

5/6 – koniecznie przeczytaj
sensacja, 404 strony, premiera 17.06.2015 (2003), tłumaczenie Karolina Iwaszkiewicz
Książka wypożyczona z biblioteki.

poniedziałek, 15 grudnia 2025

JAK WYCHOWAĆ ZAJĄCA

CHLOE DALTON

"Cień i słońce, tak też nasze życie się tworzy.
Ale pomyśl, jak wielkie jest słońce, a jak mały cień.”
motto na zegarze słonecznym

Zupełnie nie dziwi, że książka odnosi ogromny sukces. Natychmiast poddaję się jej urokowi. Zabiera w świat na wyciągnięcie ręki do dzikiej natury, jakże odmienny od miejskiej egzystencji. Chloe Dalton swobodnie przyciąga czytelnika, nie tylko pięknym stylem narracji, cudowną opowieścią, odwołaniami do literatury, ale także cennym przypomnieniem o fascynującym świecie przyrody i mieszkańcach. Szczegółowość opisów wywołuje zachwyt i radość poznawania, uświadomienie esencji i znaczenia detali stworzonych przez planetę. Przygarnięcie dzikiego zająca i spędzanie z nim kilku lat, stwarza możliwości uważnych obserwacji, wywołuje impuls dowiedzenia się jak najwięcej o naturze, umiejętnościach i zwyczajach zwierzęcia, a nawet stosunku człowieka do niego na przestrzeni wieków, w tym obecności w legendach, folklorze i polowaniach. Rodzi się poczucie odpowiedzialności i akceptowania niepewności o życie szaraka. Szacunek okazywany małemu stworzeniu, dostosowanie rytmu własnej codzienności do jego potrzeb, to zaledwie pierwszy krok na drodze wzajemnego poznania. Ale co zadziwiające, także dowiedzenia się o sobie czegoś, co wcześniej nie miało okazji ujrzeć światła dziennego.

Dzikie zwierzątko, znane z wyjątkowej szybkości poruszania się, potrafi wprowadzić spokój w życie kobiety, dotąd rozgorączkowane, nieprzewidywalne i obarczone stresem, narzucić nowy łagodny rozkład dnia, zainicjować spokojny rytm wykorzystania doby, zachęcić do spacerów, zwiększyć areał osobniczy, wyczulić na cudowność natury, poddać się pięknu okolicy, rozbudzić uśpioną wrażliwość, zachęcić do zdobywania wiedzy o królestwie roślin i zwierząt, podnieść świadomość zagrożeń dla przyrody ze strony jej samej i działalności człowieka. Dokonują się również zmiany w osobowości kobiety, wyrażaniu emocji, budowaniu cierpliwości, docenianiu milczenia, poczucia wolność, ulgi uwolnienia się od zawodowej maski doradczyni politycznej. Zajączek łagodzi nerwowe napięcie i niecierpliwość. A każda chwila spędzona z nim, chociaż ulotna, wydaje się cenna, bo prowadzi ku przewartościowaniu życia i poszukiwaniu odpowiedzi wyjaśniającej, na czym polega dobre życie. I bynajmniej nie są to zmiany chwilowe. Wszyscy mamy dostęp do natury, być może jest to nasze jedyne prawdziwie wspólne dziedzictwo i źródło nadziei na odnowę w naszym pełnym stresów życia. Teraz, kiedy większość ludzkości mieszka w miastach, powoli zatracamy więź z naturą, pięknem przyrody, możliwością bezpośredniego kontaktu z szeroko rozumianą zielenią i jej mieszkańcami. Potrzeba nam takich książek, "Jak wychować zająca" bardzo pomysłowo przypomina, skąd się nasz gatunek wywodzi i jakimi wartościami powinien kierować się w odniesieniu do środowiska naturalnego.

4.5/6 - warto przeczytać
literatura współczesna, 266 stron, premiera 15.10.2025 (2024)
tłumaczenie Tomasz Bieroń, ilustracje Denise Nestor, Jamie Whyte
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

niedziela, 14 grudnia 2025

KOŚCI PROROKA

AŁBENA GRABOWSKA

„Natura ludzka jest zawsze i wszędzie mniej więcej jednakowa.” 
Agatha Christie

Dotychczas wysoko oceniałam książki autorki, chętnie po nie sięgałam ze względu na ciekawie odmalowane klimaty i nasączenie emocjami, pomagał również historyczny rys i magiczne nuty („Lady M”; seria „Alicja w Krainie Czasów” – „Czas zaklęty”, „Czas opowiedziany”; seria „Stulecie winnych” – „Ci, którzy przeżyli”, „Ci, którzy walczyli”, „Ci, którzy wierzyli”). „Kości proroka” nie przekonały mnie, nie tego oczekiwałam, nie tak wyobrażałam sobie przygodę czytelniczą. 

Szalenie drażniła główna bohaterka, nie dało się z nią wytrzymać, totalny chaos w głowie, emocjonalna huśtawka, nieprzystosowanie do życia w rzeczywistości. Margarita Nowak nie wiedziała czego chce, jak się zachować, co mówić, jak patrzeć perspektywicznie, a nawet, co to znaczy miłość. Wątek romantyczny właśnie z jej winy stracił na blasku i cieple, prawdziwości i szczerości, żal było Dimityra. Miałam wrażenie, że świat kluczowych postaci kręcił się bardziej wokół jedzenia niż śledztwa. Rozumiałam, że autorka chciała jak najwięcej przemycić do powieści akcentów z kuchni bułgarskiej, ale wprowadzanie ich do scen, które nie na tym miały polegać, raziło nadmiarem. Ogólne i pobieżne śledztwo zasługiwało na większą oprawę i profesjonalizm. Przydałoby się mniej debatowania w oparach amatorstwa. Jak na thriller, mało było napięcia i niecierpliwości poznawania. Co do biblijnych opowieści, trochę zanudzały, lecz to subiektywne odczucie, inni czytelnicy mogli być w większym stopniu zainteresowani tematyką.

A co mi się podobało? Złożoność fabuły pod względem ścieżek czasowych. Ałbena Grabowska prowadziła czytelnika po scenariuszu zdarzeń z pierwszego wieku, dwunastego wieku i czasów współczesnych. Intrygująco przeplatała rozgrywające się wątki, zgrabnie łączyła nici wspólnych zależności i interpretacji. Do scenariusza zdarzeń włączyła kilka zaskakujących obrotów spraw, choć całość łatwa było wydedukować. Podobał mi się bułgarski rys nadany powieści, skierowanie w miejsca ciekawe lub szczególne, oprowadzanie po kulturze codzienności i mentalności narodu, sięgnięcie po historyczne akcenty. Z entuzjazmem, jakkolwiek to zabrzmi, przyjęłam szczególną brutalność morderstwa, oprawę wizualną złożenia zwłok i tajemnicę skrywaną za dziwaczną mieszanką języków i symboli wyrytych na skórze ofiary. Miejsce złożenia zwłok nietypowe.

Współczesność, czerwcowy dzień, teatr antyczny w Płowdiwie. Znaleziono sprofanowane nagie zwłoki mężczyzny, biznesmena z Warszawy, dawnego posła i działacza społecznego. Na zaproszenie bułgarskiej policji z Polski przyjechała Margarita, aby pomóc w śledztwie. Pierwszy wiek naszej ery, pojawienie się Nauczyciela, chrześcijańskiego proroka, prowadzącego uczniów do Jerozolimy. Dwunasty wiek naszej ery, wędrówka bogomiłów do Konstantynopola ze skarbami bractwa. Trzeba nadmienić, że Ałbena Grabowska przygotowała szeroką bazę, aby na jej podstawie przygotować przygodę dla czytelników, wyobrażam sobie, że zajęło to sporo czasu i trudu. Szkoda, że nie przełożyło się na ekscytację i entuzjazm wobec prezentacji złożonej intrygi. 

3/6 – w wolnym czasie
thriller, 488 stron, premiera 09.09.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

sobota, 13 grudnia 2025

TAJEMNICZY KLUCZ

LOUISA MAY ALCOTT

"Jak na razie, idzie nieźle; nie dopuszczę, by współczucie zmiękczyło mi serce, ani żeby mój cel się zmienił, póki nie dotrzymam obietnicy.”

Książka do przeczytania w krótszy wieczór czytelniczy, kiedy ma się chęć na opowieść z dreszczykiem. Zgrabnie zaprojektowana, długo nie pozwala łączyć tajemniczych wątków, co podkręca atmosferę niepewności i tajemniczości. Powstała dwa wieki temu i odbiega od oczekiwań odbiorcy, jednakże potrafi zaintrygować scenariuszem zdarzeń, dotarciem do sekretnej zawartości księgi pisanej przez wieki, poznaniem historii rodziny z niepokojącą przepowiednią i szalonym dziedzictwem. Postaci, jak na swoją epokę, zachowują się adekwatnie, egzaltowanie i melodramatycznie, jak na romantyczne dusze przystało. Pojawiają się nie tylko ufność, niewinność i ciepło, ale również ukryte intencje, złowieszcze znaki i nienaturalne siły. 

Louisa May Alcott atrakcyjnie tworzy mroczny klimat złowieszczych odwiedzin, długich cieni rodowych sekretów, dramatycznych zniknięć, sekretnych listów i tajemniczej miłości. Dobre wrażenia z przygody czytelniczej w dużej części odbiera zakończenie. Rozczarowuje pod względem formy i treści, ale mieści się w schematach klasyki połowy dziewiętnastego wieku. Kiedy lorda Richarda Trevlyna dosięga nagła śmierć, a jego młoda żona rodzi córeczkę, w posiadłości nastaje smutek straty zmieszany z radością nowego życia. Po jakimś czasie pojawia się szesnastoletni Paul i zdobywa serce domowników, zwłaszcza dziedziczki Lillian, służy dziewczynce jako partner do jazdy konnej. Jednak z dnia na dzień chłopak znika i nikt nie wie, gdzie i dlaczego. Zerknij też na świąteczną przygodę czytelniczą Louisy May Alcott "Gwiazdka. Opowieści ilustrowane", w sam raz na grudniowe wprowadzenie się w ciepły rodzinny klimat.

3.5/6 – w wolnym czasie
klasyka, wydanie ilustrowane, 116 stron, premiera 09.04.2025 (1867)
tłumaczenie Dorota Tukaj
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

piątek, 12 grudnia 2025

PIĄTE SŁOŃCE

NOWA HISTORIA AZTEKÓW

CAMILLA TOWNSEND

"Piąte Słońce opowiada o traumie podboju, ale także o przetrwaniu i ciągłości… Tutaj hiszpański podbój nie jest ani wstępem, ani punktem kulminacyjnym – jest punktem zwrotnym.”

Po „Ordzie” Marie Favereau i „Imperiach Normanów” Levi Roach, kolejna bardzo ciekawa i dobrze przygotowana publikacja oferująca odświeżoną wiedzę, tym razem o potężnej cywilizacji indiańskiej z Mezoameryki. „Piąte Słońce” uwzględnia dotąd mało znane źródła, utrwalane przez Azteków w języku nahuatl, azteckiej historii i literatury ustnej. Camilla Townsend kreśli wciągającą wielowarstwową opowieść, wychodzącą poza utrwalone stereotypy o przerażającym skrajnym barbarzyństwie i przejaskrawienia czynione przez szesnastowiecznych Hiszpanów na temat autochtonicznego ludu, i jego sojuszników. Ludu dominującego w środkowym Meksyku, czyli Mexica, oraz innych ludów również zamieszkujących środkowy Meksyk, z własnym językiem i kulturą, w większości podbitych przez Mexica, czyli Nahua. Autorka sięga po szeroki zakres źródeł badawczych i naukowych, rozmów z azteckimi nauczycielami i wykładowcami, pisarzami i wydawcami, a nawet filmowcami. Uwzględniając meksykański intelektualny dorobek, w tym roczniki nahuatlańskie, znacznie wzbogaca publikację.

Camilla Townsend przeprowadza czytelnika przez dokonywane odkrycia na temat egzystencji i osiągnięć Azteków, jak naprawdę wyglądała historia, czym charakteryzowała się kultura i na czym polegała religia. Bohaterowie książki zdawali sobie sprawę z tego, że politykę stanowią zmieniające się układy władzy, a nie religijne składanie ofiar. Postrzegali wymienność funkcji społecznych poza kategoriami dobra i zła. Znakomicie umieli oszacować własne szanse i techniczną przewagę wroga, nie wpadali w fatalizm i irracjonalność. Wykazywali gotowość do eksperymentowania z nowościami, pod warunkiem zachowania swojego poglądu na świat, oraz pragmatyzm, nie użalali się nad sobą. Zostali podbici, ale uratowali się przed zagładą, przeżyli, bo nie stracili równowagi. Niesamowita historia przezorności i przetrwania, zmiany wierzeń i praktyk, zachowania świadectw biegu zdarzeń i dziedzictwa kulturowego w opowiadaniach. "Piąte Słońce" czyta się pierwszorzędnie, z dużym entuzjazmem i zaciekawieniem, w przyjaznym i przystępnym stylu narracji. Początek każdego rozdziału urozmaica ilustracja i fabularne tło życia jednostki, tak aby poprzez przekonania i odczucia odbiorca głębiej wkroczył w świat Azteków. Oprócz licznych przypisów, wygodnego indeksu, tradycyjnej bibliografii, autorka dołączyła bibliografię roczników w nahualtl z komentarzami, dodatek o badaniu historii Azteków, zasady przybliżonej wymowy słów w języku azteckim, drzewo rodowe władców Tenocha, mapę Doliny Meksyku z 1519 roku i pomocny słowniczek.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, historia, 392 strony, premiera 09.09.2025 (2019)
tłumaczenie Andrzej Jankowski
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

czwartek, 11 grudnia 2025

IMPERIA NORMANÓW

JAK NORMANOWIE ZMIENILI EUROPĘ I ROZWINĘLI CYWILIZACJĘ ZACHODU

LEVI ROACH

"Dwie armie stanęły naprzeciwko siebie po obu stronach rzeki Epte w północnej Francji. Na jednym brzegu rozłożył się dwór króla francuskiego Karola III Prostaka...na drugim zaś świta Rollona, wikińskiego grabieżcy, który od kilku już lat grasował wzdłuż brzegów Sekwany.”

Wcześniej prezentowałam wrażenia po spotkaniu z książką „Orda” Marie Favereau, poświęconą mongolskiemu globalnemu zmienianiu świata, a teraz przybliżam równie wciągającą historię ludu z imponującą ekspansją i ogromnym wpływem na rozwinięcie cywilizacji. Tytuł „Imperia Normanów” okazał się atrakcyjną i wciągającą przygodą czytelniczą, co bardzo cenne, uwzględniającą najnowsze odkrycia i interpretacje historyków. Przystępnie i przyjaźnie przekazywał wiedzę, często łączoną z fragmentarycznych źródeł. Dopełnieniem okazały się poglądowe mapy, przydatny indeks, zestawienie przypisów i klimatyczna wkładka z kolorowymi zdjęciami. Ciekawą bazą prezentowanego materiału stały się istotne szczegóły i pomocne wyjaśnienia, przybliżające zrozumienie wkładu i rozmachu roli Normanów, jaką odegrali we wszechobecnych wpływach i kreśleniu mapy świata, zwłaszcza zachodniej Europy. Zadziwiające, jak wielkie pozostawili po sobie dziedzictwo w ramach osiedlania się i zapuszczania korzeni w nowych miejscach, oraz jak ewaluowała ich tożsamość, jak stopniowo zanikali dostosowując, integrując i wtapiając się w regionalne społeczności.

Potomkowie garstki wikingów, ludzi Północy, skandynawskich intruzów, piratów Rollana, którzy około dziewięćset jedenastego roku przypłynęli na ledwie kilku okrętach i osiedlili się w ujściu do Sekwany. Dokonali tego dzięki śmiałości, zaciekłości, szczęściu i pobożności. Niezaprzeczalnie, osiągnęli coś mega imponującego. Połączyli i zintegrowali duże połaci Europy Zachodniej i basenu Morza Śródziemnego. Ich wpływy sięgnęły także do Hiszpanii, Egiptu, Maroka, a nawet Azji Mniejszej. Wzmacniali ekspansje terytorialne, unie i zjednoczenia, zakładali potężne księstwa i rody arystokratyczne, nawiązywali bliskie powiązania z papieżem i Rzymem, uruchamiali ciąg wydarzeń osłabiających rządy. Wprowadzali kamienne zamki, rycerską służbę i kulturę rycerską, zaszczepiali nowe podejście do prawa i sprawiedliwości. Wraz z koronacją Fryderyka II na króla niemieckiego potęga i wpływy Normanów osiągnęły apogeum. Ostatecznie, Normanowie padli ofiarą własnego sukcesu. Do połowy trzynastego wieku trudno było już znaleźć jakichkolwiek Normanów poza Normandią. Jednocześnie byli wszędzie i nigdzie, ludem o sławnej przeszłości, lecz krótkiej przyszłości. Rozpłynęli się w otoczeniu i popadli w zapomnienie, ale ich spuścizna wciąż kształtuje oblicze świata.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, historia, 368 stron, premiera 28.10.2025 (2022)
tłumaczenie Tomasz Fiedorek
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

środa, 10 grudnia 2025

ORDA

JAK MONGOŁOWIE ZMIENILI ŚWIAT

MARIE FAVEREAU

"Opowieść zaczyna się na wschodnioazjatyckim stepie, gdzie na początku XIII wieku Czyngis-chan zjednoczył koczowniczych Mongołów i inne ludy stepowe, kładąc podwaliny pod największe lądowe imperium na świecie.”

Wiele skorzystałam na spotkaniu z książką. Przypuszczałam, że mnie zaciekawi, gdyż stosunkowo mało wiedziałam o Mongołach, ogólne informacje, ale nie spodziewałam się, że będę miała okazję wejść w tematykę z innej niż powszechnie przyjmowanej opinii. Już podtytuł naprowadził, że kierunek analiz i przemyśleń autorki pójdzie w stronę przywołania dziedzictwa i docenienia osiągnięć, lecz otrzymałam również mocny wydźwięk globalnego wpływu Ordy na historię świata. Zdominowanie kontynentalnego handlu euroazjatyckiego, wymiany dóbr i kultury na ogromne odległości, przerzucenie mostu między starożytnym Jedwabnym Szlakiem a nowożytną erą wielkich odkryć geograficznych, pomoc w stworzeniu największego jednolitego rynku w czasach przednowożytnych, wypełnienie luk dzielących rynki czterech stron świata i zaprowadzenie kontynentalnego ładu gospodarczego.

Marie Favereau ukazała fascynującą złożoną społeczną, polityczną i gospodarczą naturę ogromnej koczowniczej federacji zrodzonej z ekspansji Mongołów, konnych wojowników, w trzynastym wieku. Przywołała zapomnianą i tajemniczą historię Ordy, powstanie, rozwój na przestrzeni wieków, rozkwit Pax Mongolica, przekształcenia bez tracenia koczowniczego charakteru i historycznie zakorzenionej tożsamości. Prowadzenia szczególnej imperialnej polityki integracji, opartej na swobodzie tożsamości, pochodzenia, religii, stylu życia, praktyk, tradycji, własnej waluty podbitych ludów, w zamian za podpisywanie umów, obłożenie podatkami, często nawet zaniechanymi w intencji pobudzenia gospodarczego. Autorka wyjaśniała jak udało się połączyć koczowniczy lud i mieszkańców stepów z prowadzącymi osiadły tryb życia.

Pomogła w zrozumieniu zależności i niezależności od mongolskiego ośrodka władzy, stabilności wspartej jednocześnie ciągłością i zmianą, wyjątkową elastycznością i umiejętnością adaptacji. Kształtowania przez Odrę otaczającej rzeczywistości i wpływu zewnętrznego świata na Ordę. Monumentalnych zmian ułatwiających rozkwit sztuki, rękodzieła, rzemiosła i wiedzy. Wpisania mobilności, ekspansji, asymilacji, dyplomacji i handlu w strategię rządzenia. Pozornej politycznej i religijnej niekonsekwencji jako starannie obliczonej strategii i praktycznego podejścia. Fenomenalne utrzymanie odrębnego, a jednak globalnego, porządku społecznego i politycznego. Bardzo ciekawym aspektem okazało się spojrzenie na to, jak Złota Orda pomogła stworzyć współczesne państwo rosyjskie, włożyła wkład w rozwój Rosji, zwłaszcza Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, carstwa rosyjskiego, poprzez wspieranie interesów i umożliwianie niezwykłej witalności gospodarczej, a zatem obdarzając władzą i zasadniczo zmieniając bieg dziejów.

Publikacja nie sprawiła kłopotów w kwestii słownictwa odmiennego językowo i kulturowo, tym bardziej, że pojawiające się nazwy i terminy autorka szczegółowo wyjaśniała, a na końcu zamieściła słowniczek. Udało mi się zrozumieć różnice między ułusem i ordą. Przypomniałam sobie znaczenie słów chan i bej. Dostrzegłam dominację kryjącą się za sarajem i sporym niedopowiedzeniem w użyciu słowa stolica dla Karakorum. Odpowiadał mi styl narracji, przyjazny i przystępny, bez zbędnej naukowej terminologii, za to z entuzjastycznym i szczegółowym podejściem do historii Ordy. Jak na literaturę popularnonaukową, nie zabrakło przydatnego indeksu i rozbudowanych przypisów. Śledzenie terytorialnych ruchów ułatwiały liczne mapki, ilustracje i zdjęcia, znakomicie wprowadzały w klimat mongolskiej epoki, zaś komentarz do wydania polskiego wiele wyjaśniał w kwestii nazewnictwa.

5.5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura popularnonaukowa, historia, 432 strony, premiera 14.10.2025 (2021)
tłumaczenie Adam Bukowski
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis.

wtorek, 9 grudnia 2025

KARMINOWY SZAL

JOANNA M. CHMIELEWSKA

"Kiedy Magda rzuciła tę zwariowaną propozycję, one ją podchwyciły. Bawiły się planowaniem i wyobrażaniem sobie, co mogłoby się zdarzyć.”

Książka zapewnia przyjemne czytanie, sympatyczne spędzanie czasu, wciąganie treścią i przesłaniami. Co prawda, trzy kluczowe bohaterki są młodsze ode mnie o ponad dwadzieścia lat, jednak nawiązuję z kobietami nić zrozumienia i sympatii. Targające nimi życiowe wątpliwości i obawy dawno już za mną, lecz wciąż potrafię przypomnieć sobie ich barwę i znaczenie. Pierwsze poważniejsze stanięcie na rozdrożu życia, w wieku niemal czterdziestu lat, potrafi wprowadzić wiele znaków zapytania, wybić z rutyny codzienności, zasiać ziarna niepewności. Nie ma znaczenia, czy dotyczy małżeństwa, rodzicielstwa, niedopasowania, utraconej miłości lub braku życiowego partnera. Jednakowo wyczerpuje emocjonalnie. Wówczas człowiek oddaje się refleksjom, zastanawia się, co by było, gdyby dokonał innych wyborów, czy uzyskałby coś więcej niż ma teraz. Często pokazuje nowe możliwości, dochodzi do bolesnych rozpadów i rozstań, kiedy indziej, wręcz odwrotnie, naprawia i cementuje to, co pozornie utracone. Fantastycznie, kiedy w procesie dowiadywania się czegoś więcej o sobie, własnych pragnieniach i marzeniach, można z kimś o tym szczerze porozmawiać, zdać się na obserwację niejako z zewnątrz, dotrzeć na przyjacielskiej stopie do źródeł wątpliwości i zahamowań.

Marta, Maria i Magda, po wielu latach milczenia, chętnie odświeżają bliskie relacje z dzieciństwa spędzonego w ośrodku leczniczo-rehabilitacyjnym. W ramach cyklicznych spotkań w kawiarni pogłębiają więź istniejącą między nimi, stają się powierniczkami, ale i też współdzielą tajemnicę z przeszłości. Joanna M. Chmielewska pozostawia młodym kobietom dużo swobody w rozmowach, stopniowo wprowadza w arkana ich osobistego życia, podkręca pragnienie odkrycia, jakim sekretem dzielą się przyjaciółki. Ciekawie portretuje kluczowe postaci, w wielu aspektach bardzo różne, z kontrastowymi osobowościami, z odmiennymi scenariuszami życia, ale ze wspólną nicią porozumienia i wzajemnej empatii pozwalającej na szczerą spontaniczność i prawdziwą troskę. Każda atrakcyjnie ubarwia powieść, pragnie symbolicznego karminowego szalu, odnaleźć siebie. Wspólnie nadają sympatyczny ton fabule. Narracja lekko niesie, czasem robi się za słodko, albo do głosu dochodzi małe osadzenie w prawdopodobieństwie zdarzeń i relacjach, jednakże przy pozytywnym nastawieniu do historii kobiet w niczym to nie przeszkadza. Książka w sam raz na jesienne i zimowe spotkanie, kiedy chętniej poszukuję ciepłych kolorów melodii życia na łamach stron i atrakcyjnie wybrzmiewających refleksyjnych nut. Inne poznane książki autorki przybliżone na Bookendorfinie: "Mąż zastępczy", "Poduszka w różowe słonie" i "Pod Wędrownym Aniołem".

4.5/6 – warto przeczytać
literatura obyczajowa, 224 strony, premiera 04.06.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG.

poniedziałek, 8 grudnia 2025

DOMEK DLA LALEK

PIETER VOS tom 1

DAVID HEWSON

"Czasami człowiek podejmuje decyzje. Czasami życie podejmuje je za niego.”

Bardzo lubię powieści kryminalne i sensacyjne, znakomicie relaksuję się przy nich po naukowej literaturze. Dużo ich czytam, naprawdę dużo, i wciąż nie mogę nadziwić się, że co jakiś czas trafiam na wyjątkową lekturę w tych gatunkach literackich, o której nie mam pojęcia, chociaż staram się uważnie śledzić nowości wydawnicze. I tak właśnie jest z „Domkiem dla lalek”. Książka przypadkowo wypożyczona z biblioteki, wydana przeszło dziesięć lat temu, znakomicie wpisuje się w moje gusta czytelnicze, lecz nie wiem dlaczego minęłyśmy się. Najważniejsze, że w końcu na nią trafiłam, gdyż niesamowicie wciągnęłam się. Odczułam potrzebę poszukania innych tytułów z twórczości Davida Hewsona.

„Domek dla lalek” wydał się intrygującą przygodą czytelniczą. Nie tylko ze względu na barwną i złożoną fabułę, ciekawą i nieschematyczną postać kluczową, frapująco rozwijane wątki i zagadki kryminalne, elementy starej i dobrej sensacji, ale też indywidualny klimat Amsterdamu. Miałam wrażenie poznawania ciekawej esencji egzystencji miasta, a nie tylko turystycznej perspektywy. Przemieszczałam się po ulicach, zaglądałam w mroczne strefy, przyglądałam się życiu zwykłych mieszkańców, w otoczeniu kanałów, kamienic, muzeów, kawiarni, czerwonych latarni, tulipanów i rowerów. W takim otoczeniu pojawił się słynny eks policjant, czterdziestoletni Pieter Vos, złamany niewyjaśnieniem sprawy zaginięcia córki. Kiedy w podobnych okolicznościach inscenizacyjnych zniknęła nastoletnia córka zastępcy burmistrza, komisarz policji nakłonił dawnego podwładnego do zajęcia się sprawą. W śledztwie, u boku Vosa, pierwsze szlify zawodu w wielkim mieście zbierała dwudziestoczteroletnia Laura Bakker. Bohaterka drugiego planu podkręcała powieść. 

Przyglądałam się czterem dniom splątanym brudnymi politycznymi sekretami, biznesowymi pułapkami podziemnego świata i policją postawioną w trudnej sytuacji. Hewson znakomicie rozlewał zło w mieście, podtrzymywał niedopowiedzenia w scenariuszu zdarzeń, rozmywał zbliżenia do prawdy, skracał czas na rozliczenia między postaciami. Nie potrafiłam wczuć się w relację Pietera z dawną życiową partnerką, matką zaginionej szesnastolatki Anneliese. Również rola w intrydze zdetronizowanego bandziora Theo Jansena wydawała się mało prawdopodobna, chociaż w zgodzie z duchem bossa kierującego się własnym kodeksem etycznym. Zaskoczyło mnie odkrycie tożsamości czarnego charakteru. Popieram stwierdzenie, które pojawiło się w książce, zdrowi psychicznie ludzie trzymają się od polityki z daleka.

5/6 - koniecznie przeczytaj
kryminał, 446 stron, premiera 18.02.2015 (2014), tłumaczenie Ewa Penksyk-Kluczkowska
Książka wypożyczona z biblioteki.

niedziela, 7 grudnia 2025

DUCHY I BOGINIE

KOBIETY W KOREAŃSKICH WIERZENIACH

JEON HEYJIN

"Mimo ewentualnych zmian i niedomówień w swojej obecnej formie obrazują one (podania o żeńskich zjawach) szczegółowo to, czego bały się w przeszłości mieszkanki koreańskich ziem. A są to kwestie być może znane z doświadczenia również współczesnym kobietom.”

Pierwsze spotkanie z mitologią koreańską, zatem każdą legendę, historię, opowieść, podanie i zeznanie śledzę z zainteresowaniem. Dla mnie coś zupełnie nowego i atrakcyjnego w odbiorze. Ponadto, liczę, że pomoże mi w lepszym zrozumieniu koreańskiej literatury, którą cenię ze względu na prosty, nieprzekombinowany, ale sugestywny styl pisania, wyjątkową wrażliwość w postrzeganiu świata i ludzi, ale także obecność czegoś z pogranicza rzeczywistości i metafizyczności. Jeon Heyjin wychodzi do czytelnika z ciekawym pomysłem na przedstawienie nadprzyrodzonych bytów, demonów, duchów przodków, bogini, zjaw i innych przeobrażonych. Wszyscy oni wpływają na ludzkie losy. Proponuje rozważania o sytuacji kobiet jako źródle i tle do opowieści o duchach. Mieszanka zabójstw, samobójstw, sprowadzania chorób, wyrażania żalu, urazy i żądzy zemsty, ma wynikać ze społecznej nierówności w traktowaniu kobiet i mężczyzn, głęboko zakorzenionego patriarchatu, niesprawiedliwości w rodzinnym życiu, pozbawiania praw i zasług, fałszywych oskarżeń i dotkliwych krzywd. 

Autorce zręcznie udaje się połączyć przeszłość, sięgającą prastarych ustnych przekazów, poprzez spisane od piętnastego wieku historie, aż do współczesnych rzeczywistych zbrodni i opowieści z dreszczykiem, z aktualną sytuacją kobiet, w wielu miejscach na świecie, wciąż istniejącym okrutnym traktowaniem, przemocą, dyskryminacją i lekceważeniem. Podoba mi się, że Heyjin stawia nie tylko na rzucające długie cienie teksty, ale również na odnajdywanie opiekuńczych istot, humorystycznych akcentów i żartobliwych uwag. Dostrzegam różnice między poszczególnymi gatunkami literackimi zwracającymi się w stronę koreańskiej mitologii. Dowiaduję się, czym jest „pokrewieństwo łona”. Zerkam w okno szamańskiej kultury. Rozszyfrowuję chilgeojiak. W „Dialogach mistrza Zhu” pojawia się wzmianka, jakoby bóstwa należały do niebios, a duchy – do świata ludzi. Te pierwsze są dzięki silnej energii wszechobecne, energia tych drugich zaś po śmierci słabnie i się rozprasza. 

Zerknij na wrażenia po zapoznaniu się z innymi książkami z serii bo.wiem (w odsłonie Mundus) przybliżonymi na Bookendorfinie: "Miasto Meksyk", "25 milionów iskier", "Córki samurajów", "O czasie", „Notre Dame”, "Sprzedam dinozaura", "Lizbona: Królowa Mórz", "Na zawsze w lodzie", "Biblioteka w oblężonym mieście", "Kolekcjoner porzuconych dusz", "Farmaceuta z Auschwitz", "Ziemia dyktatorów", "Śmierć w lesie deszczowym", "Koń doskonały", "Za milion lat od dzisiaj. O śladach, jakie zostawimy".

4.5/6 - warto przeczytać
mitologia, 302 strony, premiera 16.05.2025 (2021)
tłumaczenie Dominika Chybowska-Jang
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

sobota, 6 grudnia 2025

W KSIĘŻYCOWYM LESIE

MICHIKO AOYAMA

"A czyż już samo to, że człowiek ma marzenia, nie dodaje mu przypadkiem blasku?”

Fantastycznie, że tytuł został wybrany na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki, szalenie przyjemny utwór z przesłaniami. Przytula się do serca czytelnika, rozlewa w nim ciepło, wzbudza pokłady głębokiej wrażliwości, wprowadza wielobarwne emocje. „W księżycowym lesie” ujmuje wyjątkową delikatnością i sugestywnością, emanuje blaskiem ludzkiego życia, różnorodnością scenariuszy losów, zmianami wynikającymi z upływu czasu, cyklami narodzin w przyrodzie i naszych umysłach. Wydarzenia, na których Michiko Aoyama snuje miniaturowe opowieści, złączone naturalnymi splotami okoliczności, wzajemną obecnością i oddziaływaniem postaci, nie należą do łatwych, wcześniej czy później spotykają nas, niekiedy wielokrotnie. Pojawia się syndrom wypalenia na płaszczyźnie osobistej lub zawodowej, czasem z obu stron, i wówczas człowiek stoi na rozdrożu, wątpi w podjęte decyzje, czuje się osaczony, nie jest wzbudzić w sobie pewności co do kierunku, w jakim chciałby podążać.

Czterdziestoletnia Reika rezygnuje z pracy pielęgniarki w szpitalu i zastanawia się, co dalej począć ze swoim obszytym nicią nudy wzorem pozornego spełniania się. Wciąż mieszka z rodzicami i nie zanosi się, aby założyła własne ognisko domowe. Trzydziestoletni Honda przenosi się z prowincji do stolicy, aby spełnić marzenie o byciu komikiem. Pomimo braku sukcesu podejmuje wiele prób, nie brakuje mu determinacji, ale czy wystarcza talentu. Na razie pracuje w firmie kurierskiej. Pięćdziesięcioletniego właściciela warsztatu pojazdów dwukołowych zaskakuje decyzja córki o zamążpójściu, wyprowadzce z domu i urodzeniu dziecka. Nie potrafi poradzić sobie z zastrzeżeniami wobec zięcia. Zazdrości żonie bliskiego kontaktu z przyszłą matką. Zaledwie osiemnastoletnia Nachi za wszelką cenę dąży do usamodzielnienia, zarabiania własnych pieniądze i rządzenia swoim życiem. Licealistka w tajemnicy przed szkołą i matką, dorabia w firmie cateringowej. Dwudziestopięcioletnia Matsuko zaledwie trzy lata wcześniej wyszła za mąż a już małżeństwo rozczarowuje ją. Jako artystyczna dusza, pod pozorem potrzeby spokoju w procesie tworzenia, wynajmuje malutkie mieszkanie służące jako gabinet.

Zadziwiające, jak zgrabnie udaje się autorce zaplatać wspólne nici ludzkich losów. Nie dyryguje nimi, ale swobodnie nakłania do przenikania się i wywierania wzajemnego wpływu. Pozornie nieistotne słowa, dotyk i gest stają się impulsem do wyczekiwanych zmian, wyzwalaczem energii koniecznej do ich przeprowadzenia, źródłem pozytywnego nastawienia i wiary w siebie, pomocną dłonią niczym opatrznościowa opieka. I to właśnie człowiek człowiekowi staje się podporą, zamierzenie lub niezamierzenie, na większą lub mniejszą skalę, poważnie lub z humorem. Stopniowo zanikają dysproporcje postrzegania siebie i kogoś innego, na to miejsce wkraczają zrozumienie i szacunek. Patrzenie na innych przez pryzmat własnych wad i zalet, osobowości i temperamentu, ambicji lub rezygnacji, sukcesów lub klęsk, znacząco ogranicza punkt widzenia i odniesienia, wypacza formę relacji, skazuje na wewnętrzną samotność, wbija w stereotypy, wzbudza skłonność do uginania się pod presją społeczną. Ale i perspektywa spojrzenia na siebie oczami innych potrafi przygnieść, jakże ciężko pozbyć się tego toksycznego ciężaru, znaleźć w sobie siły na decyzje zmierzania pod wiatr, sprawdzić własne możliwości, odnaleźć prawdziwego siebie, wzmocnić walutę własnej wartości. Żyjemy w różnych indywidualnych światach, jednak nieustannie przekraczamy ich granice, a to że zbaczamy z kierunku i idziemy inną niż zwykle ścieżką, sprawia, że mamy okazję zyskać szerszą perspektywę i być bliższym prawdy o sobie.

Michiko Aoyama uświadamia, że liczy się nie tylko światło wydobywające się z nas samych, bliskich nam osób, znajomych i nieznajomych, ale również ujrzenie siebie w świetle innych, niczym odbijanie przez Księżyc słonecznego światła, prowadzącego ku szczęściu, miłości i spełnieniu. Krzywdzące potrafią być osądy za szybko wyrażane wobec drugiego człowieka, kiedy niedostatecznie uważnie przyglądamy się rzucanemu przez niego blaskowi. Nie doceniamy promieni aktywności innych wzbogacających nasz świat. Próbujemy zasłonić własne świecenie, gdyż wydaje się nam, że jest niewystarczająco silne, aby oświetlić drogę innym. I jak to w azjatyckiej literaturze, przyjazna narracja, niby prosta a na wskroś przenika duszę czytelnika, pojawiają się odniesienia do przyrody, obecny jest kot pełniący symboliczną rolę, spotykamy postaci sportretowane z głęboką wnikliwością. W "Księżycowym lesie" relacje międzyludzkie wpasowują się w zachowanie Księżyca, tworzą oryginalny klimat zależności i egzystencji.

  (zdjęcie: Biblioteka przy Zielonej)

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura współczesna, 222 strony, premiera 15.01.2025 (2022)
tłumaczenie Barbara Słomka
Książka wypożyczona z biblioteki w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki.

piątek, 5 grudnia 2025

KUBUŚ I JEGO PAN

MILAN KUNDERA

"Pod pewnymi względami mój pan może i jest głupi. Ale ja w jego głupocie znalazłem uroczą mądrość, której na próżno szukałbym w pańskiej inteligencji.”

Kiedy zachwycałam się „Kubusiem Fatalistą i jego panem” Denisa Diderota, nie przypuszczałam, że przyjdzie mi do niej powrócić w formie wariacji napisanej przez innego autora. Milan Kundera dla własnej przyjemności i ucieczce od dramatu na arenie historycznej oddał się procesowi tworzenia sztuki inspirowanej opowieścią o gadatliwym i wypełnionym werwą Kubusiem oraz jego znudzonym i ponurym panu. Powstały trzy akty, rodzaj hołdu dla Diderota. 

Pozytywnie odebrałam niewielki objętościowo utwór, dobrze się przy nim bawiłam, humor nie tak znakomity jak u Diderota, ale z pewnym urokiem, jednak przygody czytelniczej nie zaliczyłam porywającej. Doceniłam, że autor znakomicie bawił się podczas pisania, dał jakby odświeżoną dwoma stuleciami, ale własną wersję, zachował wiele punktów zaczepienia z oryginałem, lecz postawił na własne rozwinięcie, klimat i tempo akcji. Tylko pozornie mogłam powiedzieć, że to już było, bo nie miało to znaczenia, kiedy uwzględniłam źródła i okoliczności powstania utworu. Nie nastawiałam się na szukanie podobieństw i różnic, kroczyłam ścieżką pokonywaną przez dwóch różnych pisarzy, powieść i teatr, fantazję i inteligencję, fikcję i życie. Entuzjastycznie podeszłam do wprowadzenia napisanego przez Kunderę, wiele wyjaśniało i dopełniało. Wytyczne do sztuki budowały wizualny i ruchowy trzon, pomyślałam, że chętnie poszłabym na spektakl.

Wszystko, co nas spotyka na ziemi dobrego i złego, zapisane jest na górze. Nie jestem fanką deterministycznego spojrzenia na świat, ...człek nigdy nie wie, dokąd idzie…, przypisywania boskiej woli lub losowi tego, co dzieje się w życiu człowieka, jednakże wywołuję wynikające z tej perspektywy natychmiastowe pragnienie zaprzeczenia, przekory i przewrotności. Wyjawię panu wielki sekret. Odwieczny podstęp ludzkości. Naprzód znaczy byle gdzie. Z trudem, ale godzę się z nieuchronnością przemijania, nieustannego cyklu egzystencji, ciągłości w powtarzaniu historii w wymiarze ludzkości i scenariuszy jednostek, niekoniecznie współpracuję z determinantami ludzkiej natury i wypadam z fali sarkazmu nad rzeczywistością. Dzieje ludzkie pisane są na nowo tak często, że ludzie nie wiedzą już, kim są. Nie zgadzam się, że poza wyobraźnią i inteligencją niewiele mamy do dyspozycji, nawet jeśli zmieniają się czasy i postrzegania, od nas samych zależy to, co włożymy w codzienność składającą się na całość życia i społecznych relacji, w tym miłości, przyjaźni, oddania i szacunku, i do kompletu, nienawiści, zdrady, drwiny i oszustwa. Nie wyciągamy lekcji historii, nie uczymy się na przeszłości, ale ...czy ten, kto napisał w górze to wszystko, również sam się strasznie nie powtarzał, i czy nie wziął nas zatem za durniów...

3.5/6 – w wolnym czasie
literatura współczesna, sztuka teatr, 126 stron, premiera 10.04.2025 (1971, 1981)
tłumaczenie Marek Bieńczyk
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

środa, 3 grudnia 2025

LEKCJE CHEMII

BONNIE GARMUS

"Często najlepszy sposób, żeby poradzić sobie z czymś złym, to odwrócić to coś o sto osiemdziesiąt stopni, wykorzystać jako siłę, nie zgodzić się, żeby to coś złego cię definiowało.”

Po ostatnich niezbyt podchodzących mi książkach, omawianych w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki, wreszcie propozycja, która sprawiła wiele frajdy i radości, nie zapomniała poruszać ważnych zagadnień i skłonić do luźnych refleksji. „Lekcje chemii” ujęły nietuzinkowością, pozornie lekkim podejściem do fabuły, znakomitym wbiciem się w klimat komedii z wkładem dramatyzmu. Wywołały bardzo dobre wrażenie, co więcej, długo gościć będą w pamięci. 

Bonnie Garmus znakomicie poradziła sobie z powiązaniem ścisłego umysłu z romantyczną odsłoną duszy głównej bohaterki. Zaproponowała czytelnikowi wyjątkową podróż w świat chemii zaklęty we wzorach życia. Akcja toczyła się w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku, w południowej Kalifornii, w naukowym środowisku i w zaciszu domowych gospodarstw. Błyszczała również w telewizyjnym paśmie programu rozrywkowo-kulinarnego, przynajmniej takie były założenia wobec niego, ale jak dokładnie, sami musicie chwycić za książkę i przekonać się. Nie zawiodłam się, dynamicznie przewracałam strony, dostosowałam rytm do rytmu powieści.

Kluczową postacią była Elizabeth Zott, marząca o naukowej pracy, chemiczka koncentrująca się na badaniach i alienująca się społecznie. Jako wyjątkowo zdolna osoba wywoływała zazdrość wśród mniej bystrych i inteligentnych. Połowa dwudziestego wieku nie sprzyjała kobietom w realizacji pragnień, spełniania marzeń, a już z pewnością nie karierze na uczelni lub w instytucie. Męska dominacja wykluczała równouprawnienie i utrwalała dyskryminację płciową. Standardami męskich naukowców były paskudne kumoterstwo i kolesiostwo. Jednakże i kobiety potrafiły zachowywać się wrednie i złośliwie wobec innych kobiet, czując, że są dla nich zagrożeniem. 

Czy nieprzyjazne, krzywdzące i nietolerancyjne ze względu na płeć postawy nie są wciąż obecne w naszym społeczeństwie? Czy udało się je przez kilka dziesięcioleci wyeliminować, a może jedynie nadkruszyć i zmniejszyć intensywność? Czy nie mamy wrażenia, że mniejsze zarobki dla żeńskiej części społeczeństwa, podważanie kompetencji z tytułu urody, narzucanie roli opiekunki domowego ogniska, stygmatyzowanie samotnych niezamężnych matek, odbieranie własnej tożsamości żony poprzez zależność od męża, psychiczne i fizyczne molestowanie w pracy, niestety nadal są obecne, tylko zeszły z oficjalnej sceny i ukryły się zza kulisami poprawności?

Autorka podkręcała fabułę wyważonymi zdarzeniami i zgrabną konstrukcją portretów bohaterów, pierwszoplanowych i drugoplanowych. Każdy otrzymał konkretną funkcję i ciekawą interpretację. Ojciec samotnie wychowujący córkę, pomocna sąsiadka, plotkarska sekretarka, ginekolog zakochamy w wioślarstwie, ksiądz z cieniem padającym na moralność, listowy przyjaciel, wierny pies, i oczywiście, druga połówka uczuciowa Elizabeth, uznany naukowiec introwertyk. Kulturowe uproszczenia, sztuczne granice, krzywdzące stereotypy, seksistowskie uproszczenia, efektownie zderzały się z brawurą, determinacją i wiedzą. Sukcesy i porażki następowały po obu stronach barykady, każda odnotowała uszczerbek na pewności siebie, ambicji i godności, ale tylko jedna trwała w moralnym autorytecie, szacunku do siebie samej i prawdziwym poczuciu wartości. 

„Lekcje chemii” okazał się udanym debiutem, dostarczył rozrywki na wysokim poziomie, dobry humor wpleciony w treść, materiał do refleksji. Jak wiele może znaczyć zmiana i jak wbrew pozorom łatwo nadać impuls do jej rozpoczęcia, skoncentrować się na procesie a nie wymogu natychmiastowego zaistnienia? Tylko zmiana realizowana w dłuższym czasie będzie cechować się trwałością. Narracja przyjemna i zachęcająca, dbająca o równowagę emocjonalną i dawkę szczegółów. Książkę odebrałam w kategoriach utworu z cechami bajki dla dorosłych, to nie zarzut, ale uznanie dla Bonnie Garmus za pomysł na formę przedstawienia mnóstwa cennych przekazów, inspirujących spostrzeżeń i uświadamiających wskazówek. Czy zawsze musimy przystosować się do otoczenia, a może to właśnie ono powinno uwzględnić potrzebę zmian? Czy tak naprawdę można pogodzić macierzyństwo z karierą zawodową? Na ile silna jest nasza wola i determinacja, aby samemu projektować własne życie, teraźniejszość i przyszłość?

(zdjęcie: Biblioteka przy Zielonej)

5/6 - koniecznie przeczytaj
literatura współczesna, 458 stron, premiera 07.09.2022 (2022)
tłumaczenie Marek Cieślik
Książka wypożyczona z biblioteki w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki.

wtorek, 2 grudnia 2025

NIE PRZYZNAM SIĘ NIE JA ZABIŁAM

BEATA PASIK I ZBRODNIA W BUTIKU ULTIMO

GRZEGORZ GŁUSZAK

„Choć nie ma stuprocentowych danych, to niektóre badania wskazują, że w polskich więzieniach nie swoje wyroki odsiaduje od jednego do trzech procent osadzonych… od ośmiuset do dwóch tysięcy czterystu osób.”

Mieszane odczucia wobec książki, jak również wobec sprawy kryminalnej. Grzegorz Głuszak dołożył wszelkich starań, aby przedstawić zbrodnię, śledztwo, rozprawy i wyroki. Dał wgląd w różnorodne dokumenty, aby czytelnik szczegółowo zapoznał się i dokonał własnych interpretacji. Prowadził linię przewodnią narracji, ale też, co bardzo cenne, oddał głos kobiecie oskarżonej o morderstwo sprzed ćwierć wieku. 

Z zainteresowaniem wsłuchiwałam się w materiał i próbowałam wyrobić własną opinię. Przywoływałam z pamięci klimat towarzyszący nagłośnieniu w mediach wydarzeń z grudnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku, w warszawskim butiku Ultimo. Gorący temat długo nie schodził z nagłówków, ale nie było czemu dziwić się, centrum miasta, zbrodnia i młoda kobieta w charakterze oprawcy, oraz szaleństwo opanowujące opinię publiczną. 

Autor skrupulatnie podszedł do docierania do informacji, przekopywał archiwa, starał się jak najbardziej poznać Beatę Pasik, posiłkował się nie tylko pisemnymi świadectwami, ale również rozmowami ze specjalistami z wybranych dziedzin. Widać było, że sprawa wywołała i u niego silne przeżycia, pragnienie doprowadzenia do uzyskania wolności przez kobietę, oczyszczenia z zarzutów i wskazanie tożsamości mordercy. Nie przekonywał sposób prowadzenia narracji, irytowało zbyt dużo powtórzeń. Na plus fabularyzacja rekonstrukcji scen i przeżyć więźniarki. 

Przeszkadzało mocne emocjonalne zaangażowanie autora w opisywaniu sprawy. Wolałam większą bezstronność, gdyż sama potrafiłam analizować informacje, poddawać interpretacji i wyciągać wnioski. Uważałam, że serdeczność i życzliwość wobec Pasik nie powinna znaleźć się na łamach książki, miałam wrażenie, że to pójścia o krok za daleko od obiektywności. Jednak rozumiem, czym kierował się Grzegorz Głuszak jako człowiek podlegający sprzeciwowi wobec niesprawiedliwości, jako autor przywołujący silne emocje wciągające odbiorcę historii, chociaż niekoniecznie jako dziennikarz bezpośrednio sugerujący niewinność Beaty Pasik. 

Pomimo kilku zarzutów, warto było sięgnąć po „Nie przyznam się nie ja zabiłam”. Książka traktowała o zbrodni w butiku Ultimo, jednocześnie obrazowała funkcjonowanie polskiego wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania. Spotykamy się z brakiem kompetencji i umiejętności, uniezależnieniem od polityki i biznesu, ale nie możemy generalizować, ponieważ wielu przedstawicieli tych środowisk imponuje wiedzą, etyką, intuicją i etosem zawodowym. 

4/6 – warto przeczytać
reportaż, 529 stron, premiera 23.09.2025
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.